O swojej historii i pasji dającej satysfakcję i motywację do dalszego działania Juli Piekarskiej i Nikoli Raszewskiej opowiada Natalia Woźniak, fotografka i nauczycielka przedmiotów zawodowych na kierunku Technik Fotografii i Multimediów w TEB, bardzo lubiana przez uczniów.
Nasza bohaterka pochodzi ze Starogardu, ma 26 lat a od dwudziestu zmaga się z chorobą Olliera.
Lubi Pani to czym się zajmuje?
- ,,Wybierz pracę, którą kochasz, a nie przepracujesz ani jednego dnia więcej w Twoim życiu.” – Tak to właśnie wygląda u mnie – przyznaje i dodaje, że zamieniłam pasję w pracę i była to najlepsza decyzja w jej życiu. - Pasja daje niewyobrażalną satysfakcję i jednocześnie motywację do dalszego działania i szkolenia się w danej dziedzinie. Potrafi zjednoczyć z innymi ludźmi i jest czynnikiem, który nadaje sens naszemu życiu. Każdy powinien odnaleźć w swoim życiu coś co go uszczęśliwia i nie uzależniać swojego szczęścia tylko i wyłącznie od drugiego człowieka.
- Od czego zaczęła się Pani przygoda z fotografią?
- Kiedy miałam 13 lat fotografowałam aparatem mojej przyjaciółki. W wieku 15 lat zapisałam się na pierwszy profesjonalny kurs fotografii a po jego zakończeniu zbierałam na pierwszy aparat fotograficzny. Wtedy zakochałam się w fotografii na całego. Obecnie studiuję Marketing i Komunikację Społeczną na studiach drugiego stopnia.
Jak wygląda nauka na którychś studiach z rzędu?
- Przed rozpoczęciem trzeciego roku Wzornictwa zdecydowałam się postawić wszystko na jedną kartę i spełniać swoje marzenia aplikując na Akademię Sztuk Pięknych. Większość osób nie potrafiła zrozumieć dlaczego decyduję się na zmianę studiów mając za sobą już dwa lata edukacji na studiach licencjackich. To był przełomowy moment w moim życiu. Zrozumiałam, że studia nie są przymusem, a kierunek jaki obieramy w naszym życiu należy wybierać zgodnie z samym sobą. Zmieniłam miasto, uczelnię i pracę czując przy tym niesamowitą ulgę i szczęście. Po zmianie zaczęłam czerpać z edukacji dużo radości i satysfakcji. Podchodziłam też do studiów z większym luzem, bo przecież nikt mnie do nich nie zmuszał...
Choruje Pani na Olliera?
Jestem posiadaczką nieuleczalnej choroby Olliera, której częstość ocenia się na 1:100 000 więc można powiedzieć, że jestem ,,szczęściarą”. Kiedy miałam dwa latka niefortunnie złamałam nogę. W wyniku tamtego wypadku okazało się, że moje kończyny nie rosną równomiernie. W wieku 7 lat moja lewa kończyna była krótsza o 7 cm. W tym samym czasie założono mi pierwszy aparat Illizarova. Mam za sobą 7 operacji, w tym 3 aparaty Illizarova dzięki którym moja noga została wydłużona o 11 cm. Można powiedzieć, że mam 20 lat rehabilitacji. Przed każdą operacją czułam strach, po którym przychodziła świadomość, że nie ma co się mazać tylko wstawać i działać. Tej walecznej postawy nauczyła mnie moja mama.
Czego się Pani nauczyła dzięki swoim przeżyciom?
- Doceniania najmniejszych i najprostszych rzeczy. Nie wiem czy gdybym nigdy nie straciła możliwości poruszania się, doceniałabym tak bardzo niedzielny spacer. Po jednej z operacji poznałam człowieka, który w wyniku wypadku stracił dwie nogi. Powiedział, że jest wdzięczny za ten wypadek, ponieważ dzięki niemu ma więcej czasu dla rodziny i pracę, którą kocha. Takie historie nauczyły mnie przyjmowania z pokorą tego co ,,daje” mi los. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Teraz wiem, że najważniejszym duetem w życiu jest zdrowie i miłość.
Jaką drogę Pani pokonała, aby zaakceptować samą siebie?
Dalszą część rozmowy z Natalią Woźniak znajdziecie w papierowym wydaniu Gazety Kociewskiej.
Napisz komentarz
Komentarze