Specyficznie śmierdzący „kurzy dołek”
We wsi Siwiałka opinie wśród mieszkańców na temat roztaczającego się po okolicy zapachu są podzielone. Zapach unoszący się znad fermy drobiu nazywają „specyficznym”.
- Ferma powstała w latach 70. i zawsze odczuwaliśmy ten „specyficzny” zapach – mówi sołtys wsi Ewa Mąkosa. - To jest wieś nie miasto. Niektórzy nie potrafią się do tego przyzwyczaić, to ich sprawa.
Odór nie do zniesienia
Przez miniony weekend nieprzyjemny zapach z fermy dał się części mieszkańców wyjątkowo we znaki.
-Gorące powietrze niosło ze sobą silny odór rozkładającego się mięsa – powiedziała nam mieszkanka Siwiałki. - Nie można było wytrzymać. Wieczorami miałam w domu okna pozamykane, bo smród był silny jak nigdy. Zapach – jakby padliny - dało się czuć w kilkaset metrów od fermy. Takie coś się jeszcze nie zdarzało. Nie można było wyjść na spacer, posiedzieć przed domem czy iść nad jezioro. Przyjezdni pytali, co tak cuchnie i szybko wyjeżdżali.
Według relacji niektórych mieszkańców, nieprzyjemny zapach wzmaga się od dłuższego czasu.
- Kiedyś wentylatory były ustawione do góry , to odór siłą rzeczy szedł 10 m do góry – tłumaczy nasz informator. – Teraz są po bokach, bo tak zezwalają przepisy. Ale większy smród daje się odczuć tak od 3 lat.
Co stało się z padliną?
Media i lokalne służby zelektryzowała informacja mieszkanki Siwiałki, która skarżyła się na nieprzyjemny odór. Skąd taki straszliwy zapach? Możliwe, że w fermie padły kury i nie wiadomo co się stało z padliną. Chyba nie zakopano masowo martwych kur na terenie posesji? To byłaby afera! Swoje wątpliwości mieszkanka przedstawiła redakcji Gazety Kociewskiej, a także przekazała do wiadomości - do Urzędu Gminy Starogard Gd. i do Policji, która natychmiast powiadomiła Powiatowy Inspektorat Weterynarii w Starogardzie Gd.
- Przeprowadziliśmy na miejscu kontrolę – mówi inspektor weterynaryjny ds. środków żywienia zwierząt i utylizacji- lek wet. Ewa Mikołajewska,. – Obsadzonych były cztery kurniki, obsada wynosiła około 23 tys. sztuk., natomiast upadków do 1 do 14 lipca było ok. 6 400 sztuk. skontrolowaliśmy stany upadków i dokumenty wywozu padłych zwierząt z fermy. Na każdym kurniku jest karta wsadu. Wiadomo ile było zakupionych sztuk ile padło, a ile jest odstawianych do ubojni. Wszystko jest do zweryfikowania w dokumentacji fermy.
Według Powiatowego Lekarza Weterynarii winna zaistniałej sytuacji okazała się być firma odbierająca i utylizująca zdechłe kury. W upalne dni nie zdążyła obsłużyć wszystkich klientów, u których była podobna sytuacja. Rozgrzane do granic możliwości kurniki na terenie kilku powiatów zamieniały się w masowe mogiły zaduszonych kur. Odbiór padliny miał mieć miejsce w sobotę. Transport przyjechał we wtorek.
- Chłodnia, która jest przewidziana do gromadzenia padłych ptaków, mieści pół tony padłego drobiu nie była w stanie pomieścić zwiększonego upadku ptactwa 2,5 ton, padłych z powodu upału ptaków – mówi Powiatowy Lekarz Weterynarii lek. wet. Tomasz Ołtarzewski. – Z przeprowadzonej kontroli wynika, że właściciel zgromadził padłe brojlery na przyczepie w magazynie UPPZ. Po prostu nie mógł przewidzieć takich upałów. Niewypatroszony drób w porównaniu z innymi bardzo szybko podlega rozkładowi gnilnemu stąd nieprzyjemny zapach. Tym razem był to przypadek losowy, którego nie dało się przewidzieć, a zwłaszcza trzydobowego opóźnienia odbioru przez firmę zbierającą padłe zwierzęta. Z powodu fali upałów zwiększyły się upadki zwierząt w wielu gospodarstwach.
W nocy koparka?
Mieszkanka wsi powiedziała nam nie tylko o niesamowitym odorze, lecz twierdziła, że w nocy z niedzieli na poniedziałek koparka wykopała na terenie fermy głęboki dół, do którego wrzucono masowo zdechłe kury. Powiedziała, że jest w stanie wskazać miejsce tego dołu. Co mogłoby być przyczyną takiego zachowania? Uważa, że należałoby sprawdzić, czy nie chodzi o chęć ukrycia rzeczywistej (ponadnormatywnej) liczby hodowanych kur w fermie?
Pojechałem na miejsce, aby dowiedzieć się, co działo się na fermie w upalny weekend. Chciałem porozmawiać z właścicielami fermy, aby zweryfikować uzyskane informacje o ”kurzej aferze”. Nie wpuszczono mnie na teren fermy. Zobaczyłem z daleka, we wskazanym przez kobietę miejscu, że jest wyraźnie widoczny plac grząskiej ziemi. Trudno było jednoznacznie określić zza płotu, że to jest zakopany dół. Równie dobrze mógł to być kawałek drogi rozjeżdżonej kołami ciągnika wywożącego z kurnika obornik. Nie pozwolono mi sprawdzić terenu. Jednakże kierownik fermy umożliwił mi rozmowę telefoniczną z właścicielką fermy.
