Szczególne „zasługi” dla „umacniania niemczyzny na wschodzie” miała stworzona przez niemiecką V kolumnę (nielojalnych obywateli RP do roku 1939!) bandycka organizacja Selbstschutz. Na zachowanych zdjęciach (robili je Niemcy „na pamiątkę”!) z różnych miejsc zbrodni, najwięcej z pomorskich lasów, widzimy cywilnych bandytów, urządzających, pod ochroną Gestapo, zbrodnicze egzekucje Polaków. Sędzią i katem był niemiecki sąsiad!
Trzeba to nazwać
Historycy polscy, zajmujący się tymi zbrodniami, szukali nazwy dla pomorskiej tragedii. Nie wystarczy mówić o Piaśnicy, o Szpęgawsku czy Fordonie. Trzeba dać wspólną nazwę wszystkim zbrodniom z tego czasu, bo dopiero wtedy dotrze do nas ich skala. Przecież tych zamordowanych Pomorzan było więcej niż ofiar Zbrodni Katyńskiej! I tak – przez analogię do Katynia – zaczęto mówić i pisać o Zbrodni Pomorskiej. Obejmuje ona i zamordowanych w Szpęgawsku nauczycieli, i chłopa z Kalisk, który nie podobał się niemieckiemu sąsiadowi, i księdza zamordowanego za to, że wbrew zakazowi spowiadał po polsku.
Pomnik Zbrodni Pomorskiej stanął przed pięcioma laty w Toruniu. Zaprojektował go Zbigniew Mikielewicz. Kształt pomnika symbolizuje roztrzaskany przez pociski, opuszczony dom. Na pomniku wyryto nazwy 400 miejscowości, w których Niemcy mordowali pomorskich Polaków. Wewnątrz znajduje się urna, w której umieszczono ziemie z miejsc tych mordów.
Dzień pamięci
Mamy w kalendarzu polskim dni pamięci – uchwalone przez Sejm RP – poświęcone Zbrodni Katyńskiej (13 kwietnia), Żołnierzom Wyklętym (1 marca) i wielu innym, dramatycznym wydarzeniom z naszej historii. 13 stycznia tego roku Sejm RP ustanowił
Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Niemieckiej Zbrodni Pomorskiej
W uzasadnieniu uchwały posłowie zwracają uwagę na ludobójczy charakter zbrodni niemieckich na obszarze Pomorza oraz na ich skalę! Z około 16 tysięcy obywateli RP, zamordowanych pod niemiecka okupacją już we wrześniu 1939 roku, aż 11 tysięcy ofiar było z Pomorza! Do końca tego roku liczba ofiar wzrosła do 30 tysięcy!
Wskazano najważniejsze miejsca kaźni: Lasy Piaśnicy koło Wejherowa i Lasy Szpęgawskie, Lasy Kaliskie pod Kartuzami, Skarszewy, Mniszek koło Świecia, Dolina Śmierci pod Chojnicami, Rudzki Most koło Tucholi, Karolewo i Radzim koło Sępólna Krajeńskiego, Paterek koło Nakła nad Notecią, Tryszczyn i fordońska Dolina Śmierci koło Bydgoszczy, Barbarka koło Torunia, Klamry koło Chełmna, Łopatki koło Wąbrzeźna, Skrwilno koło Rypina.
Uchwałę od początku pilotowało Kaszubsko-Kociewskie Stowarzyszenie im. Tajnej Organizacji Wojskowej Gryf Pomorski – z Romanem Dambkiem na czele. Roman Dambek jest bratankiem komendanta TOW Gryf Pomorski kpt. Józefa Dambka.
W 80. rocznicę wybuchu II wojny światowej, pracownicy IPN w Bydgoszczy – dr Tomasz Ceran, Mirosław Sprenger i Piotr Wiejak – przygotowali portal internetowy Zbrodnia Pomorska 1939. Zapraszam – szczególnie nauczycieli – do odwiedzania tego portalu i wykorzystania go w edukacji młodzieży.
Pamięci o Zbrodni Pomorskiej nie wolno ograniczać do wizyt pod pomnikiem toruńskim ani do jednego, szczególnego dnia, przyjętego przez Sejm RP – 2 października. Jeśli pamięć ma być żywa i przekazywana z pokolenia na pokolenie, musimy jako Pomorzanie i jako Kociewiacy – szczególnie dotknięci tą zbrodnią – pracować na rzecz pamięci i edukacji, bo dożyliśmy niepokojących czasów, gdy pomniejsza się zbrodnie niemieckie albo nazywa się je enigmatycznie „nazistowskimi” (co to za narodowość?), albo bredzi się, że Niemcy niewinni, bo byli „zniewoleni przez nazizm”!
