Na łamach Gazety Kociewskiej opisywaliśmy przypadek Grzegorza W., mieszkańca Małego Bukowca, a także dwójki gdańszczan, którzy swoje zawodowe życie połączyli z Kociewiem. Wszystkich łączy jeden fakt. Na swojej drodze życiowej spotkali przedsiębiorcę B.. Twierdzą, że zostali z premedytacją oszukani. Sprawiedliwości przed sądem dochodzi Grzegorz W. Pozostali nie mają złudzeń – walka przed sądem to droga długa i kręta.
Wygląda jak fantazja
Osoby, które zgłosiły się do redakcji Gazety Kociewskiej opisały jak działał mechanizm.
Jeśli słucha się wszystkich tych spraw osobno wyglądają jak fantazja, jak coś nieprawdopodobnego – mówi Tadeusz Pepliński, prezes Stowarzyszenia Bezprawiu i Korupcji „STOP”, który interweniował w sprawie każdego z poszkodowanych. - Pan. B. działa za każdym razem bardzo podobnie. Najpierw wzbudza zaufanie, a później wyłudza spore sumy pieniędzy.
Jak opisywał w programie „Sprawa dla reportera” Grzegorz W. za obietnice pomocy w sądzie sprzedał biznesmenowi. cały majątek za 240 tys. zł. Mówi, że pieniędzy nigdy nie widział. Anna P. z Gdańska dała się zmanipulować po tym jak biznesmen. pomógł jej dokończyć remont wymarzonego domu. Dzisiaj opowiada historię, której finał doprowadził ją niemal do samobójstwa. Mówi, że przedsiębiorca ten przywłaszczył dom wart ok. 500 tys. zł. Z kolei Józef K., również gdańszczanin miał wydzierżawić biznesmenowi. swój zajazd, który prowadzi od lat w malowniczym Osieku. Opowiada, że kiedy przyjechał zobaczyć, w jakim stanie zostawił go biznesmen, w środku nie było sprzętu wartego co najmniej 15 tys. zł. Tyle może udowodnić. Ile zniknęło w rzeczywistości, tego nie potrafi dzisiaj nawet oszacować.
Znana jest także inna głośna sprawa, która nie dotarła do sądu. Przedsiębiorca został oczyszczony z zarzutów niezapłacenia Urzędowi Miasta i Gminy w Skarszewach za wodę, którą zużywał jako właściciel gorzelni. Prokuratura umorzyła śledztwo. Jednak kulisy niejasności w funkcjonowaniu gorzelni odkrywają sami byli pracownicy zamkniętego już dzisiaj zakładu. Opowiadają w jaki sposób przedsiębiorca przejmował majątek od syndyka.
Robił na nas wrażenie
W 2000 r. skarszewska gorzelnia przeżywała trudne czasy. Nad zakładem zawisło widmo bankructwa. Wszedł syndyk, a jednocześnie majątek przejął bliżej nieznany wówczas pracownikom pan B.
Tak jak to się brzydko mówi, kupił gorzelnię razem z nami – opowiada jeden z byłych pracowników gorzelni. - Zakład upadł, a on postanowił przez rok nie kontynuować działalności. Miał w planach remont i nie potrzebował tylu ludzi. Pracownikom zgodnie z prawem przysługiwały odprawy wynikające z lat pracy. Łącznie była nas piątka. Mieliśmy od 3 do ponad 6 tys. zł na głowę do odebrania. Tych pieniędzy jednak nie otrzymaliśmy.
Pracownicy opisują, w jaki sposób przedsiębiorca krok po kroku wzbudzał w nich zaufanie. Początkowo nikt nie wróżył późniejszego biegu wydarzeń.
Był zawsze elegancki, kulturalny, pamiętam jak mówił niskim i wyważonym głosem – opowiada inna osoba. - Bez żadnych oporów dawał zaliczki. Jeśli ktoś był w potrzebie i prosił o jakieś pieniądze, B. wyciągał plik pieniędzy i bez mrugnięcia okiem dawał dwieście, trzysta złotych. Starał się pokazać jako dobry, życzliwy szef. I za takiego go mieliśmy.
Mieliśmy dostać odprawy – mówi pracownik. – Szef przyjechał do gorzelni z pączkami, plackami, nawet wódkę postawił, taki dobry był z niego szef. Impreza na całego. Zrobiło to na nas wrażenie, cały czas mieliśmy w głowie jego obraz, jako porządnego człowieka. Jak przyszło do podpisania list z pieniędzmi, nie było nam już tak wesoło.
Kwota do wypłaty bez pierwszej cyfry
Do gabinetu szefa. i jego księgowej pracownicy mieli wchodzić pojedynczo. Każdy miał odebrać pieniądze i podpisać listę.
- Po odbiór pieniędzy poprosił według również ustalonego przez siebie scenariusza – mówi nasz informator. – Pierwsza weszła osoba, która pracowała na umowę zlecenie i w związku z tym nie powinna otrzymać żadnych pieniędzy. Pan X. otrzymał jednak 300 zł.
Kiedy ja wszedłem okazało się, że przy mojej kwocie brakuje pierwszej cyfry, szef tłumaczył to omyłką w przygotowaniu dokumentów – mówi mężczyzna. - Do tego dodał, że nie jest przygotowany na wypłacenie takich kwot. Przykładowo. Jak miał wypłacić 6 tys. zł to dał 3 tys. zł. Mówił, że na pozostałą część trzeba będzie trochę poczekać.
- Podpisywaliśmy i byliśmy zadowoleni, bo jeśli bez pierwszej cyfry kwota wstępna figurowała 555,58 zł, a otrzymaliśmy 1500 zł to każdy byłby zadowolony z takiego pracodawcy – mówi inny pracownik.
Sprawa do prokuratora
Pracownicy mówią, że z 26,5 tys. zł jakie łącznie powinni otrzymać od biznesmena do dnia dzisiejszego otrzymali dokładnie 8 tys. zł.
Każdy wierzył, że nie zostanie oszukany – mówi jeden z pracowników. - Wiedziałem, że będę jeszcze pracował w gorzelni i nie chciałem zamykać sobie drogi na przyszłość. Na bieżąco byliśmy zapewniani, że pieniądze będą. Ale do dnia dzisiejszego nie ma pozostałej kwoty.
Po odejściu z pracy miałam groźby słowne ze strony pracodawcy – mówi jedna z osób, która odeszła z gorzelni po przejęciu majątku przez B. - Jednocześnie dostawałam pisma, że pozostałą cześć pieniędzy odzyskam. Umawiałam się z B. pod gorzelnią. Czekałam na niego po 4, 5 godz., zapewniana przez telefon, że zaraz będzie. W końcu po kilku godzinach wychodził pracownik z informacją, że szefa już nie będzie. I tak za każdym razem.
Sprawa piątki pracowników trafiła do Prokuratora Generalnego. Redakcja jest w trakcie zbierania materiałów od kolejnych osób, które twierdzą, że zostały oszukane w związku z działalnością gorzelni, kiedy jej szefem był B.
Wielokrotnie, próbowaliśmy skontaktować się z panem B., jednak za każdym razem po przedstawieniu sprawy odmawiał komentarza. Tak samo było podczas ostatniej rozmowy 8 października.
Będę starał się, żeby te wszystkie sprawy trafiły do jednej prokuratury – mówi Tadeusz Pepliński. - Tylko wtedy możliwe będzie udowodnienie, w jaki sposób działa pan B. i wyjaśnienie na czym polegają metody jego działania. Jak mówiłem, każda z tych spraw jest jak fantazja, ale kiedy złączy się je w całość stają się wiarygodne. Jestem po rozmowie z prokuratorem w Starogardzie Gd. i jest szansa, że te sprawy trafią w jedno miejsce.
Reklama
Gorzkie odprawy z gorzelni – pracownicy czują się oszukani, zamierzają walczyć w sądzie
KOCIEWIE. Pięciu pracowników zamkniętej gorzelni w Skarszewach twierdzi, że zostali oszukani przez pracodawcę na kwotę 18 tys. zł. Ich zdaniem, w sprawie palce maczał tajemniczy pan B. przedsiębiorca, któremu kolejne osoby zarzucają oszustwa.
- Karol Uliczny
- 13.10.2010 09:15 (aktualizacja 13.08.2023 17:34)
Data dodania:
13.10.2010 09:15
KOMENTARZE
Autor komentarza: agataTreść komentarza: "Nową przypowieść Polak sobie kupi, Że i przed szkodą, i po szkodzie głupi." autor: Jan Kochanowski. Ciągle na czasie i czuję, że aktualne będzie do końca swiata.Data dodania komentarza: 29.10.2024, 11:44Źródło komentarza: Skrzywdzeni pracownicy wnoszą pozwy przeciw PKP Cargo. Pierwszymi zwalnianymi kolejarzami są ci należący do związku „Solidarność”!Autor komentarza: buźkaTreść komentarza: Ja tu widzę faszystowskie świnie przy korycie. Nic więcej.Data dodania komentarza: 28.10.2024, 21:54Źródło komentarza: Promocja książki dr. Mateusza Kubickiego pt. "Okupacja niemiecka w powiecie starogardzkim w latach 1939–1945"Autor komentarza: agataTreść komentarza: Rączki poobcinać a nie że teraz za nasze pieniądze dlej będą nic nie robic tylko spać i jeśćData dodania komentarza: 28.10.2024, 11:34Źródło komentarza: Policjanci zatrzymali włamywaczy, którzy trzykrotnie okradli niezamieszkały budynek w TczewieAutor komentarza: tutamTreść komentarza: Jeśli co roku ze wszystkich szkół średnich w Starogardzie na studia do Gdańska wyjeżdżają prawie wszyscy maturzyści i po skończeniu studiów już nie wracają, to niestety może tak być.Data dodania komentarza: 28.10.2024, 00:20Źródło komentarza: Starogard się wyludnia?! Z roku na rok miasto liczy coraz mniej mieszkańcówAutor komentarza: tutamTreść komentarza: Dlaczego osoby z marginesu noszą dziś bejsbolówki albo kaptury? Skąd ta wieśniacka hip-hopowa moda?Data dodania komentarza: 27.10.2024, 23:36Źródło komentarza: Ukradł 100 metrów kabla z budowy. Złodziej stanie przed sądemAutor komentarza: tutamTreść komentarza: Dziwnie działają narkotyki, że skakanie po dachu aut jest takie kuszące i atrakcyjne. Pewno siada psychika młodego człowieka, gdy widzi, że prawie każdy pracujący ma dziś samochód, a ja nie.Data dodania komentarza: 27.10.2024, 23:34Źródło komentarza: [NAGRANIE Z MONITORINGU] Młody nabuzowany mężczyzna skakał po dachu auta na starogardzkim Rynku
Reklama
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze