Do zdarzenia doszło tuż przed zamknięciem sklepu. Pani Zofia zmywała podłogę i przygotowywała się do podliczenia utargu z całego dnia. Jak mówi, w kasie nie było zbyt wiele pieniędzy, bo część utargu trafia przez terminal prosto na konto. Gdy otworzyły się drzwi, kobieta była przekonana, że to któryś z klientów, któremu zabrakło cukru, masła, czy papierosów.
– Było to około godziny 21.40, może 21.45 w Walentynki... Sprzątałam już sklep i usłyszałam, że ktoś wchodzi do sklepu. Myślałam, że klient, ale on krzyczał: Siano! Dawaj siano! – relacjonuje nam Pani Zofia. - Nie zareagowałam. Drugi raz zawołał: Siano! Odwróciłam się i zobaczyłam, że trzyma pistolet i kieruje go w moją stronę. Pomyślałam, że to napad. W pierwszej chwili pomyślałam, że nie dam rady nic zrobić – opowiada.
Napastnik nie spodziewał się ataku
Pani Zofia trzymała w ręku mopa. Bez chwili namysłu przystąpiła do działania i postanowiła wykurzyć przestępcę z lokalu. Być może dzięki szybkiej i stanowczej reakcji naszej rozmówczyni sytuacja potoczyła się w ten właśnie sposób. Napastnik nie spodziewał się, że sporo niższa od niego kobieta zaatakuje i to w tak spektakularny sposób.
– Uznałam, że atak będzie najlepszą formą obrony w tej sytuacji. Sprawca wołał jeszcze: Siano! i próbował dostać się do szuflady z pieniędzmi. Przecisnęłam się pomiędzy nim i zablokowałam dostęp do kasy. Udało mu się tylko chwycić papierosy. Nie zabrał dużo. Może jedną paczkę, może dwie, może trzy... Złapał to i wybiegł – opowiada właścicielka sklepu, Pani Zofia.
Kobieta ruszyła za nim, ale sprawca najprawdopodobniej odjechał samochodem, w którym czekał już na niego kierowca.
- Już nie widziałam, w którą stronę uciekał. Usłyszałam tylko głośny pisk kół samochodu – dodaje.
Było niebezpiecznie,
ale teraz się z tego śmieję
Zachowanie Pani Zofii wydawać by się mogło nierozsądne i mało odpowiedzialne, jednak wtedy nie było czasu na reakcję. Sprawca celował w sprzedawczynię bronią. Jedno jest pewne – właścicielce sklepu należą się słowa uznania, gdyż w pojedynkę poradziła sobie z dwa razy wyższym, postawnym mężczyzną.
- Dopiero później dotarło do mnie, co mogło się stać. Nie wiem skąd ta odwaga – samoobrona – śmieje się nasza bohaterka. - Wcześniej pracowałam przez wiele lat w dyskotece i tam ciągle się ktoś bil i przepychał. Wchodziłam wtedy w tłum i rozdzielałam. Może to dlatego, że wychowałam sporą gromadkę dzieci? Teraz jest to dosyć zabawna sytuacja, z której sama się śmieję, gdy oglądam nagranie, ale wtedy był dosyć niebezpiecznie – zaznacza.
Sprawca kierował się do kasetki
Właścicielka sklepu nie ma wrogów i nie podejrzewa, kto mógłby stać za napadem.
– Wydaje mi się, że nie był to nikt z okolicy, ale od razu kierował się do szuflady z kasą, więc pewnie znał topografię sklepu. Chociaż jak stwierdził policjant prowadzący sprawę: W którym sklepie kasetka nie znajduje się pod ladą...? Chciałabym poznać sprawcę, spojrzeć mu w oczy i zapytać: po co mu to było?
Śledczy badają sprawę
Nad sprawą pracują śledczy. Którzy zabezpieczyli zebrane na miejscu dowody oraz monitoring.
- Przyjęliśmy zgłoszenie w tej sprawie – potwierdziła mł.asp. Małgorzata Szweda z Komendy Powiatowej Policji w Starogardzie Gdańskim. – Obecnie trwają czynności w tej sprawie. Śledztwo prowadzi prokuratura – dodała.
Dementujemy jednocześnie plotki, jakoby sprawę prowadziło Centralne Biuro Śledcze Policji w Gdańsku.
Sprawcy napadu grozi do 12 lat więzienia.
Z kominiarką na głowie, z bronią w ręku
Apelujemy do wszystkich osób, które mogą pomóc w zidentyfikowaniu sprawcy o kontakt z policją. Nawet najdrobniejsze szczegóły mogą okazać się istotne w rozwiązaniu tej sprawy.
W chwili zdarzenia mężczyzna ubrany był czarną bluzę z kapturem, ciemnoszare spodnie dresowe, i czarne buty. Prawdopodobnie miał około 180 cm wzrostu, był postawny i wysportowany.
Więcej o tej sprawie przeczytacie w aktualnym wydaniu Gazety Kociewskiej
Napisz komentarz
Komentarze