Historia zaczyna się banalnie. W 1937 roku ojciec Andrzeja Wołoszyka, Stanisław założył książeczkę oszczędnościową w Miejskiej Komunalnej Kasie Oszczędnościowej w Starogardzie. Od 16 listopada 1937 r. do 11 października 1938 wpłacał na nią pieniądze. W sumie wpłacił równowartość pięciu średnich pensji. Wojna się skończyła. Mijały lata. Pan Stanisław przypomniał sobie o ulokowanych na książeczce pieniądzach. Postanowił je odzyskać.
Pieniądze winna „tamta polska”
W statusie książeczki można wyczytać: „Związek Komunalny Miasta Starogardu jako związek poręczający ponosi wobec osób trzecich odpowiedzialność całym swym majątkiem za wszelkie zobowiązania kasy”. Stanisław Wołoszyk myślał więc, że zwrot pieniędzy będzie tylko formalnością. Mylił się jednak. Po wojnie, w 1948 r. udał się do magistratu, aby dowiedzieć się w jaki sposób może odzyskać niegdyś ulokowane pieniądze.
– Tata był w starogardzkim urzędzie i chciał odzyskać pieniądze, bo gwarantował to zapis w statucie książeczki. Usłyszał jednak, że tamte pieniądze jest mu winna „tamta polska” – tłumaczy syn pana Stanisława, Andrzej Wołoszyk. Dodaje, że w latach 70. ojciec też próbował, ale usłyszał tę samą odpowiedź. Teraz to on walczy o pieniądze ulokowane przez tatę.
Chciał zaoszczędzić, a stracił
Kwota jaką wpłacił pan Stanisław to na „tamte” pieniądze 1 tys. zł czyli równowartość 5 średnich pensji. Biorąc pod uwagę, że obecnie średnia pensja brutto wynosi 4015.37, co na rękę daje 2864,02 zł. Mnożąc to razy 5 otrzymamy ponad 14.320 tys. zł. Książeczka pana Stanisława ma numer 17.421 znaczy to, że co najmniej tyle książeczek zostało wydanych. Ilu jest wierzycieli? Tego nie wiadomo. Co jeśli przynajmniej część z podanej liczby upomni się o swoje? Andrzej Wołoszyk nie daje za wygraną i stara się odzyskać od miasta pieniądze, które stracił jego ojciec.
– To jest absurdalne, że człowiek wpłaca pieniądze na książeczkę, która powinna być gwarancją bezpieczeństwa tych pieniędzy. Jest przecież jakiś regulamin, statut. Na każdej ze stron książeczki są pieczątki z hasłami zachęcającymi do oszczędzania. Możemy przeczytać np. „Narzeka na ciężkie czasy, kto nie zna drogi do miejskiej komunalnej kasy” albo „Więcej w M.K.K.O grosz przyczyni niż złotówek kupa w skrzyni”. Teraz z perspektywy czasu i w sytuacji jakiej się znaleźliśmy hasła te brzmią śmiesznie. Można powiedzieć, że tata został w pewnie sposób okradziony. Jeśli Miejska Komunalna Kasa Oszczędnościowa gwarantuje zwrot pieniędzy, to powinna słowa dotrzymać. Nawet jeśli kasa już nie istnieje, to przecież należała do miasta – tłumaczy A. Wołoszyk.
Pismo bez odpowiedzi
W listopadzie ubiegłego roku szukając sprawiedliwości A. Wołoszyk napisał list do prezydenta miasta Starogard Gd., w którym opisał sytuację. Czekał cierpliwie na odpowiedź, której się jednak nie doczekał. Mimo, że minęły już ponad 2 miesiące.
– Z tego co mi wiadomo wpłynęło do nas pismo dotyczące Miejskiej Komunalnej Kasy Oszczędnościowej. W ubiegłym tygodniu podpisywałem odpowiedź, która została wysłana do adresata – tłumaczy prezydent Starogardu Edmund Stachowicz.
Już „po ptakach”
O to czy pan Andrzej ma szansę na odzyskanie pieniędzy zainwestowanych przez ojca spytaliśmy radczynię prawną Katarzynę Świerzko – Skoworotko.
- Zgodnie ze statutem Miejskiej Komunalnej Kasy Oszczędności w Starogardzie (§44 ) wkłady miały ulegać przedawnieniu, jeżeli wkładca przez 30 lat nie podejmował żadnych czynności na rachunku oszczędnościowym. Wobec powyższego roszczenia należy uznać za przedawnione. Należało dochodzić ich wcześniej. Możliwość skutecznego dochodzenie roszczeń majątkowych na drodze sądowej nie jest nieograniczona w czasie. Przedawnienie ma służyć realizacji porządku prawnego w stosunkach prawnych, by nie „przypominać” sobie o roszczeniach po zbyt długim czasie, gdzie strona przeciwna nie posiada już dokumentów, nie ma świadków itp. W latach 50. wyżej wymienione kasy były mocą zarządzeń Ministra Finansów likwidowane – komentuje K. Świerzko - Skoworotko.
Andrzej Wołoszyk, podobnie jak inni posiadacze książeczek, nie ma szans na odzyskanie pieniędzy po tacie, ponieważ sprawa już dawno uległa przedawnieniu.
Reklama
Ulokował w Urzędzie 5 pensji. Został z niczym
Zgłosił się do nas zbulwersowany czytelnik. W 1937 r. ojciec Andrzeja Wołoszyka założył w Starogardzie Gd. książeczkę oszczędnościową. Wpłacił 1 tys. zł, równowartość pięciu ówczesnych pensji. Po wojnie chciał odzyskać ulokowane pieniądze – bezskutecznie. Jak powiedziano w Urzędzie środki winna jest „tamta Polska”. Teraz walczy o nie syn.
- 31.01.2013 11:02 (aktualizacja 05.08.2023 13:11)
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze