Janina Rona jest matką jedenaściorga dzieci. Większość z nich założyła już swoje rodziny. Jak mówi kobieta, o matce nie pamiętają albo nie chcą pamiętać, ale pani Janina nie ma do nich pretensji. Kocha wszystkie swoje dzieci. Obecnie wychowuje dwójkę – siedemnastoletnią córkę oraz szesnastoletniego Pawła.
Miał nie przeżyć tygodnia…
Chłopiec urodził się z dziecięcym porażeniem mózgowym.
– Był wcześniakiem. Jak się urodził ważył 900 gr. Lekarze myśleli, że nie przeżyje dłużej niż kilka dni. Teraz ma 16 lat – tłumaczy kobieta.
Mimo swojego wieku chłopiec waży zaledwie 34 kg. Nie widzi, nie mówi, nie słyszy na jedno ucho, jest odżywiany pozajelitowo przez dren umieszczony w jego brzuchu, dostaje padaczki. Matka potrafi jednak się z nim porozumieć.
– Rozpoznaję po jego płaczu czy pisku, gdy jest wesoły, smutny czy głośny albo trzeba mu zmienić pampersa. Kocham go bardzo. Wszystko co robiłam, robiłam dla niego – tłumaczy.
Teraz jednak obawia się, że będzie musiała chłopca oddać, ponieważ sama sobie nie radzi. Nie pracuje. W sumie w miesiącu ma 2.300 zł. Trochę „opiekuńczego”, pieniądze z funduszu alimentacyjnego, do tego pieniądze z MOPS - u. Na Pawła musi wydać ok. 2.500 tys. zł. Same odżywki to koszt kilkuset złotych, do tego dochodzą lekarstwa i rehabilitacja oraz jedzenie. Chłopiec nie może jeść tego co jego rówieśnicy, ponieważ cierpi na refluks żołądka i żywiony jest pozajelitowo. Oznacza to, że pokarm „przepychany” jest strzykawką przez rurkę umieszczoną w jego brzuchu. Musi więc być odpowiednio zmielony i zawierać wysokiej jakości produkty, inaczej się nie przyjmie.
Wszystko dla Pawła
Kobieta robi wszystko, aby zapewnić synowi jak najlepsze warunki. Walcząc o życie syna zadłużyła się do tego stopnia, że grozi jej eksmisja z mieszkania.
– Ostatnio dostałam list, że mam opuścić mieszkanie do końca marca – tłumaczy załamana kobieta.
Nie ma gdzie pójść, a boi się, że dostanie mieszkanie zastępcze niedostosowane do warunków, jakie są potrzebne jej choremu synowi.
– Tutaj mam prąd na kartę. Jest ciepło, nie trzeba palić w piecu, jest toaleta i bieżąca woda. Mieszkanie jest czyste i ładne. Sąsiedztwo dobre. Boję się, że dadzą mi lokal zastępczy bez toalety i ogrzewania, w którym Paweł nie będzie miał warunków do życia – mówi matka Pawła.
A co na to MOPS?
– MOPS pomaga jak może. Problem w tym, że mało może – mówi J. Rona. - Jestem jednak bardzo wdzięczna paniom tam pracującym, które od czasu do czasu poratują mnie stuzłotowym banknotem. Jednak przy potrzebach Pawła to kropla w morzu. To zaledwie kilka odżywek. Ostatnio MOPS udzielił mi pożyczki (1 tys. zł), której nie spłacam, bo nie mam z czego. Długi rosną nieubłaganie – tłumaczy zrozpaczona pani Janina.
Pomoc fundacji to kropla w morzu
Kobieta należy do kilku fundacji. Pomaga jej między innymi fundacja TVN, Fundacja Polsatu, Fundacja dzieciom „Zdążyć z pomocą” oraz Fundacja „Podaruj Uśmiech”. Pomoc fundacji jednak nie zaspokaja potrzeb Pawła.
