Łukasz od dziecka chciał być lekarzem – profesjonalnym, szczegółowym i dokładnym, najlepszym w swojej dziedzinie tak, aby mieć pewność, że zrobił wszystko, by pomóc swoim pacjentom.
Jego zaś samego los nie szczędził. 6 lat temu wykryto u niego nowotwór jądra – operacja, chemioterapia, dylematy na temat powiększania rodziny, niepewność i pojawiający się najpierw co 3 miesiące, a potem co pół roku paraliżujący strach podczas badań kontrolnych. 2-letni Wiktor i 5- letnia – Zuzia- dzieci widziały tylko tyle że tatusiowi nie można przez jakiś czas przeszkadzać. On zaś sam cierpiał podwójnie, nie był w stanie w pełni poświęcić się dzieciom, które tak cieszyły się na jego widok, gdy wracał z Oddziału Chemioterapii. Chciałoby się zapomnieć o tym okresie, wyrzucić te wspomnienia w czarną otchłań, ale blizny na jego ciele przypominają o konsekwencjach chemioterapii.
Świat stanął w miejscu
W trakcie leczenia, w okresach lepszego samopoczucia wracał do pracy, bo poza rodziną, która jest dla niego największą wartością, to szpital, a właściwie pacjenci, byli i są jego motorem napędowym do bycia silniejszym – dla innych. Czas mija, mija kolejny rok, w którym prawdopodobieństwo wznowy maleje.
Był 1 kwietnia. Łukasza od dłuższego czasu boli kręgosłup; tłumaczy, że to od stania przy zabiegach. Robi kontrolne badania, są bardzo złe – wstępna diagnoza: toksyczne uszkodzenie wątroby, najprawdopodobniej po chemioterapii. Kubeł zimnej wody – mobilizacja, trzeba poszerzyć diagnostykę i szybko zacząć się leczyć.
3 dni później kardiolog odbył wizytę w szpitalu zakaźnym. Dalsza diagnostyka – CA 19.9 – marker nowotworowy trzustki ponad 6 000 (norma 37).
Po 5 dniach świat dla Łukasza i jego rodziny stanął w miejscu. Wynik MRI jamy brzusznej był jednoznaczny – nowotwór trzustki z przerzutami do wątroby i śledzony.
- To nie może być prawda…! To nie jest prawda… Ile cierpienia może znieść jeden człowiek…?! Dlaczego mój brat, dlaczego nie ja? Obudź się, to tylko zły sen! - mówi załamany brat Łukasza.
Przerzuty na wątrobę
Zarówno Agnieszka, żona kardiologa i sam Łukasz, będąc lekarzami zdają sobie sprawę, iż będzie to bardzo ciężka i nierówna walka, bo z zaawansowanym nowotworem, któremu - jakby było mało - dał przerzuty na wątrobę.
- Łukasz miał wykonaną laparotomię, której celem było pozyskanie wycinków do badań histopatologicznych i genetycznych. To z kolei może otworzyć drogę do celowanego leczenia.
Widzę, jak każdy ruch sprawa mu ból, ale widzę też po nim, że to nie ból fizyczny sprawia największe cierpienie… Oczy ma smutne, ale jest silny – ma dla kogo walczyć, dla żony, dzieci, rodziny. Zaledwie parę dni po laparotomii, bolesnej i ciężkiej, z opatrunkami brzuchu jedzie na chemioterapię, bo nie ma na co czekać. On już wie jak to będzie wyglądało…. FOLFIRINOX – terapia o dobrej skuteczności, ale ze względu na dużą toksyczność powoduje wiele skutków ubocznych. Jednak wszyscy lekarze mówią to samo: najpierw chemioterapia, potem dalsze leczenie, w tym zagraniczne – na które właśnie staramy się zgromadzić środki – tłumaczy załamany mężczyzna wspierający brata.
„To będzie długa i wyboista droga”
Rodzina chorego wierzy, że obecna chemioterapia zatrzyma rozwój raka i nie dojdzie do dalszych przerzutów. Wielką nadzieję pokładają również w terapii celowanej, która nie jest refundowana przez NFZ i nie jest prowadzona w Polsce.
- Mówię bratu, że ten u góry najwyraźniej stwierdził, że tylko Łukasz jest na tyle silny i pełen pokory, aby to wszystko znieść i przetrwać. To będzie długa droga, zapewne wyboista, pełna wzlotów i upadków, ale nigdy pozbawiona nadziei i wiary w to, że mój brat pokona chorobę. Tak jak stara prawda głosi, że dobro wraca do czyniącego dobro, więc do mojego brata musi wrócić ze zdwojoną siłą – podsumowuje.
Pomóc Łukaszowi można dokonując wpłaty na konto: Fundacja Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym „Kawałek Nieba” - Bank BZ WBK- 31 1090 2835 0000 0001 2173 1374, z tytułem: „1577 pomoc dla Łukasza Biedrzyckiego”. Wszelkie dodatkowe informacje znajdują się na stronie www.kawalek-nieba.pl/lukasz-biedrzycki/.
Przyłączamy się do apelu rodziny i prosimy Was o pomoc. Już nie raz udowodniliście, że zawsze można na Was liczyć.
Napisz komentarz
Komentarze