- Jak wygląda ten przedświąteczny czas w Stowarzyszeniu?
- Jest bardzo pracowity. Właśnie przygotowaliśmy paczki dla naszych dorosłych podopiecznych. Dwa tygodnie temu mieliśmy zbiórkę żywności. Z zabranych produktów robiliśmy paczki dla dzieci w szkołach podstawowych, które zgłosili do nas pedagodzy lub opiekunowie kół wolontariatu. Nasi wolontariusz brali udział w jarmarku „W krainie Św. Mikołaja”. Nawiasem mówiąc, to była bardzo sympatyczna impreza. Na grodzisku było tak pięknie i klimatycznie. Trzeba podkreślić, że warunki do takich imprez są tam bardzo dobre.
- Każdy chce przeżyć te święta spokojnie, ale także w taki sposób, aby na stole nie zabrakło tych podstawowych rzeczy. Jaka jest skala potrzeb w naszym mieście? Czy ilość potrzebujących jest rzeczywiście duża?
- My ograniczamy się głównie do dzieci, które do nas przychodzą oraz osób, które zwracają się po pomoc. Często bywa tak, że zupełnie przypadkowo trafiamy na czyjeś potrzeby. Natomiast bardzo dużo osób potrzebuje wsparcia typu np. przyniesienie obiadu do domu. Mamy po sąsiedzku pana, który z trudem porusza się o własnych siłach i dla którego przyniesienie obiadu z ul. Poznańskiej, przez wiadukt jest dużym problemem. Ktoś inny chce iść do lekarza, ale boi się, bo jest ślisko. Są osoby, które chciałyby zajrzeć na cmentarz przed Wszystkimi Świętymi. Nasza pomoc materialna ogranicza się do zbiórek żywności, więc staramy się pomagać w inny sposób.
- A skąd Pani wyniosła ducha społecznictwa?
- Tego typu pracą zajęłam się dopiero po przejściu na emeryturę. Wtedy zetknęłam się z tym stowarzyszenie. Wychowałam się na książkach typu „Niewidzialna ręka”. Mnie się zawsze podobało, że można komuś pomóc, zostawić ślad, po kryjomu zrobić np. porządek. Pamiętam, że w dzieciństwie żeśmy się tak bawili. Mieszkałam w małej miejscowości, sprzątaliśmy np. jakiejś babci podwórko czy rąbaliśmy drewno. Potem byłam w harcerstwie. Pomaganie było oczywiste.
- Jak zarazić młodych pasją społecznictwa, jak w tych przepełnionych materializmem czasach uwrażliwić ich na krzywdę?
- Na pewno jest taka młodzież, która to czuje. Są to nasi wolontariusze. Mamy ponad 100 czynnych wolontariuszy, którzy pomagają starszym, bawią się z naszymi dziećmi. Nabór wolontariuszy odbywa się zawsze na początku roku szkolnego. Zgłasza się wtedy do nas po kilka, kilkanaście osób z każdej szkoły. Wielu zostaje. Pytamy, czy wolisz pracować z dziećmi, czy odwiedzać np. kogoś starszego, robić zakupy, pomagać w codziennych obowiązkach.
- Czy w tym okresie przedświątecznym czuje się Pani czasem jak Św. Mikołaj?
- Zawsze lubiłam dzieci, młodzież, nigdy nie odczuwałam poświęcenia. Wybrałam taki zawód, ponieważ to lubiłam. Jestem gotowa zrobić wszystko, by dzieciom sprawić radość, niespodziankę. Tak już mam.
- A jak wyglądały święta w Pani rodzinnym domu?
- Święta w naszym domu były zawsze bardzo tradycyjne. Moi rodzice pochodzą z południa Polski, przyjechali tutaj spod Krakowa. Na stołach były mało znane tutaj potrawy, jak np. słynny groch z kapustą, babki pieczone, bigos, zupa grzybowa lub z suszonych śliwek. Obecnie w moim rodzinnym domu kultywuje tę tradycję. Zawsze przygotowuję groch z kapustą. Wszyscy to bardzo lubią, znajomi czasem przychodzą w święta specjalnie, by posmakować tej potrawy. Najsympatyczniejsze jest jednak pieczenie pierniczków. Mam specjalny przepis. Zbierają się wtedy dzieci i wnuki. Najpierw wyrabia się ciasto a potem największa radocha jest, gdy dzieci wycinają z tego różne figury, choinki, bałwanki, nawet swoje imiona. Potem to ozdabiamy i niektóre stawiamy na kominku. W ubiegłym roku piekliśmy te pierniki w Stowarzyszeniu a w tym roku wolontariuszka piekła je specjalnie na jarmark na Grodzisku w Owidzu.
- A które święta w Stowarzyszeniu, może jakaś osoba, zapadły Pani najbardziej w pamięć?
- W ubiegłym roku zapraszaliśmy i w tym roku również zaprosimy do nas panią Zofię. To jest samotna osoba, ma tylko siostrę daleko stąd. Jest zupełnie sama. Jest bardzo sympatyczna, ma wyjątkowy kontakt z dziećmi. Cieszymy się, że jest z nami. Pamiętam także wigilię, gdy odwiedziła nas dziewczynka niepełnosprawna na wózku ze swoim rodzeństwem. Nie traktowaliśmy tych osób jakoś szczególnie, ale to doświadczenie było bardzo miłe. Bardzo sympatyczne było to, że te osoby chciały być wśród nas, czuły się z nami świetnie. Ponadto niesamowita radość jest zawsze wtedy, gdy nasze dzieci otwierają paczki od Świętego Mikołaja. Prośby bywają różne. Listy są bardzo wzruszające. Pamiętam dziewczynkę, która marzyła o różowych botkach. Kiedy otworzyła swoją paczkę i zobaczyła te różowe butki, nie mogła wypowiedzieć słowa. Jej radość była nie do opisania. To trzeba zobaczyć. To jest coś niesamowitego.
- Dziękujemy za rozmowę.
Napisz komentarz
Komentarze