W Gdyni działa Polskie Stowarzyszenie Morskie Gospodarcze Im Eugeniusza Kwiatkowskiego. Co roku wyróżnia wybranych, zasłużonych ludzi statuetkami Animus et Semper Fidelis (Odważny i zawsze wierny). Uroczystość odbywa się zawsze około 10 lutego lub nawet dokładnie 10 lutego. Dlaczego w tym właśnie czasie? Stowarzyszenie uznało, że dzień 10 lutego zawiera w sobie tajemnice, które stanowią wielką metaforę losu polskiego w dramatycznym XX wieku.
Tajemnica radosna
dotyczy 10 lutego 1920 roku. Tego dnia w Pucku doszło do zaślubin Polski z Morzem. Mimo przenikliwego chłodu, panującego tego dnia nad Bałtykiem, serca były mocno rozgrzane a ksiądz Józef Wrycza, już wówczas legendarny kapłan Kaszubów i Kociewiaków, nie chciał słyszeć o skróceniu kazania na chłodzie, bo przecież zbyt ważna jest materia, o której będzie mówił!
Dwa pierścienie rzucił w morze generał Józef Haller, ukochany na całym Pomorzu za swoje przywiązanie do Boga i do idei niepodległej Polski. Ważne w tym wszystkim było to, że pierścienie na polski ślub z morzem ufundowali pomorscy Polacy, gdańszczanie. W ten sposób to nie jakaś sublimacja Polski łączyła Bałtyk z odrodzonym państwem, lecz żywi ludzie.
Wielu starogardzian tamtego pokolenia szczyciło się odznaką Frontu Pomorskiego, którego dowódcą był Haller. Uczestniczyli w decydującej o zachowaniu naszej suwerenności wojnie ze „wschodnią nawałą”, czyli z bolszewikami. W ogóle rok 1920 był rokiem zwycięstw graniczących z cudem bądź prawdziwe cudem będących, bo przecież państwo było biedne, obciążone latami niewoli i zaniedbań. A jednak zwyciężało i rosło pierwszym, od półtora wieku, pokoleniem urodzonym w wolnym kraju. W Starogardzie zasadzono na Rynku polski Dąb Wolności. Zamiast usuniętego pomnika cesarza Wilhelma!
Nasz starogardzki budowniczy, radny miejski Jan Pillar wybudował w Hallerowie i w Wielkiej Wsi wille generała Hallera a w Helu, przy latarni morskiej, łazienki dla Związku Eksploatacji Wybrzeża Polskiego. Z generałem Hallerem – człowiekiem legendą – wiązała go przyjaźń. Generał odwiedzał często Starogard – oficjalnie i prywatnie – przyczyniając się do ugruntowania patriotycznych nastrojów w mieście, w okresie narastającego zagrożenia niemieckiego.
Tajemnica bolesna
dotyczy też 10 lutego, ale 20 lat później. Rok 1940 był wyjątkowo dla Polaków podły. Znikąd nadziei. Sowieci wywożą tego dnia, od wczesnych godzin rannych, dziesiątki tysięcy Polaków na Sybir. Nie tylko mieszkańców Kresów, ale i „bieżeńców”, czyli tych, którzy uciekli na wschód przed Niemcami. Potem nastąpią kolejne masowe wywózki w kwietniu, w czerwcu i jeszcze w czerwcu 1941 roku. W ciągu niespełna półtora roku czerwony car wywiózł na śmierć lub poniewierkę więcej Polaków niż carowie rosyjscy w ciągu dwu i pół wieku! Wielu z nich pochodziło z Pomorza. Niektórzy, młodzi mężczyźni, odnajdywali się potem w armii gen. Władysława Andersa. Dziesiąty luty będziem pamiętali, gdy przyszli sowieci, myśmy jeszcze spali… Ta smutna ballada sybirska, ułożona w bydlęcym wagonie, jadącym na wschód, była powszechnie wśród polskich zesłańców znana. Kończyła się jak zawsze w takich opresjach suplikacją do Królowej Polski:
I przyszła wiosna, słońce zajaśniało,
lecz u nas wcale nie poweselało,
tylko po lesie słychać głos płaczący:
„O Jezu Chryste, w Ogrójcu mdlejący!”
