Nie o wszystkim mogłem powiedzieć, czas był ograniczony. Dotknąłem kilku bolesnych ran. Tu chcę coś jeszcze dopowiedzieć, bo nie brakuje mędrków, dla których tzw. „stan wojenny” był rzekomo „wyborem mniejszego zła”.
Kiedy wspominamy pierwsze dni tego „stanu”, to nasza myśl biegnie ku górnikom z kopalni „Wujek”, którzy za opór przeciwko zamachowi stanu i zamachowi na nasze prawa zapłacili życiem. Potem myśl nasza kieruje się ku „kolebce
Na terenie Stoczni Gdańskiej
ukonstytuował się Krajowy Komitet Strajkowy, przewodniczącym był Mirosław Krupiński z Komisji Krajowej NSZZ „S”, a członkami Antoni Macierewicz i działacze Komisji Krajowej „S”: Andrzej Konarski, Eugeniusz Szumiejko, Jan Waszkiewicz i Aleksander Przygodziński. Komitet proklamował strajk generalny na terenie całej Polski.
Stocznia i rejon Portu Gdańskiego były pacyfikowane trzykrotnie, za każdym razem nieskutecznie. Wielkie moralne znaczenie miało przybycie do Stoczni w poniedziałek 14 grudnia Anny Walentynowicz (†Smoleńsk 2010) – zwolenniczki strajku aż do zwycięstwa. Decydujący atak nastąpił rankiem 16 grudnia – z użyciem ponad tysiąca milicjantów i zomowców, helikopterów i czołgów! Jeden z czołgów staranował Bramę Nr 2.
Do Starogardu na „sąd”!
Dużą grupę zatrzymanych (ponad 120 osób) zapędzono do podstawionych autobusów. Byli przerażeni. Autobusy miały szyby pomalowane białym wapnem, jak te z Lasu Katyńskiego! Dziennikarz Zbyszek Gach opowiadał mi: - Myślałem, że wiozą nas na śmierć! Dopiero jak wjechaliśmy na ciasny zakręt, na torach kolejowych w Straszynie, zorientowałem się, że jedziemy do więzienia w Starogardzie.
„Miałem dług wdzięczności”…
Po nocy w wiezieniu, od 6 rano w piątek 18 grudnia przewożono „przestępców” do Urzędu Miasta (potrzebna tablica pamiątkowa, Panie Prezydencie!), gdzie odbywały się „sądy”. Niektórzy byli przygnębieni, ale większość zachowała się wspaniale! Publiczności nie było, można było przyjąć postawę „pragmatyczną” i uniknąć kary. A jednak silniejsza była duma!
Zbyszek Gach powiedział, że był w Stoczni podczas strajku, bo zadaniem dziennikarza jest być tam, gdzie dzieją się ważne sprawy. Za brak pokory dostał grzywnę 5 tysięcy złotych. Ryzykował areszt, choć w domu czekali na Święta żona i synek.
24-letni Czesław Adaszyński, monter: „Na teren Stoczni wszedłem, by wspierać okupujących i wspólnie z nimi strajkować”. Przy wejściu porządkowi ostrzegli go, że nie będzie mógł wyjść. „Zgodziłem się na to”.
19-letni Jarek Antczak z Tczewa pracował w Stoczni dopiero 2 miesiące. Pierwsze własne pieniądze! A jednak od „świętego spokoju” silniejsza była solidarność. 15 grudnia przyjechał na strajk…
21-letni student Uniwersytetu Gdańskiego Marek Bajkowski: „Przebywałem w Stoczni z własnej woli”... Mimo że nie miał stałych dochodów, dostał 5 tysięcy grzywny „z zamianą na 50 dni aresztu”.
21-letni Piotr Ciepły, student Politechniki Gdańskiej: „Z całą świadomością udałem się na teren Stoczni Gdańskiej, by przyłączyć się do strajkujących. Obecnie postąpiłbym tak samo…
Z zeznania Wiesława Kielana: „Najbardziej upokarzającą część kary już przeszedłem od zatrzymania, do osadzenia w tutejszym więzieniu. Zarówno pod względem fizycznym (używanie gazu, bicie po twarzy i bicie pałką), jak i psychicznym (straszenie bronią)…
19-letnia studentka Bożena Derengowska bała się, bo Stocznia była atakowana, ale „miałam na Stoczni chłopca i postanowiłam go wspierać”… Czy ludzie, którzy wyłudzili od rodziców Bożeny 5 tysięcy grzywny, mieli sumienie?
Tadeusz Jabłoński, student filologii polskiej IV roku Uniwersytetu Gdańskiego, nie ukorzył się, choć czekała już na obronę gotowa praca magisterska. Dostał dwa miesiące aresztu bezwzględnego.
22-letni student gdańskiej AWF Piotr Jahołkowski powiedział, że wszedł do Stoczni, by „pokonać swoją słabość […]. Miałem w stosunku do robotników dług wdzięczności, bo nie brałem udziału w wydarzeniach sierpniowych”…
„Sędziowie” z partyjnej łaski
Dzięki zachowanej dokumentacji wiemy, jak nazywali się starogardzcy „sędziowie” amatorzy z kolegium. Ktoś mi powiedział, że „z tej historii starogardzianie nie mogą być dumni”. Czyżby? Z tej historii nie mogą być dumni ci konkretni ludzie! Nie brakowało starogardzkich „internowanych” i ludzi organizujących pomoc dla internowanych. Ci z kolegium „sądzili” na własny rachunek. Mogli odmówić? Mogli! Mogli odmówić sądzenia mieszkańców Trójmiasta, skoro ich powołano do zajmowania się wykroczeniami na terenie ich miasta Starogardu. Mogli powiedzieć, że ich zadaniem jest zwalczanie pospolitych przestępstw, na politycznych się nie znają… Nie odmówili. Dieta za udział w posiedzeniach przydała się pod choinkę..? Nadzieja na lepsze ustawienie się w pracy i wynikające z tego korzyści w okresie stanu wojennego? Tylko oni sami mogą sobie odpowiedzieć dziś na te pytania, ale my też mamy prawo ich pytać.
We wronim „dniu sądu” w Starogardzie, w piątek 18 grudnia 1981, przewodniczącymi „kolegiów” byli: Jerzy Papieczka, Władysława Stasiak, Jan Szworak, Małgorzata Dałek, Jarosław Bobeł, Gerard Klein. „Sądy” odbywały się od 6 rano do wieczora!
Do kościoła!
Wroni „dzień sądu” miał piękny epilog. Niektórzy z sądzonych, za których rodziny zapłaciły grzywny, zostali celowo wypuszczeni tuż przed godziną milicyjną… Znowu byliby aresztowani z dekretu o stanie wojennym! Wyszli na ulicę Kościuszki i rozejrzeli się. – Do kościoła! Pomoc organizował ks. proboszcz parafii św. Wojciecha Jan Kahl. Pomógł także finansowo, zwłaszcza studentom, którzy nie mieli pieniędzy na grzywnę. Z tej historii możemy być dumni!
Pamiętajmy w Wigilię Bożego Narodzenia o szlachetnych ludziach, którzy Święta Bożego Narodzenia 1981 roku i następny miesiąc spędzili w więzieniu z woli sędziów amatorów, którzy skazali ich „za brak pokory” na areszt bezwzględny.
Napisz komentarz
Komentarze