Na przykład Kaliska
Antoni Cywiński – były wójt gminy Kaliska, radny Rady Powiatu Starogardzkiego – podjął działania, które wydają mi się wzorcowe dla upamiętnienia Zbrodni Pomorskiej w gminach. W gminie Kaliska nie brakuje upamiętnień, ale nie ma miejsca, które by uświadamiało, zwłaszcza młodzieży, tragedię Zbrodni Pomorskiej. Poza tym te upamiętnienia są rozproszone w różnych miejscach. Pan Antoni uważa, że w centrum wsi Kaliska powinna być tablica, wyjaśniająca każdemu, co się kryje za określeniem Zbrodnia Pomorska i wskazująca nazwiska ofiar oraz miejsca zbrodni. A mamy na terenie gminy przykłady niemieckiego bezprawia i zbrodni – już z września 1939 roku – „typowe” dla Zbrodni Pomorskiej.
Na leśnym wybudowaniu w kierunku Franka gospodarowało dwóch braci Stanisław i Franciszek Łojewscy. Każdy z nich miał żonę i pięcioro dzieci. Byli pracowici, więc choć żyli skromnie, rodzinom wiodło się dobrze. Problemem był sąsiad Niemiec. Nazywał się Riczek. Często prowokował i zapowiadał powrót rządów niemieckich na Pomorze. W okolicy ludzie mówili, że „Riczek to jest czart”. Po wejściu Niemców Riczek doniósł policji na braci jako na zawziętych Polaków. W poniedziałek 11 września rano dwóch niemieckich bandytów w mundurach i jeden po cywilnemu przyszli do domu Łojewskich. Obydwie rodziny z dziećmi zostały wyprowadzone na podwórze i sterroryzowane. Niemieccy bandyci poprowadzili Stanisława i Franciszka kilometr do lasu, w kierunku Franku. Tam ich zamordowali a głowy rozbili kolbami. Zabronili komukolwiek ruszać ciała z miejsca, zostały tam przez kilka dni na postrach. W gospodarstwie zostały dwie wdowy, każda z piątką małych dzieci. Przed zakończeniem wojny Riczek uciekł do Niemiec. Ani jego, ani tamtych bandytów nie spotkała nigdy kara.
Kiedy Pomorze wróciło do Polski (1920), Józef Hamera wrócił z Ameryki na Kociewie. Zamieszkał w Piecach, ożenił się, przeniósł się do Kalisk. Był żarliwym patriotą, członkiem Związku Powstańców i Wojaków. Takich niemieccy bandyci nie tolerowali. Zamordowali Józefa tego samego dnia, co Łojewskich. Nie było „sądu”, no bo co miałoby być „sądzone”? Polskość? Za sędziego i kata był niemiecki żandarm. Rozstrzelali Hamerę w parku kolejowym, razem z 19-letnim pracownikiem tartaku w Kaliskach Florianem Nuckowskim. Zostawili Ich na kilka dni w miejscu zamordowania, aby pracownicy tartaku, idąc do pracy, widzieli ich. Syn Józefa Krzysztof (wtedy niemowlak) mówił po wojnie to, co zapamiętała rodzina: „Ojciec musiał się rzucić na nich, bo był przebity bagnetem w pięciu miejscach. Nockowski zginął od strzału”. Józef Hamera był trakowym w kaliskim tartaku. Kiedy Krzysztof dorósł, przyjął się do tej samej pracy. „Ojciec lubił astry. Jak kwitną, noszę mu je pod kamienny pomnik”...
Tego samego dnia w lesie koło Strycha mundurowi bandyci zamordowali Antoniego Kleszczewskiego. Miał dopiero 30 lat, ale był już głową rodziny, miał żonę i pięcioro dzieci. Mieszkali w Dąbrowie. Przed wojną najstarsze z dzieci Antoniego pracowało u Niemca Krauzego, w gospodarstwie rolnym. W czasie młócenia zboża dziecko spadło z maszyny i straciło nogę. Antoni obwiniał za to Krauzego. Kiedy przyszli Niemcy, Krauze postanowił pozbyć się Antoniego i… wyrzutów sumienia. Nasłał na niego mundurowych bandytów. Przyszli po niego (razem z Krauzem!) tego samego 11 września. Zaprowadzili go do lasu pomiędzy Strychem a Kaliskami, tam go śmiertelnie postrzelili. Leżał jeszcze kilka godzin żywy, cierpiał i umierał. Przyszły dzieci, żona i sąsiedzi. Żonę trzymał tak mocno za rękę, że ludzie po śmierci pomagali żonie otworzyć jego dłoń. Niemcy nie pozwalali zabrać ciała Antoniego przez jakiś czas. Na drzewie, pod który umierał, rodzina przyczepiła po wojnie mały krzyż z wizerunkiem Chrystusa i przez lata przynosiła tam kwiaty. Drzewo to od jakiegoś czasu usycha, ale stoi do dziś.
Nie chodzi o zemstę, lecz o zachowanie pamięci. Nie słuchajmy „humanistów”, którzy nas zapewniają, że Niemcy byli „zniewoleni” i dlatego mordowali; że czas o tym zapomnieć. „Jeśli zapomnę o nich, Ty, Boże na niebie, zapomnij o mnie”…
Napisz komentarz
Komentarze