Pisałem już o nim na tych stronach w rocznicę jego śmierci – 20 marca 1943 roku. Może w rocznicowym nastroju wspomnień wrześniowych jego list do bliskich – a właściwie przesłanie do nas wszystkich, potomnych, bardziej do nas przemówi? Ten list jest ważniejszy niż wszystkie przemówienia z okazji rocznicy wybuchu wojny.
Zygmunt Grochocki (*1922 Barłożno †1943 Nantes) był synem nauczyciela z Barłożna i wyróżniającym się uczniem starogardzkiego Gimnazjum. Pięknie recytował romantyczną poezję polską, więc w szkole nazwali go „Cicero”. W czasie wojny związał się z konspiracyjną organizacją młodzieżową, utworzoną w czerwcu 1941 roku przez starogardzką młodzież. Wiemy o tym, że należał do „Jaszczurki” z wpisu do pamiętnika przyjaciela Janka Wałaszewskiego, oznakowanym J.
W roku 1942 trafi z przymusowego zaciągu do Wehrmachtu. Wiadomo, że od początku niechcianej służby w wojsku niemieckim rozpoczął pracę nad zorganizowaniem polskiej organizacji niepodległościowej. W Wehrmachcie! Na skutek zdrady lub może z powodu braku doświadczenia w pracy konspiracyjnej został zdekonspirowany – podczas pobytu jego jednostki 108 pułku grenadierów 38 dywizji piechoty – w Nantes. Został skazany na śmierć przez niemiecki sąd wojskowy za „zdradę ojczyzny”! Pozwolono mu napisać list pożegnalny do rodziców. Nie był to akt humanitarny, Niemcom chodziło w takich przypadkach o zastraszanie rodzin i znajomych tych żołnierzy Wehrmachtu, których uznali za „zdrajców”.
Na dwie godziny przed egzekucją w koszarach w Nantes Zygmunt pisze list pożegnalny do bliskich. Po niemiecku, bo taki jest warunek wysłania go. Przemyca w tym liście bardzo ważne zdanie, puszczone przez wojskowego cenzora: umrę niewinnie. Prawdopodobnie chodziło mu o główny zarzut: zdrada ojczyzny… Zygmunt tym krótkim zdaniem odpowiadał rodzicom: wy wiecie, że nie zdradziłem ojczyzny, bo moją ojczyzną jest Polska, a nie Niemcy.
Przypomnijmy najważniejsze fragmenty listu Zygmunta. Chciałbym, by te słowa żyły w nas, byśmy pożegnanie młodego żołnierza, będące tak naprawdę jego przesłaniem dla żyjących, pozostało także w nas. Nadzwyczajne jest to, że młody człowiek w obliczu śmierci bardziej myśli o tych, co zostaną wśród żywych niż o swojej niedoli!
Meine Lieben Eltern und Geschwistern. Ich sterbe in zwei Stunden von meinem Urteilung… Nach zwei Stunden werde ich schon nicht mehr leben können… Schade, das Leben ist schön… Die Stunde schlägt! Ich muss sterben…
Moi Kochani Rodzice i Rodzeństwo. Umrę w ciągu dwóch godzin…
Po dwóch godzinach nie będę już mógł dalej żyć… Szkoda, życie jest piękne… Godzina wybija, muszę umierać… Stąd tutaj dziękuję Wam wszystkim za wszystko, co dla mnie zrobiliście. Moi Najdrożsi! Niech Wam dobry Bóg wynagrodzi. On Was zawsze otaczać będzie swoimi ramionami i pomoże Wam swoją łaską. Ja w dwudziestej wiośnie mojego życia zostałem ukarany, bo dobry Bóg chce mi pomóc, bym mógł umrzeć jako dobry wyznawca wiary katolickiej… Umieram za innych. Niech ci inni młodzi ludzie żyją…
To są już ostatnie dwie godziny, więc chcę Wam, moi Najukochańsi, dać radę jako wsparcie. Rozsiewajcie miłość między ludźmi, a będzie się Wam zawsze dobrze wiodło, dzięki Bogu i Maryi.
Dalszą część Felietonu Piotra Szubarczyka znajdziecie w aktualnym wydaniu Gazety Kociewskiej.
Napisz komentarz
Komentarze