Państwowa Inspekcja Pracy apeluje do pracowników obciążonych mankami, by nie płacić i kierować sprawy do sądu. Władze spółki nie zamierzają odnosić się do naszych pytań. Niestety – jak mówią pracownicy – w firmie od lat stosowane są te same praktyki.
- Córka pracowała w tej firmie zaledwie 3 miesiące w ubiegłym roku i przyniosła do domu 1400 zł manka – poinformowała nas czytelniczka, kolejna osoba, która w ostatnich tygodniach zgłasza swoje zastrzeżenia do praktyk stosowanych w firmie. – Niedopuszczalne jest prowadzenie remanentu przy otwartych drzwiach do sklepu, ale tak właśnie tam się dzieje. Córka przyniosła wezwanie do zapłaty, a ja zapłaciłam. Teraz żałuję. To była jej pierwsza praca w życiu. Pozostały jej po tych 3 miesiącach bardzo złe wspomnienia.
Po naszych tekstach znów zawrzało w internecie. Osoba o pseudonimie „Była pracownica” opisuje ze szczegółami swoje doświadczenia ze starogardzką spółką. Kobieta pracowała w firmie 3 lata temu przez okres 3 miesięcy. Jak twierdzi przez ten czas naliczono jej manko w wysokości 3 tys. zł.
- Po odliczaniu zeszytów zostało 1700 zł. Wstrzymali mi ekwiwalent za urlop. Złożyłam pozew do sądu pracy. Pani wiceprezes chyba trochę się przestraszyła, bo od razu chciała iść na ugodę, w której zobowiązała się wypłacić mi ekwiwalent i umorzyć całe zadłużenie, które mi naliczyli. Dodam, iż w moim pozwie miałam napisane, iż remanent odbył się przy otwartym sklepie, żądając przy tym od firmy zadośćuczynienia w kwocie 3 tys. złotych. Pani prezes dokładnie wiedziała, że mam szansę na wygranie tej sprawy, lecz ja zgodziłam się na ugodę, którą zaproponowały mi firma. W tamtej chwili nie chodziło mi już o pieniądze lecz tylko o to, żeby nie mieć takiego wysokiego długu wobec tej spółki. Odbyła się jedna rozprawa w sądzie (ugodowa), w której został mi umorzony cały dług! Jednak parę dni temu dostałam przedsądowe wezwanie do zapłaty! Po 3 latach firma stwierdziła, że nie ma żadnego potwierdzenia na to, że była rozprawa, w której doszło między mną a firmą do jakiejkolwiek ugody. Minęły 3 dni i czekam na telefon od prezes żeby wyjaśnić tą sprawę. I zobaczcie ludzie jaki bałagan jest w tej firmie!
Swój komentarz zamieściła także „ola”: - Mi się żyć przez to nie chce! Pracowałam w tej firmie 6 miesięcy i mam do zapłacenia 12 tys. zł - 2 razy tyle co zarobiłam. Firma obiecała mi, że jak podpiszę to manko będę mogła pracować dalej i w dogodnych ratach spłacać. Niestety, gdy podpisałam to manko firma od razu mnie zwolniła, a mi zależało na pracy, bo miałam naprawdę ciężką sytuację finansową. Teraz grożą mi adwokatem i sprawą w sądzie, bo nie spłacam. Nie mam z czego. Pomóżcie...co ja mam zrobić. Jestem na skraju wytrzymałości
Z naszych informacji wynika, że byli pracownicy firmy szykują pozew zbiorowy. Chcą spotkać się z pracodawcą przed wymiarem sprawiedliwości.
Więcej na ten temat w Gazecie Kociewskiej, która w każdą środę wraz z Dziennikiem Pomorza ukazuje się na terenie powiatu starogardzkiego.
Napisz komentarz
Komentarze