- Mój 31-letni brat Tomasz w dniu 20 lipca tego roku uległ nieszczęśliwemu wypadkowi. Na skutek skoku do wody został sparaliżowany – pisze nasza Czytelniczka Alina Pawłowska. Do wypadku doszło w gorącą, wakacyjną niedzielę na kąpielisku w Płaczewie. Odwiedziliśmy rodzinę poszkodowanego mężczyzny. Świadkiem wypadku była narzeczona Tomasza, wkrótce mieli się pobrać. - Do Płaczewa przyjechaliśmy z samego rana, było gorąco, chcieliśmy się wykąpać. Nie było żadnego zakazu kąpieli, nie było też ratowników chociaż wcześniej o tej porze zawsze już byli – wyjaśnia młoda kobieta. - Tomek skoczył do wody, po chwili wypłynął ale się nie ruszał. To było straszne, od razu z pomostu rzucił się na ratunek jakiś mężczyzna, nie wiem nawet jak się nazywał. Później przyjechało pogotowie, wezwali helikopter i zabrali Tomka do Gdańska. To były chwile, najgorsze chwile w moim życiu – opisuje ze łzami w oczach nasza rozmówczyni. Zaczęła się walka o życie. Jak mówi narzeczona Tomasza, na początku nie dawali mężczyźnie szans na przeżycie. - Gdy Tomek odzyskał przytomność, jeszcze nad jeziorem, powiedział, że nie chce żyć – słyszymy. Operacja trwała prawie siedem godzin. Teraz mężczyzna jest częściowo sparaliżowany, walczy ze wszystkich sił o powrót do normalnego życia i powrotu do swoich dzieci i narzeczonej. - Obecnie brat przebywa w szpitalu wojewódzkim w Gdańsku na oddziale rehabilitacji – mówi Alina Pawłowska. - Wskutek wypadku doznał porażenia kończyn dolnych i górnych – wyjaśnia. Rodzina potrzebuje pomocy. Nie stać jej na dojazdy do przebywającego w Gdańsku mężczyzny, brakuje pieniędzy na leki oraz niezbędne środki kosmetyczne. - Brat przez najbliższe 10 tygodni będzie przebywał w szpitalu, a potem nie wiemy co dalej. Rehabilitacja szpitalna kosztuje a nas na to nie stać, natomiast na rehabilitację stacjonarną nie mamy czym go dowozić – żali się siostra Tomasza. Lekarze sprawujący opiekę medyczną nad mężczyzną zaznaczają również, że po powrocie do domu musi mieć on zapewnioną odpowiednią temperaturę. Każde przeziębienie okazać się może bowiem tragiczne w skutkach. - Prosimy wszystkich ludzi dobrego serca o pomoc. Potrzebujemy węgla, może ktoś ma na zbyciu okna albo drzwi mieszkaniowe bo nasze się rozlatują. W zasadzie każda, najmniejsza nawet pomoc się liczy i za każdą będziemy bardzo wdzięczni – mówi Alina Pawłowska. - Może ktoś wie jak załatwić dalszą bezpłatną rehabilitację, jak poruszać się po tym świecie biurokracji, jak dostać się do jakiejś fundacji albo stowarzyszenia... Ze wszystkiego się rozliczymy, każda pomoc jest dla nas bardzo ważna, również wsparcie duchowe - dodaje kobieta. Dodatkowo rodzina chciałaby poznać człowieka, dzięki któremu Tomasz w ogóle żyje. - Chcielibyśmy poznać tego pana, który wówczas się nie zawahał i skoczył ratować Tomka. Gdyby nie on, Tomek by się utopił... Jesteśmy mu wdzięczni i chcielibyśmy podziękować – słyszymy.
Apel o pomoc
Każdy, kto mógłby w jakikolwiek sposób pomóc rodzinie proszony jest o kontakt z ojcem Tomasza – Czesławem Szymańskim pod nr telefonu: 691-880-052
Więcej na ten temat przeczytacie w aktualnym wydaniu Gazety Kociewskiej!
Napisz komentarz
Komentarze