Edward Charaniuk, 65- letni syn repatriantów kocha pszczoły. Kocha do tego stopnia, ze potrafi je całować. A ona wcale go nie kąsają, jakby oddawały te pocałunki. Specjalnie dla nas pana Edward decyduje się na włożenie własnej głowy do ula. Spodziewamy się opuchniętej twarzy, ale ona nadal jest taka sama, tyle, że bardziej uśmiechnięta.
Droga z Kleszczewa na Jezierce. Pan Edward ma tu wśród pól swoje rancho. Na co dzień mieszka w Starogardzie. Mieszka to za duże słowo. Raczej sypia. W 40 minut potrafi przyjechać rowerem do swojego królestwa. Królestwa pszczół, wiśni, czereśni, królików, kaczek, gołębi i ryb.
Pszczoły są jednak najważniejsze. Nasz bohater z nimi rozmawia. O piątej rano pan Edward modli się z pszczołami. Na jednym z 25 uli wisi medalion z wizerunkiem Matki Boskiej. Po modlitwie rusza w obchód. Szacuje straty jakie zrobiły mu sarny w przydomowym lesie, nad brzegiem stawu, ogląda czereśniową aleję wiodąca do jego przybytku. Kiedy była susza podlewał te czereśnie wiaderkiem. Mówi, że porobił „straszków” ale to nie ratuje sytuacji, bo bezczelne sarny ogryzają nawet owe „straszki”. Sarny przychodzą na pole, które dawniej było pegeerowskie i rosła na nim kukurydza. Dziś kukurydzy nie ma, a sarny jak głupie przychodzą.
W pasiece
Najpierw oglądamy niemieckie pszczoły rasy Willy. Z jednej rodziny dają 15 kg nektaru. Tegoroczny, lipowy ma trochę inny smak z powodu deszczu. Jest brązowy, natomiast wielokwiatowy- żółty. Kolejna rasa to rasa beskidzka. Oglądamy dwa ule. Z jednego pan Edward zebrał 20 kg nektaru, z drugiego 2. Trafiliśmy na pszczele leniuchy. Idziemy dalej.
- Tu mam pszczoły kaukaskie, czwarte pokolenie. - pokazuje pszczelarz, który o dziwo podchodzi do uli bez żadnego zabezpieczenia- One jeszcze mi się nigdy nie roiły. Trzeba w drugim lub trzecim roku wymienić matki. One są bardzo pracowite i jednocześnie bardzo spokojne. Pszczołą kaukaska ma najdłuższy, bo siedmiomilimetrowy języczek i potrafi pobrać każdy nektar. Inne rasy mają krótsze języczki i nie wszędzie sięgną. Ja mam te pszczółki od pana Cichockiego z Warlubia. Są u mnie już siedem lat i pokrzyżowały się z innymi moimi pszczołami.
Kaukaskie pszczoły dały już w tym sezonie 14 kilogramów miodu. Na 9 ramkach wyciąganych przez gospodarza z ula było kolejnych kilkanaście kilogramów miodu.
- Kiedy miałem pszczoły rojące, lipa mogła cieknąć, a one musiały się wyroić. – wspomina pan Edward- Jak się 5 razy wyroiły, miałem dwie garści miodu w ulu. Takie pszczoły też są.
Kolejne pszczoły pochodzą z Francji, z Alp. Sprowadził je pan Pawski z Kwidzyna, a pan Edward od niego je kupił. Te to dopiero zasuwają. Pierwszego nektaru dały 15 kilogramów!
Umarłbym z tęsknoty
Charaniuk mówi, że umarłby z tęsknoty w ciągu tygodnia, gdyby ktoś mu zabrał pszczoły. Albo by zwariował. Kiedy był chłopcem podglądał trzmiele. Zaznaczał ich gniazda w trawie, żeby wracać i podpatrywać.
Józef Kurowski, nieżyjący już, pszczelarz z Szpęgawska ofiarował mu pierwsze cztery ule (pan Edward tak o nich nie mówi, nazywa je domkami). Od tego rozpoczęła się wielka miłość pana Edwarda.
- Z pszczółkami wszystko robię przepisowo- dodaje nasz bohater- 900 złotych wydaję na cukier. Kupuję 300 kilogramów. Przepis mówi- 15 kg na rodzinę. Już tyle nie daję, ale 10 zawsze. Do tego lekarstwo na werozę. W tym roku podrożało i musiałem wydać na nie 150 zł.
Mam wielu kolegów- pszczelarzy. Jak zrobią byle jak, to i mają byle jak. Nie wszyscy chcą mi wierzyć, że ja robię wszystko jak trzeba. Ale to prawda. Możecie się śmiać, ale kiedy obkarmiam je we wrześniu, każdy domek zostaje pokropiony święconą wodą. Nie mam żadnych problemów, wszystkie pszczoły zimują. Koledzy z Starogardu mówią, że to niemożliwe, bo im połowa pszczół wyzdychała. Jak robią, tak mają. Na werozę są dwa paski, które ja zakładam na jeden domek. Koledzy dają jeden pasek na dwie rodziny. No i mają zarazę! Ja niszczę ją na 95 procent. Na sto nigdy się nie da. Żeby matki nie czerwiły. Ja na Dzień Pszczelarza zawsze przynoszę słój miodu dla księdza. Ja mogę jeść raz na dzień, a zwierzątko u mnie jest pierwsze.
Korzenie
Pan Edward opowiada jak trafił na Kociewie. Tłumaczy historyczne meandry jak to polska ziemia na Wschodzie rosyjską się stała. Jego dziadkowie w 1942 roku zostali wywiezieni z Święcicy Wielkiej w powiecie wołkowyskim (Dziś Białoruś- red.) do Rosji, na Sybir.
