O sprawie z Małego Bukowca zrobiło się głośno, dzięki publikacji w „Gazecie Kociewskiej”, a następnie telewizyjnemu programowi Elżbiety Jaworowicz, która w „Sprawie dla reportera” zajęła się kontrowersyjną transakcją pomiędzy niepełnosprawnym Grzegorzem W. a biznesmenem. Majątek rodzinny Grzegorza W. Miał być przejęty przez B. za kwotę 245 tys. zł. Jednakże pieniędzy tych – jak twierdzi Grzegorz W. - nigdy nie dostał. Sprawą zajmuje się prokuratura.
Kolejne przypadki „interesów” z biznesmenem B. – dzierżawa za symboliczną kwotę pięknego zajazdu od Józefa K. oraz zdobycie od Anny P. domu we Wsi Granicznej (ta sprawa trafiła do prokuratury w Pruszczu Gd.)
Był mało konkretny
Mieszkaniec Gdańska Józef K. od lat prowadzi znany w Osieku i na Kociewiu zajazd. Kiedy 3 lata temu rozpoczęły się problemy finansowe, w jego towarzystwie zaczął pojawiać się biznesmen B.
- Dałem ogłoszenie do gazety, że wydzierżawię zajazd, restaurację i wszystko, co znajduje się na tej posiadłości. Zgłosił się m.in. pan B. – wyjaśnia Józef K. – Wyraził chęć kupna majątku, ale dopiero za rok. Do tego czasu chciał zajazd wydzierżawić.
Jak twierdzi Józef K. biznesmen zapewnił go, że kupi zajazd.
- Od samego początku wydawał mi się mało konkretny – mówi Józef K. – Mieliśmy jechać do notariusza. Mówił, że nie ma czasu, prosił o podpisanie umowy w samochodzie. Umowa była „sklejona” w ten sposób, że nie była w ogóle do zaakceptowania. Nie było żadnych konkretów, można było odstąpić od wszystkiego, była korzystna tylko dla niego.
W końcu doszło do podpisania umowy. Piękny osiecki zajazd został wydzierżawiony B. Jak mówi Józef K., od tego czasu B. zaczął chwalić się, że majątek jest jego własnością.
- Po roku wystąpiłem o rozwiązanie umowy, gdyż B. nie wyrażał chęci zakupu zajazdu – tłumaczy Józef K. – Przez ten czas wszystkie rzeczy miałem w piwnicy pozamykane na klucz. Część z nich zostawiłem, tak żeby mógł na nich pracować, ale część, te które się niszczą i giną zamknąłem pod klucz. Jednakże B. miał jakiś dostęp do piwnicy. Zginęły mi sztućce i masa innych rzeczy.
Dzierżawa za symboliczną kwotę
Przy rozwiązaniu umowy okazało się, że najemcą zajazdu nie był B, lecz jego była konkubina.
- Gdy zaczęliśmy liczyć i sporządzać protokół zdawczo - odbiorczy okazało się, że z zajazdu zginął obraz, stolik, dwie ławy – twierdzi właściciel zajazdu Józef K. - Mam to wszystko udokumentowane.
Józef K. oddał sprawę w ręce mecenasa. Jak twierdzi, na razie, z powodu trudności materialnych, nie oddaje sprawy do sądu, lecz to tylko kwestia czasu.
- Sprawę mogę zrobić z tego, co mam na papierze, z tych rzeczy, które były w piwnicy, nie odzyskam pewnie nic – mówi Józef K. – Obraz Mądrackiego jest wart ok. 4 tys. zł, stół z ławami - ok. 2 tys. zł i wiele innych rzeczy. To wszystko mam wyszczególnione i podpisane przez konkubinę B. Łącznie zginęło rzeczy na ok. 15 tys. zł. Oprócz tego, co było w piwnicy czyli np. drogich sztućców Gerlacha. Straciłem rok czasu i potencjalnie sporo pieniędzy, gdyż po obiecankach kupna, wydzierżawiałem zajazd za symboliczną kwotę.
