- Co zrobi pan jako radny, gdy prezydent przedstawi uchwałę o zbyciu udziałów w Star – Pec za 3,65 mln zł. Podniesie pan rękę za czy przeciw?
- Nie zmieniłem zdania. Podczas poprzedniej sesji nie doszło co prawda do głosowania nad projektem uchwały w sprawie zbycia udziałów spółki Star-Pec, ponieważ prezydent wycofał projekt uchwały, jednak w dyskusji wypowiedziałem się jednoznacznie. Uważam, że sprzedaż udziałów za kwotę ok. 3,65 mln zł. nie jest dla naszej gminy „dobrym interesem”.
- Pomińmy dotychczasowe przepychanki na linii prezydent - Rada i skupmy się na tu i teraz. Czy odrzucenie tej uchwały nie będzie ciosem dla miasta, które stanie w obliczu olbrzymiej dziury budżetowej i prawdopodobnie konieczności zaciągania kredytu?
- Moje podniesienie ręki przeciw sprzedaży udziałów nie będzie rezultatem udziału w, jak pan określił, przepychankach. Po prostu sądzę, że pozbycie się akcji firmy, która bardzo dobrze funkcjonuje i przed którą, biorąc pod uwagę rodzaj świadczonych usług, nie rysuje się regres, ma sens wtedy, gdy dochód jest odpowiednio duży. Oczywiście można postawić pytanie – jaka kwota jest takim dochodem?. Myślę, że wszyscy - łącznie z prezydentem - powinniśmy uznać, że dochód zaplanowany w budżecie miasta ok. 5,6 mln, nie jest wartością wygórowaną i mam nadzieję był przez prezydenta w sposób przemyślany zaplanowany. Trudno się dziwić, że Rada wyraziła, najdelikatniej mówiąc, zdziwienie zaakceptowaniem przez prezydenta kwoty o ok. 2 mln niższej i przedłożeniem Radzie stosownej w tym względzie uchwały. Oczywiście nie sposób nie zauważyć, że brak dochodu, zaplanowanego w budżecie na 2012 r. wywoła spore perturbacje. Jednak przystępując do sprzedaży nie można na własną prośbę stawać „pod ścianą”. Każdy potencjalny nabywca, biznesmen będzie chciał to wykorzystać. Prezydent przystępując do negocjacji nie może pokazać trwogi: co będzie jak sprzedaż nie dojdzie do skutku? Zatem dziurę budżetową należało przewidywać i mieć przygotowany wariant alternatywny. Moim zdaniem, „zaciąganie pasa” i kredyt są lepszym rozwiązaniem niż sprzedaż udziałów za tak niską kwotę. (...)
- Jest Pan zaskoczony rezygnacją z funkcji zastępcy prezydenta Wojciecha Pomina? Czy takich zmian w administracji radni oczekiwali?
- Jeżeli można mówić o zaskoczeniu to tylko dlatego, że dotyczy według mnie bardzo kompetentnej i pracowitej osoby. Nigdy nie słyszałem, aby na taką zmianę czekali radni. Panu Wojciechowi Pominowi życzę zdrowia i powodzenia na nowym stanowisku.
- Czy w grę wchodzi powołanie na wiceprezydenta kogoś z koalicji PO-SK?
- Jeżeli prezydent Edmund Stachowicz nie zmienił zdania co do sposobu współrządzenia w samorządzie, to taka sytuacja nie wchodzi w rachubę. Bowiem inicjatywa w tym względzie musi należeć do prezydenta. Silny mandat wynikający z bezpośredniego wyboru mieszkańców daje mu niepodważalne prawo do obsady swoich zastępców. Nigdy nie słyszałem o zamiarze prezydenta dotyczącym powołań, o których pan wspomina. Często natomiast miałem do czynienia z sytuacją, kiedy prezydent deklarował potrzebę dobrej współpracy z Radą Miasta. Osobiście nie wyobrażam sobie prostszego sposobu na właściwą, kreatywną współpracę z Radą, jak zaproponowanie funkcji zastępcy prezydenta osobie, którą wysuwa większość Rady. Oczywiście kandydat musiałby uzyskać akceptację prezydenta. Szkoda, że przez 6 lat, tak doświadczony polityk i samorządowiec jakim jest niewątpliwie pan Edmund Stachowicz nie widział potrzeby podjęcia takich działań. Moim zdaniem mówić o współpracy to za mało. Jestem przekonany, że tylko realne posunięcia mogłyby być dowodem na to że, interes miasta jest najważniejszy. Pamiętam jak prezydent Stanisław Karbowski chciał i potrafił stworzyć wokół siebie grono radnych wspierających, często nazywanych koalicją, chociażby po to, aby w Radzie funkcjonowała prawdziwa koalicja i opozycja, też bardzo potrzebna, żeby nie powiedzieć niezbędna. Taki układ Rady pozwala utrzymać właściwe proporcje pomiędzy krytyką a uwypuklaniem sukcesów. Obecny stan te proporcje zakłóca ze szkodą dla organu wykonawczego a co najważniejsze dla wizerunku i promocji naszego miasta. (...)
- Na koniec, co sądzi Pan o sytuacji na al. Jana Pawła II? Zamiast galerii mamy ruinę i produkcję betonu...
- Nigdy nie byłem hurraoptymistą co do szybkiego rozpoczęcia budowy galerii. Przypomnę, że jeszcze nie tak dawno mowa była o dwóch, na dodatek ze sobą sąsiadujących. Trudno mi odpowiedzieć na pytanie dlaczego inwestor, mając pozwolenie na budowę w miejscu po Neptunie, nie przystąpił do dzieła. Być może ogólna niekorzystna koniunktura gospodarcza ma wpływ na wstrzymanie rozpoczęcia inwestycji. Jedno jest pewne: władze miasta nie mają żadnego wpływu na decyzje inwestora, mającego rozstrzygać o przeznaczeniu ogromnych, prywatnych środków na budowę galerii. Jednak fakty są niezaprzeczalne, w centrum miasta mamy duży bałagan. Nie wiem dlaczego akceptuje się w tym miejscu produkcję betonu. Na sesji w lipcu radni zadawali prezydentowi pytania dotyczące tego problemu. Usłyszałem wówczas zapowiedź, że sprawa zostanie rozpoznana. Dotychczas nie usłyszałem żadnego oficjalnego komentarza.
Więcej w Gazecie Kociewskiej, która wraz z Dziennikiem Pomorza ukazuje się na terenie powiatu starogardzkiego.
Napisz komentarz
Komentarze