To są wymysły mieszkańców…
- Proszę poczekać przed bramą – stanowczo poinstruował kierownik fermy, który na prośbę po kilku minutach przyniósł telefon z właścicielką fermy na linii. W rozmowie ze mną Małgorzata Karaś – Bresińska wyjaśniła skąd we wsi taki nieprzyjemny smród. Powiedziała o wielu padniętych kurach, które nie wytrzymały upałów. Na pytanie, o zakopywaniu kur na terenie fermy, odpowiedziała, że są to jedynie wymysły mieszkańców. Według właścicielki, najbardziej poirytowani mogą być ci, którzy mieszkają najkrócej i nie mogą pogodzić się ze specyficznym zapachem, który towarzyszy pozostałym od kilkudziesięciu lat.
Chciałem spotkać się z panią Karaś-Bresińską, aby uzyskać więcej informacji na ten temat. Po długich prośbach właścicielka podała swój numer telefonu, jednak pomimo wielu prób nie udało się z nią skontaktować.
Podane przez mieszkankę wsi rzekome miejsce zakopania zwierząt było znane także Powiatowemu Lekarzowi Weterynarii. Jednak – jak twierdzi - nie mógł podjąć żadnych działań kontrolnych tym zakresie.
- Decyzję w zakresie dokładnego przeszukiwania np. rozkopywania terenu fermy może podjąć prokuratura – mówi Powiatowy Lekarz Weterynarii. – Bez jej nakazu, trudno podjąć czynności wymagające nakładów finansowych, zwłaszcza bez wskazania przez anonimowego informatora dokładnego miejsca zakopania i po stwierdzeniu udokumentowanej przez fermę i firmę odbierającą, zgodną ilość padłych zwierząt.
Trzeba zawiadomić właściwy organ…
W sprawie ilości trzymanych zwierząt w kurniku, Powiatowy Lekarz Weterynarii nie stwierdził w czasie kontroli nadużyć. Ilość utrzymywanego brojlera i jego maksymalne zagęszczenie określają jednoznacznie przepisy dotyczące dobrostanu zwierząt. Minimalne warunki utrzymania brojlera kurzego powyżej 5-tego tygodnia życia, wynoszą 17szt/m2. Zupełnie co innego można usłyszeć podczas rozmowy z mieszkańcami Siwiałki. Nawet dorabiający od czasu do czasu przyznają, że kurniki bywają przeładowane.
- W kurnikach stwierdzono średnio ok11szt/ m2. To nie jest ekonomiczne, dla właściciela to strata pieniędzy. Za każdego kurczaczka się płaci, dlatego nie pozwoliłby sobie na zwiększenie zagęszczenia a tym samym zwiększonych upadków – uważa Ewa Mikołajewska.
Powiatowy Lekarz Weterynarii wyraził opinię, że nie rozumie postępowania osób, które posiadając wiedzą o podejrzanych przypadkach mają obowiązek poinformowania odpowiednich organów. Przypomina przy okazji, że w razie zauważenia ewidentnego łamania prawa, należy bezzwłocznie powiadomić Inspektorat.
- Osoba widząca niezgodne z prawem postępowanie, powinna zawiadomić właściwy organ w tym wypadu miejscowe władze gminy, jeżeli nie wiadomo do kogo należy teren, ale jeżeli widzi, że do zakopywania martwych zwierząt dochodzi na czyjejś posesji, czy fermie zwierząt, to zawiadamia natychmiast właściwe organy czyli Policję i Powiatowego Lekarza Weterynarii – tłumaczy Tomasz Ołtarzewski.
* * *
Pytanie zatem na koniec – czy właściwe organy (w tym nasz rozmówca – Powiatowy Lekarz Weterynarii) - czują się już powiadomione o tej śmierdzącej mieszkańcom sprawie i co uczynią, aby zbadać dogłębnie nie tylko problem, lecz ten wskazywany rzekomy „kurzy dołek”? Smrodek jest, jak każdy po swojemu czuje – „specyficzny”, czy zatem nie ma problemu?
Reklama
W upale masowo padły kury na fermie, mieszkańcy skarżą się na przeraźliwy smród
SIWIAŁKA. SPRAWA DLA REPORTERA. Straszliwy smród, upadłe kury, tajemniczy „dołek” na terenie fermy – taką sprawę zgłoszono naszej redakcji. Chodzi o fermę drobiu w Siwiałce (gmina Starogard Gd.). Właścicielka przyznaje, że jest specyficzny zapach – lecz „jak zawsze”. Powiatowy Inspektor Weterynarii po kontroli uważa, że nie ma problemu, a rzekome podejrzenia o nadużycia powinny być skierowane do odpowiednich organów. Nie wiadomo czy i kiedy sprawa trafi do prokuratury. Niektórzy mieszkańcy swoimi spostrzeżeniami chcą podzielić się najpierw z Policją.
- 23.07.2010 00:00 (aktualizacja 23.08.2023 01:04)
Napisz komentarz
Komentarze