Wbrew pozorom takie zwyczaje stanowią raczej tradycję kulturową naszego kraju, niż realny sens obchodów uroczystości Wszystkich Świętych. Ściśle rzecz biorąc byłoby to bardziej związane z drugim dnie listopada, kiedy wspomina się wszystkich wiernych zmarłych. Niemniej również pierwszy dzień tego miesiąca wiąże się z tzw. ostatecznymi sprawami człowieka. Kościół stawia nam bowiem za wzór licznych świętych, a więc ludzi, od których możemy wiele się nauczyć. Mierzyli się z podobnymi problemami, z jakimi przychodzi nam borykać się dzisiaj, przeżywali te same dylematy życiowe, mierzyli się ze swoimi słabościami i przeciwnościami losu, a także ostatecznie wzorowo zmierzyli się ze śmiercią. W tym obszarze są doskonałymi przewodnikami na czas listopadowego zamyślenia...
Śmierć jest dla człowieka sprawą nieuchronną i każdemu prędzej czy później przyjdzie się z nią zmierzyć. Wówczas nie będzie miało znaczenia pochodzenie, zgromadzony majątek, wykształcenie, ani pozycja społeczna... Dlatego starożytni mawiali mors omnia adequat – śmierć wszystkim jednaka. Może właśnie dlatego współcześnie coraz częściej można spotkać się ze zjawiskiem niepogodzenia z kruchością ludzkiego istnienia. Próbuje się bowiem wyeliminować ten temat z przestrzeni publicznej, jakby chronić przed nim ludzkość. Niemiecki teolog, Josef Pieper, w książce pt. „Śmierć i nieśmiertelność” zauważa, że w niektórych amerykańskich dziennikach celowo pomija się słowo „śmierć” oraz że wiele zakładów pogrzebowych zwinnie posługuje się synonimami, byleby uniknąć użycia tego wyrażenia. Niestety to jedynie „tuszowanie” rzeczywistości i w punkcie wyjścia nieudana próba ucieczki przed nieuniknionym... Chyba w tym momencie należy postawić pytanie, czy ta droga jest właściwa?
Mentalna ucieczka przed nieuchronnością śmierci niekiedy prowadzi do wyobrażeń o nieśmiertelności, która miałby być dla człowieka wymarzoną alternatywą. Kwestię tę ciekawie poruszył czeski dramaturg Karel Čapek w dziele pt. „Sprawa Makropulos”. Opisał przypadek kobiety żyjącej już ponad trzysta lat za sprawą eliksiru podtrzymującego życie. Ostatecznie rezygnuje jednak z przyjmowania cudownego płynu, gdyż dochodzi do wniosku, że nieśmiertelność nie jest źródłem szczęścia, ale frustracji... Niczym nieprzerwany ciąg życia mógłby okazać się przygnębiająco nudny. Determinujący nas czas, mimo że często bolesnej utraty osób, rzeczy lub spraw, nadaje wyjątkowości naszemu istnieniu. Być może w tym tkwi atrakcyjność tak bardzo upragnionego przez nas czasu urlopu czy świat, że mają swój kres. Gdyby się nie kończyły, nie byłyby przecież w żaden sposób wyjątkowe... W szerszej perspektywie tak samo jest z całym naszym życiem. Jak trafnie stwierdza Arystoteles: „to, co trwa długo, nie jest też bielsze, aniżeli to, co trwa tylko jeden".
Średniowieczni mnisi – kartuzi – mieli zwyczaj codziennego pozdrawiania się bardzo niecodziennymi słowami. Chodzi o wyrażenie memento mori, tzn. pamiętaj o śmierci. Żyli w duchu nieustannego przypominania sobie o tym, że ich życie kiedyś się skończy i staną przed Bogiem. Jak pisał św. Paweł w Liście do Rzymian: „Tak więc każdy z nas o sobie samym zda sprawę Bogu” (Rz 14, 12). Pamięć o nieuchronnym przemijaniu nadaje ludzkiemu życiu zupełnie inną perspektywę i z pewnością służy podejmowaniu lepszych, bardziej odpowiedzialnych wyborów.
Uświadomienie sobie konieczności opuszczenia tego świata w przyszłości jest stanięciem w prawdzie i pierwszym krokiem do przygotowania się na dzień naszej śmierci. Jest to najważniejszy dzień w życiu każdego człowieka, ponieważ może zadecydować o tym, jak będzie wyglądała nasza wieczność. Listopadowy klimat ukierunkowaniu refleksji na rzeczy ostateczne. Październik – miesiąc różańcowy – już nas niejako pod to podprowadza. Po wielokroć modlimy się w nim przecież do Matki Bożej, aby wstawiała się za nami „teraz i w godzinie śmierci naszej”. Śmierć może być przecież pojmowana jako, czas przejścia do piękniejszego życia z Bogiem bez końca. Nie jest ona definitywnym końcem naszego istnienia. Stanowi raczej przejście do innego i co więcej lepszego sposobu istnienia. Pięknie wyrażają to teksty Mszy świętej za zmarłych: „Albowiem życie Twoich wiernych, o Panie, zmienia się, ale się nie kończy”. Dlatego św. Paweł napisał do wspólnoty Koryncie: „Dlatego św. Paweł powie: „Gdzież jest o śmierci twoje zwycięstwo? Gdzież jest o śmierci twój oścień?” (1 Kor 15,55).
Jak zostało to już wspomniane, w pierwszy dzień listopada Kościół niejako szczególnie przypomina nam postaci licznych świętych. Bez dwóch zdań można by wiele napisać o tym, jak cenną mogą być inspiracją dla życia każdego współczesnego człowieka. W dodatku zapewne dotyczyłoby to niemal każdego obszaru ludzkiego funkcjonowania. Warto skupić się tutaj na jednej kwestii, która nota bene bywa nieco pomijana w rozważaniach dotyczących osób świętych. Chodzi mianowicie o ich podejście do kwestii końca ziemskiego życia. W przypadku świętych często zamiast mówić o ich śmierci, używa się wyrażenia „narodziny dla nieba”. Jest tak dlatego, że żyjąc w bliskości z Bogiem na tym świecie nie tyle z niego znikają, co właśnie rodzą się dla nowej rzeczywistości. Tak było m.in. z Janem Pawłem II, który pragnął „odejść do domu Ojca”. Śmierć nie była mu straszna, bo uwierzył słowom Jezusa: „W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce” (J 14, 2).
Uroczystość Wszystkich Świętych jest nam niezwykle potrzebna. Nie tylko jednak ze względu na to, byśmy odwiedzili groby zmarłych. Choć to również jest bardzo ważne... Chodzi jednak przed wszystkimi o to, by zachwycić się ludźmi świętymi. Dlaczego? Żeby podobnie jak oni, żyć z myślą o śmierci, która czeka każdego człowieka. Nie ma być to jednak przygnębiająca perspektywa! Ma raczej prowadzić nas do roztropności, aby nasze życie stawało się coraz lepsze, coraz bardziej święte.
Napisz komentarz
Komentarze