- Jak skomentuje pan dzisiejszą decyzję Sądu?
- Z wyrokami Sądu nie będę się kłócił ani dyskutował. Skoro sędzia stwierdził, że prawo nie zostało złamane, widocznie tak musiało być. Nie jestem prawnikiem, co prawda będąc na studiach miałem podstawy prawa rzymskiego, ale to minione czasy. Uznałem, że zostały naruszone zapisy o referendum. Miałem prawo tak sądzić. Skoro Sąd uznał, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem, trudno mi z tym dyskutować.
- Nie żałuje pan dzisiaj decyzji o skierowaniu sprawy do prokuratury? Wszyscy przypominamy sobie gorący okres przedreferendalny. Atmosfera gęstniała z dnia na dzień.
- Nie rozpamiętuję tego. Sytuacja była, jaka była. Możemy powiedzieć, że skoro sprawa stanęła przed sądem były pewne wątpliwości, które należało rozwiać. Gdyby została definitywnie i jednoznacznie uchylona na samym początku i gdyby policja oraz prokuratura nie znalazły niczego co mogłoby wskazywać złamanie prawa, wiadomo, że nie znalazłoby się to w Sądzie. Uznano, że coś jest na rzeczy. Tak jak powiedziałem, sędzia jest tutaj decydentem ostateczny i podjął decyzję. Z wyrokami się nie dyskutuje.
- Czy nie uważa pan, że pierwsza część mijającego roku została nieco zmarnowana przez całe zamieszanie wokół referendum? Wydaje się, że prezydent jak i osoby bezpośrednio zaangażowane w to co się działo, mogły spożytkować swoją energię na coś zupełnie innego.
- Jak pamiętamy była to inicjatywa oddolna, społeczna, wsparta przez trzy ugrupowania, które znajdują się w Radzie Miasta, a więc Platformę Obywatelską, Stowarzyszenie Kociewskie oraz Prawo i Sprawiedliwość. Coś musiało być na rzeczy skoro te trzy ugrupowania poparły inicjatywę mieszkańców. Z pewnymi zasadami i elementami demokracji nie dyskutuje się. Jeżeli jest możliwość wykorzystania referendum i społeczeństwo czuje taką potrzebę, to tak się robi. Referendum miało taki, a nie inny przebieg i jego wynik także należy uszanować. Nie uważam, by pierwsze półrocze zostało zmarnowane. Tak wielkiej, jak media to określają „wojny” pomiędzy stronami nie było. Nikt nikogo nie pobił, nikt nikogo nie skrzywdził, na nikogo nie napadano, nie używano wulgarnych słów. Natomiast jeżeli są jakieś zasady gry demokratycznej, to je się stosuje. Używa tego jedna i druga strona. Podkreślam, że to czas miniony, jednak gdyby nie pewne zabiegi dotyczące stołówek szkolnych i próby zwolnienia pań kucharek to myślę, że takiego rozpędu, by to nie nabrało.
Napisz komentarz
Komentarze