Na widowni widziałem posła Kazimierza Smolińskiego i prezydenta Starogardu Janusza Stankowiaka. Była też oczywiście dumna pani dyrektor II LO – Hanna Gałązka-Janas. To się chwali. Samą obecnością można przecież pokazać młodzieży, że zrobiła coś ważnego. Nie było posła Patryka Gabriela, ale on – jak wynika z wywiadu dla „Wieści z Kociewia” – ma teraz ważniejsze rzeczy na głowie. Mówił, że dużo czyta, bo jest w takim zespole, co chce usunąć prezesa NBP ze stanowiska… Szukają haków i dlatego tak dużo czytają, na razie bez efektu… Dość dziwne zadanie dla posła z Kociewia.
Panuje przekonanie, że nasza młodzież nie interesuje się historią Polski, że ma wysypkę na wszelką martyrologię i w ogóle patrzy w przyszłość a nie ogląda się wstecz. Brzmi to jak przemówienie programowe partii „europejskiej”? No właśnie. Ale skoro nie wierzymy w partyjne dogmaty, to dlaczego je rozpowszechniamy? Czy takie opinie o młodzieży nie są raczej usprawiedliwieniem nicnierobienia przez większość nauczycieli na gruncie wychowania w miłości do kraju, wychowania patriotycznego? Byłem wzruszony, słuchając „Sanitariuszkę Małgorzatkę” – piosenkę powstańców Mirosława Jezierskiego i Jana Markowskiego o Janinie Załęskiej Małgorzatce” z pułku „Baszta”. Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek usłyszę ten żartobliwy, lecz pełen pięknych treści utwór, „własność” pokolenia AK, śpiewany z takim ogniem przez ludzi urodzonych w XXI wieku! A co dopiero gościnny występ zapatrzonych w swoją panią dzieci z escekowskiej grupy Melo Melody, prowadzonej przez Agatę Hoduń-Glejt! Nie podejmuję się podawania nazwisk wszystkich wykonawców, bo na pewno kogoś bym pominął, a wszyscy byli piękni w tych śpiewach i strojach stylizowanych na rok 1944 – od Julki Kalkowskiej, która imponuje osobowością sceniczną, po najskromniejszego członka młodego zespołu licealistów z II LO i ich przyjaciół. Panie Marczak i Zblewska zastosowały ryzykowny manewr: po pieśniach roku 1944 usłyszeliśmy kilka „warszawskich” piosenek Lombardu czy Niemena, co miało służyć refleksji o Warszawie po latach, ale myślę, że było to przede wszystkim „pod młodzież”, więc pomysł dobry.
Gratuluję dyrekcji II LO, gratuluję wszystkim twórcom spektaklu i wspaniałym wykonawcom.
Nieobecni wystąp!
A teraz – po zasłużonych pochwałach – czas na wytknięcie przykrego braku. W Powstaniu Warszawskim uczestniczyło wielu chłopców ze Starogardu i z Kociewia. Uciekali, narażając życie, przez zieloną granicę z Pomorza do tzw. Generalnego Gubernatorstwa, zwłaszcza do Warszawy, by uniknąć przymusowego zaciągu do Wehrmachtu. Żaden z nich nie pojawił się w spektaklu. To było przykre. Przypominam kilku po raz kolejny.
Zygmunt Bączkowski „Zyga” (*6 VIII 1921 †20 VIII 1944) urodził się w Starogardzie. Był zuchem, potem harcerzem w 20 Pomorskiej Drużynie Harcerzy im. Tadeusza Kościuszki). Niekwestionowany lider, imponował rówieśnikom sprawnością. Zaangażował się w antyniemiecką konspirację. Pamiętał o mordzie na swoich kolegach (12 IX 1939 pod Kokoszkowami), wśród których był harcerz, druh Józef Grzybek. Pamiętał o mordzie na nauczycielach w Lesie Szpęgawskim. Zaprzysiągł Niemcom zemstę. Zaangażował się w działalność harcerskiej grupy konspiracyjnej, która miała kontakty z jeńcami angielskimi i francuskimi, przetrzymywanymi w Starogardzie. Harcerze przekazywali im informacje o sytuacji na frontach. Na wiadomość o ataku sowieckim na Niemcy, Zygmunt z kolegami Pawłem Wyczyńskim i Izydorem Genczą założył 29 czerwca 1941 organizację Jaszczurka, skupiającą starogardzką młodzież i jej nauczycieli. Uczył kolegów posługiwania się szyfrem. Pseudonim „Zyga” i „Lotnik”. Groziło mu wcielenie do Wehrmachtu. Z grupą przyjaciół uciekł do Warszawy (1942). Złożył przysięgę w AK. W tajnej podchorążówce Agrikoli przeszedł szkolenie wojskowe, uzyskał stopień kaprala. Uczestniczył w akcjach sabotażowych. Pseudonim „Jung”. W czasie Powstania w batalionie „Zośka”. Dowodził drużyną. Zginął w walce 20 sierpnia 1944, jako jeden z ostatnich w plutonie. Pochowany przy Srebrnej 10. Po wojnie ekshumowany, pochowany na cmentarzu na Woli.
