Dzieciństwo...
Leszek Burczyk – „Do dzisiaj pamiętam smak tamtych pomarańczy i orzechów”
Moje dzieciństwo i młodość przypadły na okres, kiedy żyło się bardzo skromnie. W rodzinie składającej się z pięciu osób, w której zarabiał tylko ojciec, musiało być skromnie. Ale właśnie dlatego tak zapadły mi w pamięć wszystkie Boże Narodzenia, bo to był czas absolutnie wyjątkowy. O to, by było inaczej, dostatnio i bogato, dbała mama. Przygotowania do świąt trwały wiele tygodni, ale o tym dowiedziałem się znacznie później. Wszystkie prezenty, zabawki i smakołyki były skrzętnie chowane przed dziećmi. Miały pojawić się dopiero w święta. I tak było.
Po długim oczekiwaniu nadchodziła wreszcie wigilia. Dom był już gruntownie wysprzątany, pachnące pierniki i ciasta upieczone, świąteczne potrawy przygotowane, można więc było zacząć świętowanie. Choinkę w stojaku osadzał ojciec, a strojenie było zadaniem moim i braci. Działo się to dopiero w wigilijny ranek, nigdy wcześniej. Na choince pojawiały się przeróżne ozdoby, w tym wiele przygotowanych własnoręcznie. Czas mijał i padał wreszcie sygnał: nastawiamy stół do wieczerzy wigilijnej. Pomagali wszyscy. Kiedy wschodziła pierwsza gwiazdka, którą musieliśmy wypatrzeć, cała rodzina zasiadała do stołu. Jedno nakrycie pozostawało tradycyjnie wolne. Podczas życzeń i dzielenia się opłatkiem, mama wypowiadała zawsze takie samo życzenie: oby za rok nikogo z nas nie zabrakło przy tym stole… Nikt się nie spieszył, posiłek spożywaliśmy w skupieniu.
Po wieczerzy i wspólnym sprzątaniu, na stole, nie wiadomo skąd, pojawiały się cytrusy, włoskie orzechy i inne smakołyki. Do dzisiaj pamiętam smak tamtych pomarańczy i tamtych orzechów. Kolęd się nie śpiewało, bo śpiewać potrafiła tylko mama. Ale za to były różne opowieści oraz ciekawostki z życia bliższej i dalszej rodziny. Czas mijał i ani się obejrzeliśmy, gdy trzeba było się ubierać na pasterkę. Udawaliśmy się na nią zawsze całą rodziną. Po powrocie skok do łóżka, bo przecież w nocy miał przyjść gwiazdor. Nikt go nigdy nie widział, ale rano pod choinką pojawiały się zawsze wspaniałe prezenty. Może niezbyt kosztowne, ale dziwnym trafem, właśnie takie, na które czekaliśmy. Czy można zapomnieć atmosferę takich świąt?
Magiczny czas...
Maria Orlikowska – Płaczek – „Mikołaj nie zawodzi i zawsze pojawia się w naszym domu”
Święta Bożego Narodzenia, to trzy dni przeżyć w cudownej, rodzinnej atmosferze. Spędzamy je oczywiście zgodnie z tradycją. Dzieci ze swoją rodziną przyjeżdżają do nas, czyli dziadków, następnie dołączają kolejni goście. Przed Wigilią obowiązkowo najmłodsi w rodzinie stroją choinkę, natomiast w dzień Wigilii wspólnie przygotowujemy potrawy, co najmniej 12, które stawiamy na odświętnie przygotowanym stole. Pod obrusem chowamy siano – tak zawsze w domu robiła moja mama, u której spędzaliśmy dotychczasowe Święta. A na stole oczywiście nie może zabraknąć miejsca dla niezapowiedzianego gościa. Wieczerzę rozpoczynamy modlitwą i dzielimy się opłatkiem. Składając sobie życzenia świąteczne, spożywamy kolację. Dzieci bardzo się niecierpliwią. Wiadomo, czekają na Św. Mikołaja i prezenty. Mikołaj nie zawodzi i zawsze pojawia się w naszym domu. W tę rolę wciela się któryś z domowników. Dzieci wpatrują się w niego bezustannie. On rozdaje prezenty, które leżą pod choinką i co ważne: prezent otrzyma tylko ta osoba, która powie wierszyk lub zaśpiewa piosenkę. Jest naprawdę bardzo wesoło. Każdy bierze udział, bez wyjątków. Następnie córki siadają do pianina i wszyscy, wspólnie śpiewamy kolędy. To bardzo fajny i miły zwyczaj w naszym domu. O godzinie 22. lub 24. wszyscy idziemy na pasterkę. Gdy wracamy przygotowujemy herbatę lub kawę na rozgrzanie, a kto zgłodniał spożywa posiłek. Bywa, że kładziemy się spać dopiero ok. godz. 3, 4 nad ranem. Pierwszy i drugi dzień Świąt wyglądają podobnie. Zaczynamy śniadaniem, następnie idziemy do kościoła, później jest obiad i kolacja. Te dwa dni upływają nam na rozmowach i spacerach na świeżym powietrzu. Dzieci, jak to dzieci - skupiają się na zabawkach, które wręczył im Św. Mikołaj. Gdy kończy się ten magiczny czas skupiamy myśli i przestawiamy psychicznie, bo czas wracać do pełnienia obowiązków w pracy. I tak, żal, że mijają te nasze Święta, bo przecież było tak fajnie...
Te jedyne, niezapomniane...
Ks. Janusz Lipski – „Tęsknię za tymi Świętami z dzieciństwa”
Wspominam często z wielką nostalgią Święta Bożego Narodzenia z okresu dzieciństwa. Może tym bardziej teraz do nich wracam, bo zbliżające się święta będą pierwszymi, kiedy nie będzie już z nami obojga naszych rodziców. Pamiętam ten podniosły nastrój przedświąteczny, kiedy to w ostatnich dniach adwentu po naszej wsi od domu do domu chodził św. Mikołaj. Jako małe dziecko bałem się jego wizyty. Z ubieraniem choinki czekaliśmy zawsze do wigilijnego popołudnia i rozbłyskała choinka (naturalna oczywiście) wraz z pojawieniem się pierwszej gwiazdki na niebie. Czekając na ten moment tato przekazywał nam barwne opowiadania bożonarodzeniowe. Słuchaliśmy zawsze z wielkim zaangażowaniem i zadziwieniem. Zdarzało się nawet, że przez dziurkę od klucza zaglądaliśmy do pokoju, gdzie stała choinka, a mama rozkładała tam upominki. Nie oczekiwaliśmy żadnych wielkich podarunków, same słodkości dawały nam ogrom radości.
Gdy nadchodził czas wieczerzy wigilijnej tato prowadził modlitwę, śpiewaliśmy kolędy, czytaliśmy Pismo Święte, modliliśmy się za naszą rodzinę i we wszystkich bliskich nam intencjach, potem posiłek, śpiew kolęd, wręczani prezentów i oczywiście Pasterka. Tęsknię za tymi Świętami z dzieciństwa.
Te Święta, które przeżywam teraz też mają swój urok. Przebieg ich jest podobny, tylko, że teraz to ja jestem głową rodziny, która zostało powierzona mi dekretem Księdza Biskupa i czuję na sobie odpowiedzialność za to, aby były to święta rodzinne, w naszej kapłańskiej rodzinie.
Zawsze pozostawało przygotowane miejsce dla gościa przy stole wigilijnym, tak w domu rodzinnym, jak i w plebani. Do tej pory jeszcze nie zapukał nikt do drzwi podczas wieczerzy wigilijnej, ale czuję odpowiedzialność za osoby, które są w trudnej sytuacji; przygotowujemy dla biednych kilkaset paczek, które rozdajemy przed świętami. W tym miejscu pragnę też podziękować wszystkim, którzy składają swoje dary, aby dzielić się z innymi. To piękny znak miłości i chrześcijańskiej solidarności.
W tym miejscu Zespołowi Redakcji Gazety Kociewskiej, wszystkim Czytelnikom, moim Parafianom, wszystkim Gościom, Mieszkańcom Starogardu Gdańskiego, Władzom Samorządowym i wszystkim Mieszkańcom Kociewia składam jak najserdeczniejsze życzenia świąteczne. Niech Chrystus, który narodził się dla nas i dla naszego zbawienia wszystkich obficie błogosławi. Niech ciepło Betlejemskiego Żłóbka popłynie, zwłaszcza w tym Roku Wiary, do wszystkich wspólnot rodzinnych i umocni wszystkich w życiu wiarą. Niech Pan obficie błogosławi Wszystkim na Nowy 2013 Rok.
Napisz komentarz
Komentarze