Wojciech Otta ze Zblewa kocha piłkę nożną i jeszcze do niedawna reprezentował barwy lokalnej drużyny Sokół. Pasja poparta talentem została przerwana niespodziewaną kontuzją. Do feralnego w skutkach zdarzenia doszło w trakcie meczu z drużyną z Chojnic. Diagnoza lekarska to całkowite uszkodzenie więzadła krzyżowego przedniego i uszkodzenie łękotki bocznej kolana. Dla Wojciecha to początek końca przygody z piłką i początek niekończących się kłopotów.
Lekarz pomylił cyfry
Rodzina chłopaka z trudem wiąże koniec z końcem. Matka z powodu choroby nie może znaleźć pracy, ojciec 40 godzin w miesiącu wykonuje prace publicznie użyteczne. Bywa tak, że ostatnią deską ratunku jest pomoc z GOPS. Wojtek skończył zawodówkę, jest w sile wieku, ale do tej pory nigdzie nie pracował. Rok po skręceniu noga nadal nie nadaje się do większego wysiłku. Każda próba skrętu, wygięcia może skończyć się ponownym skręceniem stawu i wielomiesięczną rehabilitacją.
W tej chwili naszym głównym źródłem dochodu jest to co zbierzemy w lesie – mówi matka Wojtka. - Handlujemy jagodami, grzybami, ciężko jest żyć, ale jakoś dajemy radę.
W szpitalu w Kościerzynie powiedzieli, że Wojtek będzie musiał czekać na niezbędny zabieg co najmniej 3 lata. Wyjechał do Chojnic.
Tam udało się przeprowadzić dwa zabiegi już po roku – opowiada 20 – latek. - Wykonano rekonstrukcje wiązadeł, wycięto łękotkę środkową i zrekonstruowano boczną. Co ważne wcześniej uzgodniłem z lekarzem, że na zabieg muszę przyjechać ze specjalną opaską, tak, żeby po operacji noga była cały czas usztywniona. Opaska kosztowała mnie 320 zł.
Rodziny nie było stać na taki zakup, dlatego opaskę kupili za pożyczone pieniądze. Dzień po zabiegu lekarz wystawił dokument uprawniający do refundacji 70 % sumy.
250 zł to dla nas spore pieniądze – mówi matka chłopaka. - Wyobrażam sobie ile trzeba sprzedać jagód, żeby dostać te 250 zł. Kiedy poszliśmy z dokumentem do sklepu ze sprzętem medycznym, okazało się, że pieniędzy nie dostaniemy, bo lekarzy wypisał zły kod przedmiotu ortopedycznego. Zamiast cyfry 18 wpisał 25, a później nie chciał poprawić swojego błędu.
Takich przypadków jest wiele
Ponieważ dyrektor szpitala w Chojnicach Leszek Bonna był w delegacji stosowne pytania wysłaliśmy do niego e-mailem. Pytamy w nim m.in. jak to możliwe, że lekarz pomylił kod sprzętu, który sam zalecił i dlaczego nie pomógł rodzinie, kiedy ta zwróciła się o pomoc. We wcześniej napisanym liście do rodziny ze Zblewa tłumaczył, że „pacjentowi wypisano kod przedmiotu 9150.25 o limicie cenowym 800 zł co wychodzi korzystniej cenowo dla pacjenta w stosunku do kodu 9150.18 – limit cenowy 400 zł.
Problem w tym, że chłopak nie może odzyskać żadnych pieniędzy, bo zupełnie inną politykę od szpitala prowadzą sklepy ze sprzętem ortopedycznym oraz NFZ.
Nie powinno dziwić to, że sklep nie chce uznać refundacji, jeśli kod nie odpowiada zakupionemu sprzętowi. W takim wypadku pacjent powinien zwrócić się do lekarza o przepisanie dokumentu i nie byłoby żadnego problemu – mówi Anna Biernacka z Wydziału Informacyjnego słupskiego NFZ. - Problem tkwi w czymś innym. Lekarz popełnił błąd, kiedy kazał kupić chłopakowi opaskę na własny rachunek. Najpierw powinien wystawić dokument, który następnie trafia do NFZ. Zaakceptowane zlecenie wraca do pacjenta, który idzie do sklepu po zakup sprzętu. Dopiero wtedy może starać się o refundację. W tym wypadku lekarz poszedł na skróty i naraził pacjenta na koszty. Niestety takich przypadków jest wiele.
Sokół szykuje pomoc
Matka chłopaka ma żal do władz miasta, że te nie chcą w żaden sposób pomóc byłemu reprezentantowi gminy w piłce.
Chodzi mi głównie o kosztowne przejazdy, w międzyczasie Wojtek dostawał drogie zastrzyki przeciwbólowe. Nikt się nim nie zainteresował po złapaniu kontuzji. Dopóki grał był pożyteczny, a później odstawiono go na boczny tor i zapomniano.
Po interwencji Tadeusza Peplińskiego, prezesa Stowarzyszenia Bezprawiu i Korupcji „Stop”, pomimo ograniczonych możliwości pomocy z Urzędu Gminy, niektórzy urzędnicy wsparli chłopaka dosłownie z własnej kieszeni. Z kolei po naszej interwencji zajęciem się kontuzjowanym zawodnikiem obiecał prezes klubu Sokół.
Wszyscy zawodnicy w drużynie są ubezpieczeni, ale to są bardzo niewielkie kwoty – tłumaczy Rafał Kondysiak. - Wystarczy powiedzieć, że cała drużyna jest ubezpieczona na ok. 1000 zł. Pieniądze, które wypłaca ubezpieczyciel to 70, 80 zł. Klub nie ma wielu możliwości, ale zawsze staramy nie zostawiać chłopaków na lodzie. Wojtek przychodzi na mecze, ale nigdy nie mówił, że jest w takiej sytuacji. Postaramy się zrobić wszystko co w naszej mocy.
Reklama
Lekarz pomylił cyfry. Bez pieniędzy i pomocy, odstawiony na boczny tor
ZBLEWO. Bez pieniędzy i pomocy, odstawiony na boczny tor - walczy o refundację kosztownej opaski ortopedycznej. W domu Wojciecha Otty się nie przelewa, liczy się każdy zaoszczędzony grosz. Dodatkowo chłopak i jego rodzina twierdzą, że przez lekarską niefrasobliwość zostali narażeni na niepotrzebne koszty. Jest szansa, że pomocną dłoń wyciągnie do nich klub piłkarski, w którym Wojtek grał od dziecka.
- 20.10.2010 00:13 (aktualizacja 01.08.2023 16:22)
Napisz komentarz
Komentarze