Tadeusz Rekowski (*1921 †5 IX 1944). Harcerz, postać symboliczna dla naszych powstańców, bo był wnukiem Stanisława Jana Buchholza, pierwszego po zaborach polskiego burmistrza Starogardu. Groził mu Stutthof, uciekł do Warszawy. W czasie Powstania walczył w batalionie „Baszta” jako strzelec „Rulicz”. Ciężko ranny już drugiego dnia walk. Amputowano mu nogę. Przysypany gruzami zbombardowanej przez Niemców kamienicy, umierał samotnie.
Brunon Gałkowski (*5 VIII 1912 †6 VIII 1944). Syn piekarza ze Starogardu. Harcerz. Uciekł do Warszawy, w obawie przed zaciągiem do Wehrmachtu. Żołnierz AK. W czasie Powstania budował barykadę na rogu Marszałkowskiej i Złotej, zginął w obronie tej barykady.
Leon Baumgart (*30 III 1915 †VIII 1944). Kupiec ze Świecia. Zagrożony aresztowaniem, uciekł do Warszawy. Zakonspirowany jako Janusz Grabowski. Żołnierz AK. Zginął w Powstaniu.
Hubert Stangenberg (*1921 †25 VIII 1944). Urodzony w Pelplinie, uczył się w gimnazjum w Tczewie. Harcerz i żołnierz AK ps. „Kuba”. W Powstaniu dowodził drużyną. Zginął na terenie Ogrodu Krasińskich.
Witek Wetta (*1921 †26 IX 1944). Harcerz wodniak ze Starogardu. W 1942 przedostał się do Warszawy. W Powstaniu był dowódcą drużyny w kompanii O-2, batalionu Olza, legendarnego dziś pułku „Baszta”. 26 września 1944 jego drużyna broniła placówki powstańczej przy alei Niepodległości 117-119. Byłem tam niedawno, szukałem tej kamienicy, ale mimo upływu 80 lat kamienica nigdy nie została odbudowana, rosną tam krzewy. Została zrównana z ziemią, bo była broniona przez drużynę Witka zaciekle, podobnie jak inne placówki Olzy przy alei Niepodległości. Rozwścieczeni Niemcy przypuścili atak czołgami od centrum miasta w kierunku Mokotowa. Kapral Witold Wetta został trafiony pociskiem z czołgu, który urwał mu obydwie nogi. Został przeniesiony do piwnicznego punktu sanitarnego, którym kierowała Ewa Matuszewska ps. „Mewa” (od nazwy szybowca, na którym latała przed wojną). Witek strasznie krwawił. Ewa dostała rozkaz natychmiastowej ewakuacji. O ewakuacji Witka i drugiego ciężko rannego nie było mowy, teren był pod silnym ostrzałem. Ewa wydała rozkazy podległym sanitariuszkom a sama została z rannymi. Przyszli niemieccy bandyci, zabili chłopców a Ewę wyprowadzili z piwnicy i zamordowali na schodach. Ciała poległych zakopano w Parku Dreszera. Podczas powojennej ekshumacji wydobyto rozpoznane ciało Ewy. W zaciśniętej dłoni trzymała kurczowo bandaż, którym do końca tamowała krew Witka…
Ewa i Witek
Wracałem z „Sokoła” okrężna drogą, przez nowe, piękne rondo w Pomorskiej i Pelplińskiej. Lubię to miejsce, bo kibice KP Starogard namalowali tam przepiękny znak Polski Walczącej. Kotwica albo W – jak Warszawa. Kojarzony z Powstaniem Warszawskim, choć powstał w roku 1942. Zamarzyłem, by to piękne rondo nazwać na cześć powstańców wiernych Polsce i złożonej przysiędze do końca. Rondo Ewy i Witka! Upamiętniające bohaterów Powstania i jeden z jego dramatycznych epizodów. Rondo starogardzko-warszawskie! Proszę panie Aleksandrę Marczak i Barbarę Zblewską, by zmobilizowały uczestników pięknego spektaklu do wsparcia tej idei. Proszę o to każdego mieszkańca Starogardu. Jako radny zgłoszę ten wniosek na posiedzeniu Rady Miasta 16 grudnia. Proszę o wysyłanie e-mali na adres [email protected] następującej treści: Pani Anna Benert – przewodnicząca Rady Miasta Starogard. Jako mieszkaniec (mieszkanka) Starogardu wnoszę o nazwanie nowego ronda w ulicy Pomorskiej i Pelplińskiej imieniem bohaterów Powstania Warszawskiego - sanitariuszki Ewy Matuszewskiej i kaprala Witka Wetty. Proponuję nazwę Rondo Ewy i Witka.
Treść maila proszę podać mi do wiadomości: [email protected], abym wiedział, w czyim imieniu składam ten wniosek.
Napisz komentarz
Komentarze