Czaki zaginął 5 marca. Pierwsze dni upłynęły jednak pod znakiem nadziei na powrót zwierzaka.
- Szukaliśmy go, wciąż mieliśmy nadzieję, że wróci. Czaki zawsze wracał – mówi nasza Czytelniczka. - Dałam ogłoszenie na portalu społecznościowym, dzwoniłam do schronisk, córka wzięła zdjęcie psa do szkoły, by pokazać swoim koleżankom na co mają zwracać uwagę – dodaje pani Dorota.
Zmowa milczenia?
Odzewu jednak nie było.
- Miałam wrażenie, że wokół mnie panuje jakby dziwna zmowa milczenia. Nawet, gdy szłam do sklepu, nikt nie próbował mnie zaczepić, zapytać, jak idą poszukiwania, czy może już wrócił? Nikogo to nie interesowało. To też mnie zaniepokoiło... – wspomina nasza Czytelniczka.
Jak dodaje kobieta, każdego dnia czuła, że pies żyje.
- Zdarzało się również, że słyszałam jego głos, odgłosy szczekania. Dlatego wsiadałam w samochód i objeżdżałam, gdy jednak miałam wrażenie, że jestem już blisko, szczekanie się urywało. Działo się tak niemal każdego wieczoru, nawet w nocy. Czułam, że on żyje, że jest gdzieś uwięziony – wspomina ze smutkiem pani Dorota.
Najbardziej bolał naszą Czytelniczkę brak najmniejszego zainteresowania ze strony sąsiadów.
- Pytałam jednej pani, mieszkającej niedaleko, czy przypadkiem nie widziała naszego Czakiego. Zdarzało się bowiem, że ktoś mi celowo go tutaj z łańcucha spuszczał, gdy byłam w pracy. Pani powiedziała, że nic nie wie. Teraz, gdy psa nie ma, dowiaduję się od kolejnej znajomej, że tamta celowo powiedziała, że nic nie wie, a tak możliwe, że sołtys mi psa wywiózł. Urodziła się wtedy we mnie nadzieja, że ten pies żyje, że go gdzieś znajdę. I wiedząc, że odbędzie się spotkanie sołeckie, pomyślałam, że zaapeluję na nim do mieszkańców, że może ktoś w końcu zrozumie, że tego psa szukamy, że czekamy na niego. Że to nie jest chwilowe, że był, zniknął i będzie następny. Nie, ten pies był dla nas naprawdę ważny – dodaje pani Dorota.
„Go mój pies nie interesuje”
Spotkanie sołeckie odbyło się 20 kwietnia. Tam też nasza Czytelniczka chciała porozmawiać z mieszkańcami i sołtysem.
- Przyszłam, siedziałam dwie godziny, by znaleźć właściwy moment i móc od siebie coś powiedzieć. Gdy spotkanie zaczęło się kończyć, podeszłam do sołtysa i zapytałam, gdzie wywiózł mi psa, bo ludzie donoszą mi właśnie, że to on go wywiózł. Sołtys odpowiedział, że nic o moim psie nie wie i że go mój pies nie interesuje. Dodał, że nie mam go wkur****. Powiedziałam mu wówczas, że jest zwykłym hyclem i że daję mu 24 godziny na oddanie psa, na wypuszczenie go, bo Czaki sam dotrze do domu. Zaczął mi się wtedy odgrażać, że to mnie hycle wezmą. Rozmawiając z nim włączyłam kamerkę w telefonie. Dopiero dziś oglądając to nagranie uświadomiłam sobie, jaką wściekłość miał w sobie ten człowiek – mówi pani Dorota. - Dwa dni później rozmawiałam z mężem sąsiadki o tym spotkaniu sołeckim. Padło pytanie, czy wspominałam o zaginięciu Czakiego. W tym momencie zajechały dwie dziewczynki quadem. Jedna z nich była z Jezierc. Było to spore zaskoczenie, ale i poczułam jakiś niewyjaśniony niepokój w sercu. Jedna z tych dziewczynek zeszła z quada i powiedziała „ja do pani, znalazłyśmy pani psa”. Zamarłam. Wtedy ona dodała „ale ten pies... zdechł”.
Makabryczny widok
Kobieta nie mogła i nie chciała w to uwierzyć.
- Poprosiłam, by pokazały mi to miejsce. Dziewczynka wsiadła ze mną w samochód. Kiedy dojechałyśmy, kiedy tam biegłam i zobaczyłam Czakiego... Nie mogłam uwierzyć, że ktoś go tak bestialsko zamordował – wspomina ze łzami w oczach kobieta.
Jak tłumaczy, jest pewna, że pies został zabity po spotkaniu sołeckim.
- Porobiłam zdjęcia, pojechałam do schroniska, do weterynarza. Wszędzie potwierdzali, że to nie była śmierć naturalna. Że to świeże, że pies został zamordowany. Weterynarz powiedział, że pies był kopany, o czym świadczyły odkształcenia w sierści na tylnych łapkach. Nawet na zdjęciach widać miejsca krwawienia. Podejrzewam, że się przenosił, że być może był uwiązany na sznurku lub innej uwięzi i się czołgał z bólu, pozostawiając po sobie ślady krwi na ziemi. Wpadłam w panikę, nie wiedziałam co zrobić. Nie dowierzałam sobie, nie mogłam uwierzyć w to, że ludzie mogą być tak podli, tak okrutni – mówi zapłakana mieszkanka Semlina.
Jak się okazuje, zmowa milczenia w niewielkiej wsi też już prysła.
- Teraz ludzie zaczynają dopiero mówić... Że to była nagonka, że nie podobało się temu człowiekowi to, że mój pies biegał i do suczek latał. Ale mimo wszystko, ten człowiek miał dwa wyjścia, mógł go po prostu wypuścić. Czaki przecież by mi się nie poskarżył, nie umiał mówić... Ale nie, on wolał go zabić. Po 7 tygodniach więzienia... – dodaje z żalem nasza Czytelniczka.
Więcej o tej sprawie przeczytasz w bieżącym wydaniu Gazety Kociewskiej!

Napisz komentarz
Komentarze