– W tej chwili mam pustą lodówkę i ani grosza na jedzenie. Rano musiałam go puścić głodnego do szkoły. Pani sobie nie wyobraża, jaki to jest ból dla matki, jak widzi swoje dziecko głodne. Pierwszy posiłek jaki Paweł zjadł to obiad w szkole. A teraz jak w wróci do domu to też nie będę miała mu co dać. Jestem przerażona i nie wiem co robić. Nie pierwszy raz znalazłam się w takiej sytuacji. Na szczęście zdarza się, że ktoś mnie poratuje. Czasami mama coś mi da, trochę jabłek czy chleba, ale sama ma zaledwie 900 zł emerytury. Prosiłam też panią wiceprezydent o pomoc, to udało się załatwić trochę jedzenia z Caritasu. Tak jest co miesiąc. Ja już nie daję sobie rady. Walczę o tego chłopca każdego dnia. Co dzień martwię się, aby miał co jeść. Wszystko co robię, robię z myślą o nim. Ale nie mam już siły. Ta cała sytuacja mnie przerosła. Mam mnóstwo długów, które cały czas nieubłaganie rosną, nie mamy co jeść, niedługo musimy się wyprowadzić z mieszkania. Brakuje nam wszystkiego. Od jedzenia po ubrania – rozpacza J. Roma.
Tyle co torebka cukru
Matka chłopca o jego życie musiała walczyć od samego urodzenia. Paweł jest najmłodszy z jedenaściorga rodzeństwa. To oczko w głowie kochającej mamy. Gdy się urodził ważył zaledwie 900 gr. To mniej niż torebka cukru. Chłopiec mieścił się w dłoni. Lekarze nie dawali mu więcej niż kilka dni życia. Później wróżyli mu, że przeżyje nie więcej niż 5 lat. A on kurczowo się tego życia trzyma. I tak już 16 lat. Mimo tego, że nie może samodzielnie chodzić, jeść, ma zanik mięśni, nie widzi, nie mówi i słyszy tylko na jedno ucho, jest pogodnym chłopcem. Często się uśmiecha. Czy cierpi? Nie wiadomo, bo nie mówi. Pani Janina mówi jednak, że gdy ma ataki padaczki i towarzyszące jej skurcze mięśni, to płacze z bólu. Kiedyś chodził do starogardzkiej „piątki”, teraz uczęszcza do ośrodka rehabilitacyjnego w Trąbkach Wielkich. Dojeżdża tam samochodem, który udało się zorganizować z urzędu miasta. Udało się także załatwić wizytę u psychologa dla pani Janiny, która załamana swoją beznadziejną sytuacją miała myśli samobójcze.
„Boje się, że go stracę”
– Radziłam sobie przez długi czas. Radziłam sobie całkiem nieźle, mimo iż było ciężko. Teraz jestem w sytuacji, z której nie widzę wyjścia. W perspektywie mam wyprowadzkę do mieszkania zastępczego – tłumaczy kobieta.
Dla niej każdy dzień to strach o syna. Boi się, że go straci. Każdej nocy modli się, aby się obudził. W końcu wychowywała go przez 16 lat. Teraz jednak, obawia się, że będzie musiała go oddać.
– Czasami wydaje mi się, że na utrzymaniu państwa miałby lepiej, jednak bez niego pękłoby mi serce – płacze mama Pawła.
Prosi ludzi dobrej woli, żeby ją wspomogli nie tylko finansowo. Przyda się wszystko, łącznie z odzieżą. Być może dzięki nam uda się podarować Pawłowi kolejne dni życia przy kochającej matce. Podzielmy się sercem.
Możesz pomóc Pawłowi wpłacając pieniądze na konto Fundacji „Podaruj Uśmiech” z dopiskiem Paweł Rona.
ING Bank Śląski : 49 1050 1764 1000 0023 0058 3966
Jeżeli chcesz przekazać rodzinie ubrania, sprzęt lub jedzenie, zadzwoń: 503 339 422.
Napisz komentarz
Komentarze