- Mieli siedem minut na to, żeby się ubrać. Ruscy stali w miejscu, bo partyzanci wysadzili szyny kolejowe. Ponieważ nie można było jechać Rosjanie oblewali jeńców benzyną i żywcem podpalali.
W rodzinie mama Kamilia miała nas: najstarszą siostrę Teresę, która już nie żyje, potem urodziłem się ja- Edward, siostra Halina, która mieszka w Tczewie i ma obecnie 54 lata, potem były siostry: Janka, Józefa, Marianna, Kazimiera, która mieszka tu na „półchałupie”. Był też brat Ryszard, który także nie żyje. Ojciec już nie żyje (zasadziłem srebrny świerk w dniu jego śmierci), a mama, która ma 85 lat mieszka po sąsiedzku u siostry. Na starych śmieciach, w starym domu. Nigdzie się nie przeprowadzi, a my to rozumiemy, bo starych drzew się nie przesadza.
Dziś czasy lepsze
Pan Edward skończył szkołę kolejową w Tczewie. Najpierw był zawodowym żołnierzem. Nie bardzo mu to odpowiadało, bo był sierżantem. Żartuje, że gdyby był generałem, to kto wie? Rzucił mundur. Pracował całe życie na kolei. Na warsztacie. Stamtąd przed pięcioma laty odszedł na emeryturę.
- Żonę mam z Kręga - opowiada. - Ma na imię Gabriela. To bardzo czysta i pracowita kobieta. Urodziła mi trzech zdrowych synów. Dwóch z nich to mundurowi. Najstarszy Dariusz, jest policjantem w Gdańsku. Najmłodszy Tomasz jest żołnierzem zawodowym. Średni syn Janusz też chciał być żołnierzem zawodowym ale nie pozwolił mu stan zdrowia. Pracuje w tczewskim „POLMO” jako tokarz- frezer.
Zdaniem pana Edwarda dziś dzieci mają dużo lepiej. Twierdzi, że rodzic dziecku dziś może na wszystko pozwolić. Dobrze pamięta, jak czasem zabierał do szkoły suchy chleb. Nie było biedy, ale dobijały ich obowiązkowe odstawy. Gdyby z tych liczonych od każdego hektara odstaw rodzice się nie wywiązali Urząd Bezpieczeństwa z Kościerzyny aresztowałby ojca. Takie to były czasy. Pan Edward mówi, że rolnicy też mają niezgorzej.
- Dziś nikt w konika nie robi, a Unia do wszystkiego dopłaca, a oni jeszcze narzekają - rzuca nagle.- Dzisiaj czasy są o wiele lepsze, a nawet wesolusie. Ja chleba z margaryną czy smalcem nie jem. Stać mnie na więcej.
Wie wszystko
Zapytany przez nas czy wie wszystko o pszczołach i gotów byłby o nich opowiadać wycieczkom, dzieciom, turystom, rozpromienia się i mówi, że bardzo chciałby to robić. Rzucamy zatem całkowicie za darmo pomysł , aby zbudować olbrzymi ul, do którego można by było wejść i naocznie przekonać się co też te pszczoły tam porabiają.
- Matka pszczela żyje 4 lata - mówi nasz przewodnik. - Pszczoła żyje 6 tygodni, a trutnie (samce) 3 miesiące. Młodziutka matka w czternastym dniu po urodzeniu unasiennia się. Aby została zapłodniona musi być słoneczna pogoda. Kiedy nie ma pogody trzeba czekać jeszcze 14 dni. Wszystko należy sobie zapisywać do zeszytu.
Kiedy rozmawiam z kolegami pytam czy wiedzą po ilu dniach matka pszczela się unasiennia, jak długo żyją pszczoły. Pytam i pytam a oni nie wiedzą. Mówię wtedy, że to słabi pszczelarze. Gospodarza kiedyś poznawało się po koniu, a pszczelarza poznaje się po tym jak wygląda pod ulem. U mnie tam nie ma zielska i trawy.
Nasz bohater twierdzi, że pszczoły gniewają się na niego tylko wtedy, kiedy zabiera im miód.
Bez urlopu
Pan Edward nie może, ot tak zwyczajnie wyjechać sobie na urlop. Nie może, bo „pszczoły go trzymają”. Jest sezon. Pszczoły muszą być pod kontrolą. Wystarczy, że któraś z matek się pomyli i wleci nie do tego ula. Wtedy rój bez matki obiera sobie za nią zwykłą pszczołę. Zaczyna ją karmić mleczkiem. Pszczołą zaczyna nieść fałszywe jajeczka. Z czerwcu trutowego ogłupiałe pszczoły chcą wyhodować nową matkę co jest niemożliwe. Bywa, ze później nie chcą już przyjąć do ula prawdziwej matki.
Pan Edward wspomina, że kiedy był początkującym pszczelarzem i roiły mu się pszczoły, zachciało mu się oranżady. Kiedy jej się napił w obecności niespokojnych pszczół –cały rój poderwał się i uciekł. I tyle go pan Edward widział.
Matka pszczela rasowej, hodowlanej pszczoły kosztuje od 50 do 120 zł.
Modlitwa zaklinacza pszczół
KOCIEWIE. Likom, wydawało się, że wszystkie pszczoły są pracowite i że wszystkie żądlą. Guzik prawda. Pszczoły jak ludzie, też bywają leniwe. A trutnie są bardzo potrzebne.
- 17.07.2008 00:03 (aktualizacja 22.08.2023 19:56)
Napisz komentarz
Komentarze