Dała się zauroczyć
Kolejną osobą, która czuje się poszkodowana jest Anna P. z Gdańska. Twierdzi, że B. wyłudził od niej dom we Wsi Granicznej o wartości prawie 500 tys. zł. Nie może uwierzyć w to, co przydarzyło się jej i rodzinie kilka miesięcy temu. Przyznaje, że zauroczyła się w B. i - jak twierdzi - dała maksymalnie wykorzystać. Przeszła załamanie psychiczne, próbowała popełnić samobójstwo.
- Znam dwóch B., tego sprzed kilku lat i tego obecnego. Ten, którego poznałam kilka lat temu był dobrym człowiekiem – twierdzi Anna P.
W 2004 r. Anna P. budowała dom w Kolbudach. Po finansowych perturbacjach, zgłosiła się do B., który prowadził tartak. Poprosiła o wykonanie dachu.
- Wyżaliłam mu się, spędziłam u niego ok. 2 godzin, powiedział, że ma znajomości w sądzie i może mi pomóc – wyjaśnia Anna P. – Powiedział, żebym się nie martwiła i obiecał, że mi podaruje drzewo na dach. Wtedy był przyjazny i pomocny.
Natchniona budowlanym boomem
Po pewnym czasie Anna P. sprzedała dom w Kolbudach. Jak wyjaśnia, natchniona budowlanym boomem kupiła developerskie mieszkanie na Suchaninie, wzięła kredyt na mieszkanie na Chełmie i jeszcze jedną kawalerkę.
- Zainwestowałam wszystko, co miałam – opowiada Anna. – To były dobre posunięcia, bo pieniądze odzyskiwałam bardzo szybko. Kiedy B. dowiedział się, że sprzedałam dom w Kolbudach, zapytał kiedy oddam mu pieniądze za drewno. To było pierwsze zaskoczenie.
- Kiedyś spotkał się ze mną, mówił, że jest w pilnej potrzebie. Bardzo chciał pożyczyć pieniądze, bo - jak twierdził - miał chwilowe problemy. Mówił, że odwdzięczy się z nawiązką – wyjaśnia Anna P. - Głupio było odmówić, bo ciągle pamiętałam, że mi pomógł. Poprosił o 50 tys. zł. Pożyczyłam mu.
Propozycja „nie do odrzucenia”
Anna P. twierdzi, że pomimo mijających tygodni, pieniądze nie wracały. W marcu 2006 r. B. odwiedził Annę P. z propozycją „nie do odrzucenia”.
- Powiedział mi: ja wiem, że ty miałaś marzenie mieć dom na wsi, mam taki dom w Granicznej Wsi, za to, że mi pomogłaś, ja ci go sprzedam po okazyjnej cenie. Nie chciałam tracić tych 50 tys. zł, spodobał mi się ten pomysł.
Anna P. zgodziła się na propozycję, także pod dużym wpływem córki, która bardzo chciała mieszkać na wsi i mieć swojego konia. Okazyjna cena kupna wynosiła 435 tys. zł. Z mężem sprzedała wcześniej kupione mieszkania, do tego 160 tys. zł miały być ze sprzedaży ziemi szwagra.
Jednakże u notariusza dom we Wsi Granicznej wyceniono tylko na 193 tys. zł.
- Poprosił, żeby w akcie wpisać niższą cenę, bo miał kredyt, a oprócz tego był w trakcie podziału majątku z żoną i nie chciał się z nią za dużo dzielić – twierdzi Anna P. – Nie przyszło mi do głowy, że to mogła być podwójna manipulacja. Wszystko poświadczył notariusz, którego znałam z czasów studiów, był moim wykładowcą.
Po kilku kolejnych miesiącach, B. zgłosił się do Anny P. po pożyczkę.
- Mówił, że jest gorzelnia pod Słupskiem. Chciał ją kupić z przetargu. Prosił o 100 tys. zł – mówi Anna P. – 160 tys. zł byliśmy mu dłużni, bo – jak się okazało szwagier nie dał nam pełnomocnictwa na sprzedaż ziemi. W końcu zaczęłam obwiniać własnego męża, który nie chciał nic pożyczyć. Pojechaliśmy do banku, tam była wielka awantura, ale dał mi te pieniądze.
