Tak się składa, że wśród tych „znanych postaci” są niemal wyłącznie ludzie znani z niechęci do PiS-u i do prawicy w ogóle. Z niechęci czy raczej z nienawiści, jak aktor Andrzej Seweryn czy aktorka Krystyna Janda. Jeśli ktoś chciał zachęcić do poparcia tej akcji takich ludzi jak ja, to chyba zwariował. Jak można mobilizować do głosowania i do wybrania najlepszych przedstawicieli Polaków w „europarlamencie” (nigdy nie zrozumiem tego dziwactwa, bo instytucja parlamentu kojarzy mi się z najwyższą władzą w państwie a nie w dobrowolnym stowarzyszeniu państw!), skoro w spocie przedwyborczym unika się słów „Polska”, „Polak”, „Polka”! Czy to jest „akcja społeczna”, skoro organizuje ją ogólnopolskie radio, które zostało wrogo i niezgodnie z prawem przejęte i od tego czasu jest po prostu ośrodkiem propagandowym rządu Donalda Tuska?
Jednak dla mnie, wieloletniego pracownika IPN, najbardziej przykra była ta „Europejka i pisarka Niezabitowska”, a tak naprawdę po prostu była rzeczniczka prasowa rządu Tadeusza Mazowieckiego. Już ponad 20 lat temu IPN ogłosił, że była ona tajnym współpracownikiem komunistycznej SB o pseudonimie „Nowak”. To stanowisko IPN do dziś nie uległo zmianie. Niezabitowska tłumaczyła, że ktoś ją wrobił i pisał fałszywe raporty, że pierwszy raz słyszy o jakimś „Nowaku”. Krótko mówiąc, używała wszystkich argumentów, znanych nam później z obrony Lecha Wałęsy TW „Bolka”. IPN cierpliwie tłumaczył, że nie napotkał dotychczas żadnych „fałszywych raportów” i jest mało prawdopodobne, żeby SB oszukiwało SB… Każdy funkcjonariusz był dokładnie rozliczany z wyników swojej „pracy”. Sądy już wtedy grały w ping-ponga: jedne potwierdzały wyniki lustracji Niezabitowskiej przez IPN, inne wydawały orzeczenia korzystne dla Niezabitowskiej. Ostatecznie sprawę umorzono [!] z powodu „złego stanu zdrowia” Niezabitowskiej. Nie bez znaczenia było to, że Niezabitowska była filosemitką, zaangażowaną w budowę muzeum żydowskiego w Warszawie. Broniło ją potężne lobby żydowskie w Polsce i na świecie, a takim ludziom nie wolno niczego zarzucać...
A teraz po latach Niezabitowska wraca w ramach rzekomej „kampanii społecznej”. Już nie jest chora a młodzi Polacy nie pamiętają sprawy sprzed ponad 20 lat, więc dla nich już jest „czysta” [?]. Ale jest drugi powód do niepokoju, związany z jej osobą. Donald Tusk wielokrotnie puszczał oko do esbeków i współpracowników SB (Wałęsa otwierał przecież marsz papierowych serc w Warszawie!), więc być może udział Niezabitowskiej w tej akcji nie jest przypadkowy, lecz zaplanowany [?!], jako łagodne wprowadzenie do nowej polityki wobec dziedzictwa państwa komunistycznego w dzisiejszej Polsce. Do tego obserwujemy wściekły atak na IPN i odżywające nieustannie pomysły jego likwidacji!
9 czerwca idę na wybory i zachęcam do tego każdego Polaka. Nie idę jako „Europejczyk”, bo to nic nie znaczy. Gdybym na pytanie zadane przez Niemca, Francuza czy Holendra, skąd pochodzę, odpowiedział, że „jestem Europejczykiem”, zostałbym wyśmiany jako głupek. Więc odpowiadam normalnie: „Jestem Polakiem, więc głosuję”… Żeby nas nie kantowano z powodu rzekomej „niepraworządności”, żeby nie straszono dwutlenkiem węgla i bliskim końcem świata! Żeby nam nie zwożono nożowników z Afryki i Azji. Głosuję za silną Polską, najważniejszą, najserdeczniejszą dla mnie częścią kontynentu europejskiego.
