Byłe pracownice sieci sklepów spożywczych mówią, że takie praktyki z „odświeżaniem” towaru były stosowane w co najmniej kilku sklepach na terenie Starogardu Gd. Twierdzą, że wędliny były wykładane do lodówek po upływie terminu ważności. Są gotowe to zeznać.
- Klienci przychodzili na skargi pokazując śmierdzący towar, ale nic nie mogłyśmy zrobić – mówi Kamila K. – Znanych nam klientów ostrzegaliśmy, żeby nie kupowali nieświeżego towaru, lecz innym sprzedawaliśmy ”jak leci”.
Brałam szmatę i wiadro z wodą
Sprzedawczynie twierdzą, że były zmuszane do sprzedawania towaru, który powinien trafić na śmietnik.
- W innym wypadku to my musiałybyśmy pokrywać pieniądze za wycofane ze sprzedaży mięso, które byłoby policzone nam jako manko – wyjaśnia Kamila K., która w starogardzkiej sieci sklepów spożywczych pracowała od czerwca do grudnia ubiegłego roku.
O sklepach zrobiło się głośno pół roku temu, gdy pracownicy zaczęli ujawniać podejrzane – ich zdaniem - metody naliczania manka. W przypadku niektórych sięgają one nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych i wielokrotnie przekraczają zarobione pensje.
- W sklepach funkcjonują zeszyty strat, w których mieliśmy zapisywać każdy wyrzucany towar. W praktyce za straty obciążano wszystkich pracowników równomiernie – mówi Dorota J. była kierownik sklepów, tego samego, w którym sprzedawała Kamila K. – Ja składałam zamówienie na brakujące towary, ale i tak opiekun sklepu kazał przywozić więcej i więcej. Miało być bogato. Byłyśmy w kropce. Mogłyśmy zrobić wszystko, aby towar „zszedł”, albo zapisać go na straty (przez nas pokrywane).
Byłe pracownice opowiadają, że „odświeżały” wędliny na polecenie opiekuna sklepu, który doskonale musiał zdawać sobie sprawę z tego, ile i jakiej jakości towar znajduje się w lodówkach i na półkach.
- Gdy kiełbasy robiły się „obślizłe” brałam wiaderko z wodą i myłam dokładnie każdą z osobna – opisuje Kamila K. – Myłyśmy także szczoteczką do paznokci. Do pracy przychodziłyśmy pół godziny przed otwarciem sklepu, o 5.30. Jedna z dziewczyn szła na kasę, druga rozkładała towar, a trzecia zajmowała się kiełbasami. Dowiedziałam się, że osad, który powstaje na kiełbasach dobrze zbiera się papierem, w który zawijane są butelki. Przyznaję, że przez pół roku, regularnie myłam mięso dwa razy w tygodniu.
Żeby wyglądały na świeże
- Któregoś razu prezes ostrzegł nas przed Sanepidem – opowiada Kamila K. – Powiedział, że na każdym towarze mają być ceny i terminy ważności. Miałyśmy też pozbyć się towaru, który już przekroczył termin ważności. Było tego sporo. Kiedy wyciągnęłyśmy z lodówki stare kiełbasy uzbierał się cały worek.
Sprzedawczynie opowiadają, że podobnie odświeżano inny towar .
- Standardem było mrożenie zawiniętego w woreczki pieczywa, którego nie udało się sprzedać – opowiada Dorota J. – Następnego dnia wykładaliśmy je jako świeże.
- Po pewnym czasie przeniesiono mnie do innego sklepu – relacjonuje Kamila K. – Tam także było mycie kiełbas. Za kasą, przy krajalnicy stało wiaderko z olejem. W wolnych chwilach, kiedy na sali nie było klientów, smarowałyśmy mięso, np. żeberka, żeby wyglądały na świeże.
Przypadków zatrucia nie było
Pracownice pytane o reakcje klientów i własne sumienie, mówią, że sprzedawały mięso, bo nie miały wyjścia. Twierdzą, że wykonywały polecenia przełożonych.
- Mogłam odmówić, ale pewnie mogłabym od razu szukać nowej pracy – tłumaczy Kamila K. – Klienci przychodzili na skargi, ale co mogłyśmy zrobić. Tym, których widziałyśmy pierwszy raz sprzedawałyśmy z nadzieją, że już nigdy tutaj nie wrócą. Na szczęście nikt nie przyszedł z informacją o zatruciu. Takich przypadków nie było.
Historie wyssane z palca?
Czy przedstawione przez byłe sprzedawczynie przypadki to ich wymysł, historie wyssane z palca. To odwet, odgrywanie się na byłym pracodawcy, czy fakty? Co na to kierownictwo sklepów, opiekun z ramienia sieci? Chcieliśmy te opowiedziane historie zweryfikować. Jednakże właściciel sieci nie chce tej sprawy komentować. Przez ostatnie trzy tygodnie kilkukrotnie próbowaliśmy się z nim skontaktować, jednak w każdym przypadku odmawiał rozmowy.