Niestety, pokwitowania na pożyczkę od B. nie dostałam
Po pewnym czasie dowiedziałam się, że B. rzeczywiście nabył nieruchomość, tylko, że nie była to gorzelnia, a dom w Karolewie - dla konkubiny.
Krótka sielanka we Wsi Granicznej
- Moi synowie byli nastolatkami, nie chcieli mieszkać we Wsi Granicznej – wyjaśnia Anna P. - Nie mieliśmy samochodu, nie mieliśmy pieniędzy, to była wieś bez żadnych atrakcji. Synowie się buntowali, mówili, że mają dosyć moich pomysłów. W końcu zaczęli uciekać z domu i wszystko bojkotować. Wróciliśmy do miasta.
Po tych wydarzeniach B. poprosił pozwolenie na tymczasowe wprowadzenie się do domu we Wsi Granicznej. Tłumaczył to kłopotami w związku. Wtedy Anna P. postanowiła zamienić dom we Wsi Granicznej na dwa mieszkania. Znalazła nabywców z Gdyni.
- Poszłam do prawnika, żeby dowiedzieć się, jak to ugryźć – wyjaśnia Anna P. – Notariusz od razu rozpoznała błędy w umowie pomiędzy mną a B. Powiedziałam, że mam chętnych, ale oni mają dwa mieszkania za 500 tys. zł, a moje - jak wynika z aktu - warte jest niecałe 200 tys. zł.
Po pewnym czasie udało się uzgodnić warunki zamiany domu na mieszkania.
„Mogli mnie swobodnie omotać”
Tymczasem - według relacji Anny P. - do transakcji dołączył B.
- Zabrał mnie do swojego notariusza, po drodze mówił: Chcesz zaufać obcym ludziom? A jak cię oszukają? Powiedziałam, że całą sytuację zawdzięczam jemu. Mówiłam, że dostanę 520 tys. zł, na co odparł, że odkupi ode mnie ten dom. Zaproponował, że da 30 tys. zł więcej, bo ma kupca, który zapłaci nawet 600 tys. zł. Chodziło o jakąś spółkę i zapewniał mnie, że transakcji może dokonać tylko on. Zgodziłam się. Prosiłam, żeby napisał mi chociaż na kartce, że wszystko mi odda. Po wyliczeniach ostatecznych wyszło, że musiał mi oddać 480 tys. zł. Kiedy dojechaliśmy do notariusza okazało się, że umowa jest już przygotowana. Byłam w takim stanie psychicznym, że mogli mnie swobodnie omotać. W ten sposób oddałam mu własny dom. Tym podpisem oddałam mu wszystko, ale jeszcze u notariusza prosiłam o potwierdzenie chociaż na zwykłej kartce, że odda mi 480 tys. zł. Powiedział, że nie, bo będzie musiał płacić podatek, a przecież i tak jego słowo jest droższe od papieru.
Sprawa dla prokuratury
Kobieta mówi, że wkrótce B. proponował jej inne domy w zamian za pieniądze. Jednak - jak twierdzi - nigdy pieniędzy nie otrzymała.
- Później, po reportażu telewizyjnym Jaworowicz doszłam do wniosku, że pieniądze były mu najprawdopodobniej potrzebne na zakup od niepełnosprawnego Grzegorza W. domu w Małym Bukowcu – wyjaśnia Anna P. – Od kilku miesięcy nie mam już kontaktu z B. Sprawa trafiła do prokuratury w Pruszczu Gd.
Głuchy telefon
Kontaktowaliśmy się z biznesmenem B. Próbowaliśmy umówić się na spotkanie. Niestety, pan B. unika rozmów z reporterem, nie chciał rozmawiać także z red. E. Jaworowicz z TVP, która przygotowuje materiał na ten temat. Z nami także nie chciał się spotkać się osobiście ani udzielić wyjaśnień telefonicznie.
Korupcji „Stop!
Sprawami osób, które twierdzą iż zostały oszukane przez przedsiębiorcę B. zajmuje się Stowarzyszenie Bezprawiu i Korupcji Stop.
