Artykuł „Kontrowersyjne manko…” opisujący historię jednego z pracowników sieci sklepów PSS odbił się szerokim echem. Kolejni pracownicy żądają zaprzestania - ich zdaniem nieczystych praktyk - pracodawcy i wyjaśniają jak mógł wyglądać mechanizm naliczania ogromnych mank inwentaryzacyjnych. Prezes PSS dostrzega problem, ale twierdzi, że wszystko odbywa się w granicach prawa. Oskarżenia byłych pracowników nazywa kłamstwem.
Po publikacji artykułu „Kontrowersyjne manko - większe od pensji” rozdzwonił się telefon redakcji GK. Majka, bohaterka artykułu ujawniła jak ona i jej koleżanki zostały obciążone finansowo z tytułu sklepowego manka. Odezwały się inne osoby, które także czuja się pokrzywdzone przez firmę w Starogardzie Gd. Naliczone długi niektórych sięgają 40 tys. zł!
Dług większy od zarobku
Dorota Błażyńska, Adam Bednarski i Sylwia A. zatrudnili się w sklepie 6 sierpnia 2009 r.
- Podczas rozmów kwalifikacyjnych pytałam kierownika sklepu czy manka są wysokie – mówi Sylwia. - Odpowiedział: Nie chce cię straszyć, ale nie są duże. Maksymalnie niecałe 200 zł na rok, więcej na pewno nie.
Jak się okazało, już w październiku każdy z pracowników miał do zapłaty ponad tysiąc złotych.
Do grudnia były trzy remanenty: 12 września, 3 październik i 15 listopad. Za każdym razem pani z kadr dzwoniła, żeby podpisać zapłatę manka – opowiada Dorota Błażyńska.
22 grudnia trójka pracowników miała już po 3,5 tys. zł długu. Tego samego dnia złożyli wypowiedzenie. Wezwania o zwrot środków nie podpisali.
- Powiedziano nam, że robimy świństwo, bo akurat na święta im się zwolnimy – tłumaczy Sylwia.
- To było na tej zasadzie, my (sklep) idziemy wam na rękę, bo będziecie płacić tylko po 100 zł miesięcznie – mówi Dorota Błażyńska.
- A w każdej z tych spraw jest więcej do spłaty niż zarobionych przez ten okres pieniędzy – komentuje Adam Bednarski.
Jakiś czas po złożeniu wypowiedzenia kobiety przypadkowo dowiedziały się, że w sierpniu zastąpiły inny zwolniony zespół.
- Część z ok. 12 – osobowej załogi została przeniesiona do innych sklepów – mówi Dorota Błażyńska. - Wszyscy razem mieli do spłacenia ok. 120 tys. zł manka.
Kto płacił za zepsutą żywność?
Kobiety dokładnie opisują jak według nich miało dochodzić do naliczania horrendalnego manka.
- Jeżeli ja zamówiłam towar, to biorę za niego odpowiedzialność – tłumaczy warunki umowy z pracodawcą Dorota Błażyńska. - Zamówiłam 10 kg mięsa, bo wiem, że to mi zejdzie. Ale jak biuro handlowe firmy zamówi mi nie 10 kg, ale 30 kg mięsa, to co ja miałam z tym zrobić? Pytano, dlaczego tego nie sprzedałam. Tylko, że nie było takiej możliwości, bo zamawiano trzykrotnie więcej. To samo z warzywami, nabiałem itd. Na półkach miało być bogato.
- Było zamawiane a i tak przyjeżdżało co innego – mówi Sylwia A. - Nosiliśmy wszystko do chłodni, ale nawet w chłodni kiedyś wszystko się zepsuje.
- Do tego my ponosiliśmy koszty towarów razem z VAT i marżą, co jest niezrozumiałe – mówi Adam Bednarski.
- To była tylko i wyłącznie zasługa biura – mówi Dorota Błażyńska. - Jako zastępca kierownika sklepu nie mogłam sama zamówić towaru, ale odpowiedzialność ponosiłam ja i inni pracownicy. Musiałam zamówienie składać do biura i tam je ode mnie przyjmowano. Ekspedientka na warzywnym miała w szufladzie dwa zeszyty. W jednym były, rzekome odpisy z biura handlowego, takie droższe produkty, kokosy, ananasy, mango, których nie sprzedano. Nikt nie miał wglądu w to czy było to odpisane czy nie.
- Kiedy przyszliśmy do pracy, były załadowane trzy lodówki – chłodnie mięsa – kontynuuje Dorota Błażyńska. – Smród był niesamowity. W końcu zaczęli to wywozić. Pytaliśmy: co z tym, gdzie to zostanie wpisane? Tego nie wiadomo do dzisiaj. Na pewno zostało wliczone do remanentu. W komputerze nie było stanu towarów. Kto z nas mógł wiedzieć jaki był stan początkowy sklepu? Wcześniej pracowałam w innym markecie. Zaczynaliśmy remanent o godz. 20, o 23. było po remanencie. Zawsze na plusie, chociaż policja była codziennie, tyle było złodziei. Ale tam był kolektor, czyli takie urządzenie, do sprawdzania stanu sklepu. W tym sklepie, nie było wiadomo nic. Nawet jeśli ktoś coś ukradł, to nie wiedzieliśmy, czy to były ziemniaki czy wódka. Nam kazano tylko płacić, ale skąd brały się te kwoty, nikt nie ma zielonego pojęcia.
Tak musi być
Sylwia A. i Dorota Błażyńska, nigdy nie były oskarżane o kradzież, ale…
- Była taka sytuacja, kiedy koleżanka stała na monopolowym stoisku – opowiada Dorota Błażyńska. - Mieszkała na tamtym osiedlu i znała różnych opryszków, głównie z widzenia. Jeden z nich podbiegł i ukradł whiskey z półki. Szefostwo zaczęło jej zarzucać, że ich znała i została zwolniona.
- Kilka razy się zdarzyło, że znajdowałyśmy puszki po piwie, po coli, albo torebeczkę po małych chipsach, ale to jest incydent nie na taka skalę – tłumaczy Sylwia A. - Jak wyprowadzali się piekarze, bo piekarnia została zamknięta, dziewczyny musiały posprzątać szafki znalazły tam różne rzeczy. Butelki po piwie wynosiły skrzynkami.
Piekarze jednak nie mieli udziału w spłacie manka, wszystko zdaniem byłych pracowników szło na konto sprzedawczyń i kierownictwa. Dopiero kiedy przyszło do spłaty długu miały dowiedzieć się z czego on wynika.
Wzięłyśmy wezwania do ręki i poszłyśmy do pani Sylwii Koryziak (Dział Kadr). Powiedziała, że sklep tak sobie wypracował i tak musi być. Najprostszym wytłumaczeniem było to, że wszyscy kradli.
- Gdyby kwoty, które byliśmy winni sklepowi przełożyć na towar, to oznaczałoby, że codziennie ze sklepu ginęła paleta towaru – mówi Adam Bednarski.
Nie byliśmy naiwni
Kobiety opowiadają o tym, w jaki sposób na co dzień kontrolowano ich każdy ruch.
Monitoring był taki, że prezes siedział w domu i na bieżąco nas oglądał. Każda pani z biura też mogła nas oglądać. Co chwilę był telefon, z pytaniem np. dlaczego to mleko tak ułożyłaś? Byłyśmy pod ciągłym obstrzałem.
Kiedy chciałyśmy iść do toalety na przerwie, która nam się należała, to „nie, bo są klienci” – wspomina Sylwia A. - Kierownik zmiany przy wyjściu sprawdzał torebki pracowników, a od takich czynności chyba jest policja. Wszyscy się na to godzili, bo chcieli pracować.
Po publikacji o redakcji GK zwróciło się kilka osób, które to co dzieje się w sklepach PSS opisywały niemal identycznymi przykładami. Na naszym portalu internetowym pojawiło się kilkanaście wpisów, większość potwierdzających wersje zdarzeń Majki opisane w poprzednim artykule. Każda z osób, ma zadłużenie w sklepie, które będzie spłacała przez bardzo długi czas.