Polska Królowo, zlituj się nad nami,
nad polską ziemią i nad Polakami,
powróć nas, powróć do ziemi ojczystej,
Królowo Polski! Panienko Przeczysta!
Powrót polskich nędzarzy z Sybiru. Alegoria prof. Stanisława Kulona – wybitnego polskiego rzeźbiarza, który na Sybirze stracił matkę, ojca i troje rodzeństwa. Cudem się wydostał z „nieludzkiej ziemi”. Jedna z 40 płaskorzeźb sybirskiego cyklu profesora (w drzewie lipowym). Pierwsza prezentacja odbyła się w Muzeum Diecezjalnym w Pelplinie a sponsorem przedsięwzięcia była starogardzka firma Labofarm.
Starogardzianka
Irena Ukleja de domo Cieślak urodziła się w rodzinie Andrzeja, podoficera Wojska Polskiego w Stanisławowie – oddelegowanego do tego miasta ze Lwowa. Matka Julia z domu Sydor. Starsze rodzeństwo brat i siostra, młodszy brat. Życie w dalekim, pięknym Stanisławowie (dziś Iwano-Frankowsk na Ukrainie) wspomina jako „anielskie”. Podkreśla zgodne współżycie ludzi różnych narodowości.
Zaczyna się wojna, sowieci aresztują ojca. Wywieźli go do Kozielska. Nie został jednak zamordowany w Katyniu! Pani Irena do dziś jest przekonana, że zadecydował o tym rodzinny „szturm do nieba”. Każdego dnia matka z dziećmi modliła się o powrót męża i ojca. Niewielką część więźniów obozów specjalnych NKWD sowieci umieścili w osobnym obozie Pawliszczew-Bór. Nie wiadomo dlaczego. Może to była kombinacja, mająca ukryć zbrodnię na większości pozostałych?
Mieszkanie Cieślaków zostało obrabowane przez NKWD 13 kwietnia 1940, matka z dziećmi została zesłani do Kazachstanu. Droga na zesłanie. Step, wieś Kazanka. Trzy noce na stepie, w kopie siana. Strach przed wilkami. W Kazance prawie rok. Straszna zima. Wróble zamarzały w locie. Było do 60°C.
Pobyt na zesłaniu trwał aż do roku 1946, kiedy wracali po wielu udrękach do Polski w nowych granicach. „Szturm do nieba trwał”, bo choć Andrzej uratował się od Katynia, trafił do dywizji „kościuszkowskiej” Berlinga, gdzie życie ludzkie niewiele znaczyło i nie wiadomo było, czy wróci kiedyś do bliskich. Przyjechali do Mielewa w powiecie Nowe, gdzie w międzyczasie Andrzej Cieślak, po szczęśliwym zakończeniu szlaku żołnierskiego, podjął pracę jako administrator majątku, przekształconego potem w PGR. Irena ukończyła szkołę podstawową w Rychławie. Marzyła na zesłaniu, że będzie kiedyś uczyła języka polskiego. Marzenie się po latach spełniło. Po maturze w liceum pedagogicznym (Podkreśla, że nigdy nie należała do ZMP…), dostała nakaz pracy w Opaleniu, potem w Nowej Cerkwi. Od 1959 studiowała na KUL, ale wróciła z powodu śmierci matki i choroby ojca. W Gdańsku skończyła studia zaocznie. Pracowała m.in. w Swarożynie. Od lat mieszka w Starogardzie. Poza pracą w szkole była też katechetką. Jej uczniowie to dziś już często starsi ludzie. Szukają z nią kontaktu, bo była zawsze ciepłym człowiekiem i tak jak nikt ich rozumiała. Po tym rozpoznaje się polskich sybiraków. Dziesiąty luty „będziem” pamiętali… Nawet jak ich już nie będzie.
Piotr Szubarczyk
Piotr Szubarczyk pracował przez 18 lat w IPN Gdańsk. Autor książek (m.in. Czerwona apokalipsa. Sowiecka agresja na Polskę i jej konsekwencje, Kraków 2014) oraz kilkuset artykułów o historii Polski i Pomorza. Współpracuje z radiem i TV (m.in. konsultant spektaklu TVP Inka 1946, autor cyklu audycji Świadkowie historii w Radio Gdańsk). Od 40 lat w Starogardzie.