Ryba psuje się od głowy
Na drugiej sesji Rady Miasta Starogardu wybrano trzeciego wiceprzewodniczącego Rady. O tym, że będzie trzech a nie jak dotychczas dwóch, zdecydowano na pierwszej sesji. Byłem przekonany, że chodzi o to, by w prezydium Rady były reprezentowane wszystkie kluby radnych, by sesje były jak najlepiej przygotowane. Są tylko trzy kluby: KO, Nasz Starogard i PiS. Niestety, zamiast przedstawiciela PiS w prezydium pojawił się drugi przedstawicie KO. Głosowali za tym wszyscy bez wyjątku radni KO i Naszego Starogardu. Można powiedzieć: betonowa „koalicja”! Po co im to podwojenie? Żeby upokorzyć radnych PiS? Żeby ich ostatecznie wyeliminować? Kto zaplanował takie głosowanie? Prezydent miasta czy poseł KO? W sumie wielka żenada. Ale przecież to nic nowego, my to poznaliśmy już wcześniej w Sejmie, kiedy uniemożliwiono największej partii w Polsce wybór jej przedstawiciela do prezydium Sejmu! Nihil novi sub sole. Ryba psuje się od głowy i starogardzka „koalicja” ma prawo rozumieć prawo i dobre obyczaje po swojemu…
Ulica czy osiedle Kopernika? Po co dalej szargać nasze nerwy?
Zgłosiłem moją pierwszą interpelację radnego w tej kadencji. Będzie ich wiele, ogłaszałem je w ramach kampanii wyborczej i jako kandydat na radnego, i jako kandydat na prezydenta miasta. Pierwsza interpelacja dotyczy nieszczęsnego zdwojenia nazw „Mikołaja Kopernika”. Mamy taką ulicę i takie osiedle. Nawigacje samochodowe zawsze zawiozą przybysza na osiedle, nawet jeśli wpisze „ulica Kopernika”. Młody dostawca pizzy też pojedzie na osiedle, dopiero potem przywiezie przestudzoną już pizzę na ulicę Kopernika. Policja, którą wezwałem na ulicę Kopernika (w nocy jakiś pijany kierowca zmasakrował mi bok auta) pojechała najpierw na osiedle, no bo oni też korzystają z nawigacji… Ale jest jeszcze rzecz o wiele gorsza. Tajemnica korespondencji staje się fikcją! Opiekuję się od paru miesięcy mieszkaniem rodzinnym przy ulicy Kopernika. Regularnie moi sąsiedzi wyjmują ze swych skrzynek korespondencję na osiedle, która trafiła pod ten sam numer bloku i mieszkania przy ulicy Kopernika. Piszą ołówkiem, że to nie do nich. Czasem mija tydzień, nim wkurzony listonosz zabierze taką kopertę. To nie jego wina, skoro była zaadresowana „ul. Osiedle Kopernika”. Nie ma tajemnicy korespondencji, bo przesyłka – na przykład z PIT-ami – leży na parapecie, dostępna dla każdego. Kilka razy biegłem na osiedle z taką przesyłką, bo widziałem, że to coś ważnego i lepiej, żeby się nie zgubiło.
Podwojenie nazwy wymyślono jeszcze w czasach PRL i nie przynosi to chwały tzw. Miejskiej Radzie Narodowej, miłośniczce Kopernika. Trzeba to zakończyć. Jeśli mamy pozostać w kręgu astronomicznym, to możemy zmienić nazwę ulicy na przykład na Jana Heweliusza. Wiem, że różni oportuniści, niechętni jakimkolwiek zmianom, podniosą krzyk, że „trzeba wymienić dowody”, że „będą duże koszta” etc. To nieprawda. Jeszcze za premiera Buzka wydano zarządzenie, że zmiana nazwy ulicy nie może powodować kosztów po stronie mieszkańców. Dowodów nie trzeba wymieniać, bo już w nich nie wpisuje się adresu. Dowody rejestracyjne samochodów z adresem właściciela można uaktualnić w starostwie za niewielką opłatą. Prowadzący działalność gospodarczą z ulicy Kopernika będą musieli uaktualnić dokumentację, ale to nic w porównaniu z korzyściami dla ogółu mieszkańców i osiedla, i ulicy. Jeśli Rada Miasta odrzuci moją interpelację, zwrócę się do mieszkańców ulicy i osiedla o jej poparcie.
Po prostu Gorzów…
Radni miasta Gorzów Wielkopolski rozpoczęli kampanię na rzecz zmiany nazwy swego miasta. Gorzów to duży ośrodek (ponad 110 tys. mieszkańców), siedziba władz woj. lubuskiego. Radni uważają, że samo słowo „Gorzów” brzmi dumnie i nie ma potrzeby dodawać do niego jakieś przymiotniki. Uważają, że jedno słowo ułatwi lepszą promocję miasta w Polsce i na świecie. Zgadzam się z tym i przypominam, że już kilka lat temu nawoływałem do POWROTU do nazwy Starogard (nie zmiany), bez żadnych dodatków. Jest tylko jedno miasto na Kuli Ziemskiej, które się nazywa Starogard. To niepisana stolica Kociewia. Ma prawie tysiąc lat, nazwa „Starogard Gdański” ma dopiero 74 lata. Precz z tym.
Napisz komentarz
Komentarze