- My nie podpisaliśmy wezwania o zapłatę i do dzisiaj nie oddaliśmy ani grosza – mówi Dorota Błażyńska. – Nikt nas za to nie ściga. Całe to mataczenie z remanentami to wykorzystywanie naiwności biednych ludzi. Nie wiedzą do kogo się zwrócić i jak sobie poradzić. Podpisują papier i płacą. Znamy przypadek, że kobieta nie powiedziała mężowi o długu, bo po prostu się boi. A są osoby, które mają już do spłacenia 30, 40 tys. zł.
„Wszystko zgodnie z prawem…”
Chcieliśmy poznać i zaprezentować na naszych łamach wypowiedź przedstawicieli firmy. Rozmawialiśmy z panem Mariuszem Popławskim, prezesem PSS. Podkreślał, że wszystko jest zgodnie z prawem, że pracownicy podpisują umowę o odpowiedzialności materialnej, niczym ta praca nie różni się od pracy w innych sklepach… Jednakże po długiej rozmowie z naszym reporterem, wyjaśnianiu poruszanych przez pracowników kwestiach, odmówił autoryzacji swojej wypowiedzi. Czekaliśmy cierpliwie na wypowiedź Prezesa – autoryzowaną, aby umożliwić czytelnikom zapoznanie się z argumentami strony sporu.
W poniedziałek, 12 lipca obiecano odpowiedzi na nasze pytania, które miał sformułować Radca Prawny firmy. Pomimo prób kontaktu, odpowiedzi nie uzyskaliśmy.
Czasami trzeba działać odważnie
Rozmowa z rzecznikiem prasowym, głównym specjalistą Okręgowego Inspektoratu Pracy Jolantą Zedlewską.
- Czy Inspektorat Pracy kontrolował sklepy sieci PSS po interwencjach pracowników?
- Kontrole Państwowej Inspekcji Pracy prowadzone są nie tylko w wyniku skarg pracowników, a głównie z inicjatywy samego inspektora pracy. W tym roku przeprowadziliśmy jedną kontrolną w PSS i dotyczyła ona sklepu nr „54”,a obejmowała jedynie BHP, a nie prawną ochronę stosunku pracy, w tym zasada naliczania i wypłacania wynagrodzeń.
W ubiegłym roku prowadzone były czynności kontrolne właśnie z zakresu czasu pracy, wynagradzania również dokonywanych potraceń. Wówczas inspektor pracy stwierdził nieprawidłowości w zakresie prowadzonej ewidencji czasu pracy i wypłaty za pracę w godzinach nadliczbowych, nieprawidłowości nie było jednak w dokonywanych potraceniach. W każdym kontrolowanym przypadku dokonywanego przez pracodawcę potrącenia z wynagrodzenia za pracę stwierdzonych niedoborów, pracodawca przedstawił inspektorowi prace pisemną zgodę pracownika. Postępowanie to jest zgodnie z przepisami Kodeksu pracy.
Pracownik chcąc uwolnić się od skutków pisemnego oświadczenia jakie złożył swojemu pracodawcy może to uczynić jedynie wyjątkowo wykazując, że oświadczenie to obarczone jest wadą, o których mówią odpowiednie przepisy Kodeksu cywilnego.
- Czy Inspektorat nie powinien interweniować w sytuacji, kiedy kilkanaście osób ma do spłacenia tak duże kwoty pieniędzy?
- Nie. Zasady odpowiedzialności materialnej uregulowane zostały w Kodeksie pracy, a ponadto w umowach o odpowiedzialności materialne zawieranych przez pracowników z pracodawcą i dopóki nie naruszane są ich zapisy nie ma podstawy do interwencji Inspekcji Pracy. Nie możemy stać ponad wolą osoby zawierających umowy i składających oświadczenia swojej woli, gdy działania te nie naruszają prawa.
- Pracownicy nie mają pretensji do treści umów pracy, ale twierdzą, że nie mieli wpływu na ilość sprowadzanego towaru, bo jak mówią, nikt nie prowadził odpowiedniej ewidencji.