- Po publikacjach prasowych i wyemitowanym 1 lipca reportażu Elżbiety Jaworowicz – Sprawa dla Reportera w TVP 1, do Stowarzyszenia Bezprawiu i Korupcji Stop zgłosiły się 3 kolejne osoby, które twierdzą ,że zostały oszukane z wyłudzeniem od nich majątku znacznej wartości przez pana B. – mówi Tadeusz Pepliński, prezes Stowarzyszenia BiK Stop. - Mając zeznania kilku osób dochodzi się do wniosku, że są one bardzo spójne i logiczne oraz wzajemnie się uzupełniające w metodach działania oszustwa. Co ciekawe, tak, jak w przypadku Grzegorza W. transakcje z B. były finalizowane w tej samej kancelarii notarialnej.
W czwartek w Sprawie dla reportera
Do sprawy ponownie wraca red. Elżbieta Jaworowicz. Emisja nagrania kolejnego odcinka dramatu małoletnich Ewy i Michała W. odbędzie się w dniu 9 września w programie Sprawa dla Reportera w TVP1.
Reklama
Interesy do stracenia - na pograniczu zaufania. Kobieta twierdzi, że została wykorzystana z premedytacją - straciła dom i 480 tys. zł
KOCIEWIE/GDAŃSK. SPRAWA DLA REPORTERA. Kolejna niewyjaśniona sprawy kociewskiego przedsiębiorcy B. Jest obwiniany o wyłudzenie majątku niepełnosprawnego mieszkańca Małego Bukowca. Po ujawnieniu „Sprawy dla reportera” do redakcji zgłosiły się kolejne osoby, które przedstawiają swoje nieudane interesy z B. Twierdzą, że zostały oszukane.
- Karol Uliczny, AC
- 08.09.2010 10:00 (aktualizacja 16.05.2023 23:58)
Data dodania:
08.09.2010 10:00
KOMENTARZE
Autor komentarza: agataTreść komentarza: "Nową przypowieść Polak sobie kupi, Że i przed szkodą, i po szkodzie głupi." autor: Jan Kochanowski. Ciągle na czasie i czuję, że aktualne będzie do końca swiata.Data dodania komentarza: 29.10.2024, 11:44Źródło komentarza: Skrzywdzeni pracownicy wnoszą pozwy przeciw PKP Cargo. Pierwszymi zwalnianymi kolejarzami są ci należący do związku „Solidarność”!Autor komentarza: buźkaTreść komentarza: Ja tu widzę faszystowskie świnie przy korycie. Nic więcej.Data dodania komentarza: 28.10.2024, 21:54Źródło komentarza: Promocja książki dr. Mateusza Kubickiego pt. "Okupacja niemiecka w powiecie starogardzkim w latach 1939–1945"Autor komentarza: agataTreść komentarza: Rączki poobcinać a nie że teraz za nasze pieniądze dlej będą nic nie robic tylko spać i jeśćData dodania komentarza: 28.10.2024, 11:34Źródło komentarza: Policjanci zatrzymali włamywaczy, którzy trzykrotnie okradli niezamieszkały budynek w TczewieAutor komentarza: tutamTreść komentarza: Jeśli co roku ze wszystkich szkół średnich w Starogardzie na studia do Gdańska wyjeżdżają prawie wszyscy maturzyści i po skończeniu studiów już nie wracają, to niestety może tak być.Data dodania komentarza: 28.10.2024, 00:20Źródło komentarza: Starogard się wyludnia?! Z roku na rok miasto liczy coraz mniej mieszkańcówAutor komentarza: tutamTreść komentarza: Dlaczego osoby z marginesu noszą dziś bejsbolówki albo kaptury? Skąd ta wieśniacka hip-hopowa moda?Data dodania komentarza: 27.10.2024, 23:36Źródło komentarza: Ukradł 100 metrów kabla z budowy. Złodziej stanie przed sądemAutor komentarza: tutamTreść komentarza: Dziwnie działają narkotyki, że skakanie po dachu aut jest takie kuszące i atrakcyjne. Pewno siada psychika młodego człowieka, gdy widzi, że prawie każdy pracujący ma dziś samochód, a ja nie.Data dodania komentarza: 27.10.2024, 23:34Źródło komentarza: [NAGRANIE Z MONITORINGU] Młody nabuzowany mężczyzna skakał po dachu auta na starogardzkim Rynku
Reklama
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze