- Jak ustalili pracujący na miejscu śledczy, prawdopodobną przyczyną tego groźnie wyglądającego wypadku mogła być nadmierna prędkość - powiedział nam mł. asp. Marcin Kunka z KPP Starogard Gd. - Kierowca osobowej toyoty rozbił się na drzewie po tym jak na łuku drogi stracił panowanie nad pojazdem. Siła uderzenia była tak wielka, że auto rozerwało się na kilka części. W celu ustalenia stanu jego trzeźwości funkcjonariusze pobrali krew.
Z Ruska było blisko
Za lasem, koło „fryca” obowiązuje ograniczenie prędkości. Wypadek zdarzył się wcześniej. Tam można jechać 90. Kierowca wyszedł zza zakrętu, złapał pobocze, udało mu się ominąć jedno drzewo, ale drugie postawiło duży opór. Uderzył w nie prawą stroną. Samochód rozerwało.
Dyżurny Komendy Powiatowej Policji otrzymał informację od rolnika pracującego na polu. Orał czy bronował... Ważne, że miał komórkę i zgłosił (18.45) wypadek pod Grabowem.
W pobliżu miejsca zdarzenia dwóch strażaków wyrabiało sobie w lesie drewno na opał. Pracowali na Rusku (wiejski przysiółek). Kiedy usłyszeli huk, rzucili pracę i pobiegli do tej rozerwanej toyoty, odłączyli akumulator i czekali za ratownikami.
48 – letni kierowca był w aucie, oddychał, ale nie był przytomny.
Byli tam pierwsi
Z OSP Bobowo wyjechał zastęp pod dowództwem Patryka Gołuńskiego (20 lat). Patryk od 8 stycznia 2004 r. jest w OSP. Nie po raz pierwszy dowodził akcją.
W akcji pod Grabowem dowodził sześcioma ochotnikami. Dojechali o 18.53.
- Poszkodowany był w samochodzie – wspomina Mariusz, najstarszy członek ratowniczego zastępu. Jest w OSP od 20 lat.
Strażacy znali poszkodowanego. Żonaty, troje dzieci. Ma pecha z autami. Audi mu ukradli a tę toyotę kupił niedawno.
- Fotel kierowcy był w miarę cały, reszta samochodu – miazga. Rozerwany był na pół. Drzewo weszło bokiem i wyrwało cały tył. Kierowca miał szczęście. Gdyby obok siedział pasażer zmiażdżyłoby go. Prawej strony, do grodzi między fotelami, w aucie nie było – relacjonują strażacy.
Pierwsza pomoc
Strażacy ustabilizowali głowę rannemu kierowcy. Nie ewakuowali go z samochodu, bo poszkodowany oddychał (określając stan fachowo - miał zachowane czynności życiowe).
- Z tej oderwanej części auta wyciekało paliwo, zneutralizowaliśmy je sorbentami - wspominają strażacy.
Zatrzymali ruch. Kilka samochodów stało i czekało na zakończenie akcji. Przy poszkodowanym była żona i syn. Jechali drugim autem.
- Rozwinęliśmy linię gaśniczą, bo baliśmy się, że rozlane płyny się zapalą, ale nie doszło do tego.
To była tzw. linia gaśnicza szybkiego natarcia. Na samochodzie ochotnicy mieli 1600 l wody.
Po 5 min. przyjechała karetka ze Skórcza, potem kolejna karetka ze Starogardu. Ratownicy medyczni udzielili pomocy.
- Poszkodowany był dosyć długo opatrywany w karetce. Potem odjechał do szpitala w Starogardzie – wspomina Mariusz.
Procedura jest żelazna
Procedura udzielania pomocy jest następująca: jeżeli poszkodowany ma zachowane czynności życiowe i nie ma zagrożenia życia, strażacy nie ewakuują rannego z pojazdu a czekają na lekarza i zespół karetki pogotowia. Lekarz decyduje. Ochotnicy pomagają zespołowi z karetki.
- Najwięcej pracy jest, kiedy jesteśmy pierwsi, bo trzeba zabezpieczyć miejsce zdarzenia, a potem posprzątać po wypadku – mówi Daniel (6 lat w OSP). - Taka akcja nie trwa nigdy krócej niż godzinę. Trzeba czekać na technika policyjnego, a przy wypadku śmiertelnym - na prokuratora. Jeżeli nie ma takiej potrzeby, to najlepiej nic nie ruszać.
Następnego dnia po wypadku kierowca był w stanie krytycznym ale stabilnym.
Drużyna
Dowódca: Patryk Gołuński, strażacy - ratownicy: Mateusz Lemański, Mariusz Engler (kierowca) Jarosław Engler, Artur Podjaski, Adam Szalewski, Łukasz Labuda. Młodzi strażacy, wszyscy po kursach i szkoleniach. Jednostka OSP Bobowo funkcjonuje od 28 grudnia 1994 r. w Krajowym Systemie Ratowniczo - Gaśniczym. W tym roku powołano tu jednostkę operacyjno – techniczną. Jej członkowie mają od 18 - 60 lat, są po kursach strażaka ratownika, dających uprawnienia do brania udziału w działaniach ratowniczo – gaśniczych.
- Szkolimy następne pokolenie strażaków ochotników – mówi dh Mariusz Engler. - Mamy młodzieżową drużynę żeńską i męską. Po ukończeniu 18 lat z reguły wszyscy przechodzą do dorosłej OSP.
Stykają się ze śmiercią
W ubiegłym roku „ciapek” c330, zjechał ze skarpy, przekoziołkował i kierowca został przygnieciony.
- Byliśmy tam zaraz po dowódcy. Wiedzieliśmy, że jedziemy do nieżyjącej osoby. Noga mu została na gazie, kolano przy szyi. Śmierć? Przy akcji wykonuje się czynności. Odreagowanie jest później. Czasem na drugi dzień po akcji – nie kryją strażacy.
Praca strażaka to praca w stresie. Pożar wypadek, nie wiadomo co zastaną na miejscu. Każdy z nich jest tu z zamiłowania. Pieniądze? Za akcję wychodzi 17 zł za godzinę. Od wyjazdu do powrotu. Często po pożarze trzeba jeszcze kilka godzin spędzić w jednostce, przeglądać sprzęt, suszyć węże. Sprzęt musi być sprawny na następną akcję.
Trudne akcje
To było w Wysokiej, 24 sierpnia. Trudny pożar. Duże zadymienie, na początku bardzo gorąco. Akcja trwała kilka godzin.
- Hala była ciężka do gaszenia - mówi Patryk. - Tam produkowali drewniane okna. Spalił się cały dach. Z Bobowa było widać słup dymu. Gasiliśmy z drabiny. Na początku dojechało nas trzech. Pierwsza była OSP Zielona Góra. Potem nasze dwa zastępy. Dalej dojechał Starogard, Lubichowo, Skórcz i Sucumin
OSP liczy 36 członków. Tych najbardziej aktywnych jest 18. To oni jeżdżą do akcji. Niektórzy radni mają problem, że młodzi jadą patrzeć jak starsi ratują czy gaszą.
- Mają się uczyć. Nie biorą udziału w akacji, ale gdzieś się muszą z tym opatrzyć – mówi prezes Klemens Engler.
Reklama
Auto rozerwane na części. Ocierają się o śmierć - tragiczne zdarzenia oczami strażaków
KOCIEWIE/BOBOWO. W poniedziałek 29 marca o 18.45 policjanci ze Starogardu Gd. otrzymali zgłoszenie o tragicznym wypadku drogowym, który wydarzył się w Bobowie. W wyniku uderzenia w drzewo do szpitala trafił nieprzytomny kierowca osobowej toyoty.
- 06.04.2010 00:00 (aktualizacja 22.08.2023 13:27)
Napisz komentarz
Komentarze