- Jeżeli pracownicy nie czują się odpowiedzialni za straty, które ponosi pracodawca, a wręcz mówią, że nie mogli im zapobiec, to istnieje możliwość uwolnienia się od odpowiedzialności materialnej z tego tytułu. W takiej sytuacji brak jest powodów, dla których musieliby wyrażać zgodę na potrącenia z pensji. Gdyby pracodawca chciał uzyskać odszkodowanie od pracownika, który nie zgodził się na pokrycie niedobory musiałby dochodzić go od niego przed sądem pracy. W takim postępowaniu pracownik będzie miał okazję wykazać, że to kiedy, kto i jaki towar przywoził i odbierał, jeżeli nikt tak jak mówią tego nie kontrolował. Czasami trzeba działać odważnie i w większej grupie, wtedy pracodawca może się zreflektować, że działa nieuczciwie.
- Czyli dla Inspektoratu w tym wypadku wszystko jest zgodnie z prawem?
- Możemy interweniować tam, gdzie jest naruszane prawo pracy, w tym w zakresie prawidłowego wypłacania wynagrodzenia i jego ochrony, jednak działania dokonywane w zgodzie z zapisami prawa nie dają nam uprawnienia do interwencji. Nie posiadamy również uprawnień do tego aby wkraczać w sferę organizacji firmy i zasad kształtowania kompetencji poszczególnych pracowników.
Reklama
Kontrowersyjne manko – ściana płaczu i milczenia
STAROGARD GD. Pracownicy sieci sklepów przeciwko swojej byłej firmie - żądają zaprzestania - ich zdaniem nieczystych praktyk - pracodawcy.
- Karol Uliczny
- 23.07.2010 00:00 (aktualizacja 19.08.2023 10:44)
Data dodania:
23.07.2010 00:00
KOMENTARZE
Autor komentarza: agataTreść komentarza: "Nową przypowieść Polak sobie kupi, Że i przed szkodą, i po szkodzie głupi." autor: Jan Kochanowski. Ciągle na czasie i czuję, że aktualne będzie do końca swiata.Data dodania komentarza: 29.10.2024, 11:44Źródło komentarza: Skrzywdzeni pracownicy wnoszą pozwy przeciw PKP Cargo. Pierwszymi zwalnianymi kolejarzami są ci należący do związku „Solidarność”!Autor komentarza: buźkaTreść komentarza: Ja tu widzę faszystowskie świnie przy korycie. Nic więcej.Data dodania komentarza: 28.10.2024, 21:54Źródło komentarza: Promocja książki dr. Mateusza Kubickiego pt. "Okupacja niemiecka w powiecie starogardzkim w latach 1939–1945"Autor komentarza: agataTreść komentarza: Rączki poobcinać a nie że teraz za nasze pieniądze dlej będą nic nie robic tylko spać i jeśćData dodania komentarza: 28.10.2024, 11:34Źródło komentarza: Policjanci zatrzymali włamywaczy, którzy trzykrotnie okradli niezamieszkały budynek w TczewieAutor komentarza: tutamTreść komentarza: Jeśli co roku ze wszystkich szkół średnich w Starogardzie na studia do Gdańska wyjeżdżają prawie wszyscy maturzyści i po skończeniu studiów już nie wracają, to niestety może tak być.Data dodania komentarza: 28.10.2024, 00:20Źródło komentarza: Starogard się wyludnia?! Z roku na rok miasto liczy coraz mniej mieszkańcówAutor komentarza: tutamTreść komentarza: Dlaczego osoby z marginesu noszą dziś bejsbolówki albo kaptury? Skąd ta wieśniacka hip-hopowa moda?Data dodania komentarza: 27.10.2024, 23:36Źródło komentarza: Ukradł 100 metrów kabla z budowy. Złodziej stanie przed sądemAutor komentarza: tutamTreść komentarza: Dziwnie działają narkotyki, że skakanie po dachu aut jest takie kuszące i atrakcyjne. Pewno siada psychika młodego człowieka, gdy widzi, że prawie każdy pracujący ma dziś samochód, a ja nie.Data dodania komentarza: 27.10.2024, 23:34Źródło komentarza: [NAGRANIE Z MONITORINGU] Młody nabuzowany mężczyzna skakał po dachu auta na starogardzkim Rynku
Reklama
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze