Wszystko zaczęło się od ogłoszeń w internecie. Grzegorz G. prowadzący zarejestrowaną na terenie Starogardu Gd. działalność, oferował nieźle płatną pracę przy tzw. „wykonczeniówce”. Pewnego czwartkowego poranka okazało się jak wiele osób zostało przez niego wykiwanych. W jednym miejscu i czasie spotkało się czterdziestu bezrobotnych, którzy umówili się z przedsiębiorcą przed budynkiem Urzędu Marszałkowskiego w Rzeszowie. Kiedy nowy szef nie pojawiał się przez dłuższą chwilę, spróbowali skontaktować się z nim telefonicznie. Okazało się, że wyłączył telefon. Do redakcji portalu nowiny24.pl zgłosił się jeden z poszkodowanych, który podpisał umowę z firmą.
- Jestem od kilku miesięcy bezrobotny – mówi mieszkaniec Dynowa. - To była dla mnie szansa. Zgłosiłem się, zrobiłem badania przyszedłem do pracy, a tu klapa. Jeszcze w niedzielę do mnie dzwonił i pytał czy przyjdę do roboty. Kto by pomyślał, że tak nas wystawi.
Oszukani prosto spod Urzędu Marszałkowskiego udali się do Powiatowego Urzędu Pracy, skąd wyszła oferta Grzegowa G. W rzeszowskim PUP rozłożyli bezradnie ręce. Starogardzianin miał spełnić wszystkie niezbędne wymagania, by starać się o pracowników. Bezrobotni zawiadomili o całej sprawie policję. Z relacji poszkodowanych wynika, że mężczyzna wziął pieniądze od budowlańców w zamian za załatwienie pracy. Zainteresowanie w województwie nie borykającym się z kłopotem nadmiaru ofert, miało być tak duże, że „zatrudnieni” mieli zapłacić za etat, by mieć większe szanse w trakcie „castingu”. Gdy mężczyźni zaczęli dochodzić wyjaśnienia całej sprawy, okazało się, że miejsce wskazane przez Grzegorza G. do remontu w ogóle nie istnieje. Starogardzianin podał bezrobotnym ulicę ze zmyślonym numerem.
Mało tego. Oszukani w całej sprawie czują się także właściciele hotelu, w którym w czasie rekrutacji zameldował się przedsiębiorca – oszust. Okazuje się, że mężczyzna mieszkał przez miesiąc w hotelu „Forum”, ale opuścił go nagle i po kryjomu. Został po nim jedynie rachunek opiewający na kwotę 5 tys. zł.
Napisz komentarz
Komentarze