Punktualnie o 19.00 przekraczamy próg poczekalni SOR - u. Przed nami 10 pacjentów z najróżniejszymi dolegliwościami. Większość czeka do rejestracji. Rejestratorka uwija się jak w ukropie, aby skrócić czas oczekiwania na pomoc. Nie zawsze jest to jednak możliwe, bowiem pierwszeństwo mają przypadki zagrażające życiu, a takich też tu nie brakuje. W poczekalni jednak nikt nie wygląda na umierającego. Dwie panie rozmawiają i chrupią paluszki. Czekają już trzy godziny. Można zgłodnieć. Pan w rogu sali ogląda „Fakty” w telewizorze, przeznaczonym do umilania czasu pacjentom. Czterech mężczyzn znudzonych czekaniem na badania wychodzi na „dymka”. Przechodzimy dalej, do drugiej poczekalni. Tam jest ok. 15 osób. Też czekają na pomoc. Większość z nich przyszła tu z urazami. Mamy zwichnięte nogi, złamane palce, złamane barki i stłuczenia. Jest też mężczyzna, który stracił równowagę na śniegu i upadając rozciął sobie łuk brwiowy, wymaga zaopatrzenia – szycia rany. Pacjenci mimo długiego czasu oczekiwania są spokojni, choć nie brakuje też głosów frustracji.
– Czekamy tu z córką już 3 godziny. Mamy dosyć. Ile można. Nikt się nami nie zajmuje! – bulwersuje się kobieta. Czy aby na pewno?
- Pacjenci często zarzucają nam, że tylko biegamy w tę i z powrotem, a nimi się nie zajmujemy. Nic bardziej mylnego! Musiało być bowiem wykonane badanie, ktoś musiał wykonać badanie krwi, zdjęcia rentgenowskie, konsultacje lekarskie, potrzebne procedury. To wszystko wymaga czasu - tłumaczy G. Kurowski. Tak samo było w tym przypadku.
Dziewczynkę bolał brzuch. Zrobiono jej wszelkie niezbędne badania. Teraz trzeba czekać na wynik. A to trwa, ponieważ badania analizuje się poza SOR - em, tak samo jest w przypadku zdjęć rentgenowskich. Im więcej pacjentów, tym dłuższe oczekiwanie.
- Jedna z moich pacjentek musiała czekać ponad 5 godzin. Miała wykonane badania, przy których procedura wymagała, żeby wynik po 5 godzinach powtórzyć. Była o tym uprzedzona. Przez ten czas odpoczywała w sali obserwacyjnej i za chwilę prawdopodobnie zostanie wypisana do domu – tłumaczy Dariusz Lewicki, jeden z lekarzy dyżurujących.
Podczas dyżuru lekarz spotyka się z różnymi przypadkami.
– Mieliśmy dziś starszą pacjentkę z podejrzeniem zawału. Wykonano niezbędne badania. Noc spędzi w domu. Każde podejrzenie zawału jest ważne i dokładnie badane. W tym wypadku potrzebna była konsultacja lekarza z kardiologii – mówi D. Lewicki.
To jednak nie wszystko. Tego samego dnia pogotowie otrzymało sygnał, że mężczyzna zasłabł w autobusie komunikacji miejskiej. Pacjent miał bóle w klatce piersiowej. Kierowca zatrzymał autobus i wezwał karetkę. Był to pacjent obciążony kardiologicznie po zawale mięśnia sercowego, z nadciśnieniem. W przeszłości miał robioną koronorografię. Miał 79 lat. Wykonano mu EKG, zmierzono ciśnienie, pobrano i zbadano krew. Wyniki były prawidłowe, więc pacjenta odwieziono do domu, gdzie czekała na niego rodzina. To takie dwa typowe przypadki kwalifikujące się do SOR - u.
Są też jednak takie przypadki, gdzie wystarczyłaby konsultacja lekarska w ośrodku zdrowia bądź Nocnej i Świątecznej Opiece Medycznej.
Więcej w Gazecie Kociewskiej, która w każdą środę wraz z Dziennikiem Pomorza ukazuje się na terenie powiatu starogardzkiego.
Napisz komentarz
Komentarze