Sanepid nie odnotował incydentów
W Sanepidzie poinformowano nas, że nie odnotowywano w ostatnim czasie incydentów mycia starego mięsa w starogardzkich sklepach.
Jednak klienci przynoszący do Inspekcji przeterminowany towar to codzienność.
Ludzie bardzo często zamiast zwrócić przeterminowany towar przychodzą do nas – mówi Gizela Frishmut, rzecznik prasowy Powiatowej Stacji Sanitarno – Epidemiologicznej. - Zgodnie z ustawą, mamy obowiązek przeprowadzać kontrole w każdym sklepie raz na dwa lata, z reguły robimy to co roku. W sieci sklepów, o których mowa, w 2009 r. była przeprowadzona jedna interwencja. W 2010 r. nie było żadnej. Za każdym razem, kiedy dostajemy sygnał, że dzieje się coś niedobrego, musimy to sprawdzić.
Sytuację w starogardzkich sklepach Sanepid ocenia się jako dobrą. Zdarzają się próby sprzedawania przeterminowanego towaru. Gizela Frischmut przyznaje, że jeszcze kilka lat temu sprzedawcy częściej informowali o zmuszaniu ich do sprzedaży psującego się towaru.
Podczas interwencji pracownicy Sanepidów dowiadywali się, że za wykładanie towarów do sprzedaży odpowiadają kierownicy. Takie było tłumaczenie osób „za kasą”. Ostatnio takie przypadki należały do rzadkości – wyjaśnia Gizela Frischmut.
Czy przedstawione przez pracownice przypadki to wymysł byłych sprzedawczyń, historie wyssane z palca? Fakty czy odgrywanie się na byłym pracodawcy?
Reklama
Dłuższe życie kiełbasy - bez trucia, lecz z zapaszkiem - sprzedawczynie twierdzą, że „odświeżały” wędliny szmatą, papierem lub szczotką do paznokci
STAROGARD GD. Czy w niektórych starogardzkich sklepach „odświeżano” przeterminowane wędliny? Byli pracownicy twierdzą, że byli zmuszani przez przełożonych do mycia psujących się wędlin i kiełbas. W innym przypadku musieliby pokrywać straty wycofanego z handlu towaru. Właściciel sieci sklepu nie chce komentować tych „historyjek”. Natomiast Sanepid tłumaczy, że kontrole w sklepach nie wykazały nieprawidłowości.
- Karol Uliczny
- 28.10.2010 10:00 (aktualizacja 13.08.2023 06:03)
Data dodania:
28.10.2010 10:00
KOMENTARZE
Autor komentarza: agataTreść komentarza: "Nową przypowieść Polak sobie kupi, Że i przed szkodą, i po szkodzie głupi." autor: Jan Kochanowski. Ciągle na czasie i czuję, że aktualne będzie do końca swiata.Data dodania komentarza: 29.10.2024, 11:44Źródło komentarza: Skrzywdzeni pracownicy wnoszą pozwy przeciw PKP Cargo. Pierwszymi zwalnianymi kolejarzami są ci należący do związku „Solidarność”!Autor komentarza: buźkaTreść komentarza: Ja tu widzę faszystowskie świnie przy korycie. Nic więcej.Data dodania komentarza: 28.10.2024, 21:54Źródło komentarza: Promocja książki dr. Mateusza Kubickiego pt. "Okupacja niemiecka w powiecie starogardzkim w latach 1939–1945"Autor komentarza: agataTreść komentarza: Rączki poobcinać a nie że teraz za nasze pieniądze dlej będą nic nie robic tylko spać i jeśćData dodania komentarza: 28.10.2024, 11:34Źródło komentarza: Policjanci zatrzymali włamywaczy, którzy trzykrotnie okradli niezamieszkały budynek w TczewieAutor komentarza: tutamTreść komentarza: Jeśli co roku ze wszystkich szkół średnich w Starogardzie na studia do Gdańska wyjeżdżają prawie wszyscy maturzyści i po skończeniu studiów już nie wracają, to niestety może tak być.Data dodania komentarza: 28.10.2024, 00:20Źródło komentarza: Starogard się wyludnia?! Z roku na rok miasto liczy coraz mniej mieszkańcówAutor komentarza: tutamTreść komentarza: Dlaczego osoby z marginesu noszą dziś bejsbolówki albo kaptury? Skąd ta wieśniacka hip-hopowa moda?Data dodania komentarza: 27.10.2024, 23:36Źródło komentarza: Ukradł 100 metrów kabla z budowy. Złodziej stanie przed sądemAutor komentarza: tutamTreść komentarza: Dziwnie działają narkotyki, że skakanie po dachu aut jest takie kuszące i atrakcyjne. Pewno siada psychika młodego człowieka, gdy widzi, że prawie każdy pracujący ma dziś samochód, a ja nie.Data dodania komentarza: 27.10.2024, 23:34Źródło komentarza: [NAGRANIE Z MONITORINGU] Młody nabuzowany mężczyzna skakał po dachu auta na starogardzkim Rynku
Reklama
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze