Okna, wulkanizacja, czyszczenie dywanów. Za jedną wycieraczką kilkanaście kartek. Na upartego, zaraz po wejściu do auta kierowca mógłby wziąć szybki kredyt, kupić dywan, zamówić hydraulika i umówić psa na strzyżenie. Kto korzysta z dziesiątek ulotek, trafiających za nasze wycieraczki? W praktyce reklamowa makulatura najczęściej trafia do kosza, a gdy takowego w pobliżu nie ma, na ziemię. Po parkingach fruwają „chwilówki”, przecenione lodówki i pizze na dowóz.
Robi się śmietnik z naszych samochodów
- Miasto mogłoby coś z tym zrobić – przyznaje z ulotką w ręce Ryszard Grabowski, którego zaczepiamy na Rynku. – Staram się nie wyrzucać reklam na ziemię, bo to nie ładnie. Natomiast jest to denerwujące, gdy co drugie, trzecie zaparkowanie wiąże się z koniecznością wyjmowania kartek zza wycieraczki. Na mnie osobiści taka reklama nie ma wpływu, bo od raz źle mi się kojarzy. Wolę gdy ktoś da mi ją bezpośrednio do ręki. Ewentualnie mogę jej wtedy nie przyjąć.
Widok ulotek za wycieraczką zdenerwował miejskiego radnego Krzysztofa Skibę, który problemem podzielił się z koleżankami i kolegami z Rady Miasta.
- Często parkuję przy stadionie i często się zdarza, że za wycieraczkami w moim samochodzie jest mnóstwo różnych ulotek reklamowych. Pada deszcz śnieg, nie wiem co z tym robić. Czy rzucić na ziemię lub trawnik? A może włożyć do kieszeni? Czy nie możemy spowodować, by takie działania reklamowe na naszych parkingach ograniczyć? Jest to pewien problem. Trochę jeździłem po Europie i Polsce, ale z taką skalą reklamy w tej formie się nie spotkałem. Nie wiem, może jesteśmy tak specyficznym krajem, że musimy handlować różnymi akcesoriami bielizny, w rejonie zabytkowej części miasta czy jako kierowcy musimy męczyć się ze stertami papierów na publicznych parkingach. Rozumiem, że firmy próbują zaistnieć na Rynku, ale to jest przesada. Kilkanaście kartek za wycieraczką? Co z tym robić. Nie chcę śmiecić, dlatego śmietnik robi się z naszych samochodów.
Prawnicy szukają haka
Czy jest sposób na reklamową makulaturę? Z tym pytaniem zwróciliśmy się do starogardzkiego Urzędu.
- Problem jest poważny – zaznacza sekretarz miasta Zbigniew Toporowski. – Na pewno musimy wyczulić naszą Straż Miejską, by zwracała uwagę na tego typu działalność. Chłopcy, którzy rozdają ulotki wolą włożyć je za wycieraczkę i mają problem z głowy. Traci na tym porządek w mieście.
Najlepszym rozwiązaniem byłoby obstawić każdy parking miejskim strażnikiem, ale to jak wiadomo, nie wchodzi w grę. W Urzędzie szukają rozwiązań prawnych, które pozwolą ograniczyć tego typu działalność reklamową. Sprawa jest trudna. Co na to kodeks wykroczeń? Art. 63a mówi, że każdy „kto to umieszcza w miejscu publicznym do tego nie przeznaczonym ogłoszenie albo wystawia je na widok publiczny w innym miejscu bez zgody zarządzającego tym miejscem, podlega karze, ograniczenia wolności albo grzywny.” Pytanie czy samochód jest miejscem publicznym? Jeśli nie, kierowcom pozostaje stworzenie własnej ulotki, z informacją: „ulotkom dziękujemy”. Ale czy to w czymkolwiek pomoże? Wychodzi na to, że wobec tego typu reklam jesteśmy bezbronni, bowiem szanse na ukaranie złapanego kolportera są znikome. Co więcej, karze z całą pewnością podlega kierowca, który wyrzuci ulotkę na trawnik.
Reklama
Denerwują cię ulotki za wycieraczką auta?
Starogardzianom nie można odmówić przedsiębiorczości. Ilość reklam rozwieszonych w mieście to najlepszy dowód, że własny biznes to dla nas najlepszy biznes. Nie jest już dobrze, gdy reklama zaczyna szpecić otoczenie. A tak jest choćby w przypadku tysięcy ulotek, które najpierw trafiają za wycieraczki aut, a następnie na ulicę. Czy jest jakiś sposób za powstrzymanie reklamowych bałaganiarzy?
- 13.02.2013 14:24 (aktualizacja 23.08.2023 13:25)
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze