W połowie kwietnia rozpoczął się koszmar, który trwa do dziś... U małego Mikołaja zdiagnozowano nowotwór kości i chrząstki stawowej twarzoczaszki. Guz znajduje się w bardzo trudnym miejscu, między żyłą główną a pniem mózgu, który uciska... Jest podejrzenie, że to struniak - chordoma. Taki rodzaj nowotworu występuje bardzo rzadko, u dorosłych to raz na milion, u dzieci jeszcze rzadziej...
- Zaraz po Świętach Wielkanocnych Mikołaj zaczął źle się czuć. Skarżył się na ból głowy, wieczorem powiedział, że ma problemy z widzeniem... Myśleliśmy, że za długo grał w gry, że jest zmęczony. Gdy jednak następnego dnia ból nie mijał, synek zaczął wymiotować i powiedział, że widzi podwójnie, natychmiast pojechaliśmy do lekarza. Pediatra kazał nam na cito udać się do neurologa i okulisty... Terminy przyjęć na NFZ były dopiero na październik! Szybko załatwiliśmy wizytę prywatną. Zaniepokojony okulista dał nam skierowanie na oddział neurologiczny... - opisują rodzice.
W szpitalu Mikołajowi zrobiono badania - rezonans głowy i tomograf, które pokazały okrutną prawdę...
- Zmiana nowotworowa w głowie! Strachu, szoku i rozpaczy nie da się porównać z niczym innym... Nieznany jest stopień złośliwości, będzie wiadomy dopiero po badaniach histopatologicznych. Dotychczas wszystkie takie przypadki u dzieci były złośliwe... - tłumaczą.
- W szpitalu zostawiono nas na kilka dni, lekarze nie wiedzieli, co zrobić... Niestety, okazało się, że w Polsce nie ma planu leczenia ze względu na brak lekarza, który operował tego typu nowotwór w takim umiejscowieniu u dziecka! Taką operację trzeba zrobić tylko przez przegrodę nosową... Jest to bardzo trudne. W innym przypadku ruszenie guza grozi paraliżem lub śmiercią na stole operacyjnym...
Ratunek jest tylko za granicami naszego kraju - w Niemczech, w szpitalu w Greifswaldzie podejmą się operacji Mikołaja.
- Skierowała nas tam Chordoma Foundation, ogólnoświatowa organizacja, pomagająca chorym na struniaka, która ze względu na tak rzadko występujący rodzaj guza kieruje do odpowiednich lekarzy. W Niemczech jest lekarz, który już operował takie przypadki u dzieci. Usunie guz metodą, która będzie bezpieczna dla Mikołaja. Potem syna czeka kolejny etap leczenia, jakim jest protonoterapia. Wszystko po to, by pozbyć się nowotworu raz na zawsze i by ten nigdy nie wrócił! - mówi mama chłopca. - Lekarze w Niemczech każą nam działać szybko - operacja powinna odbyć się maksymalnie do czerwca! Niestety, guz może urosnąć, za chwilę może uciskać inne ośrodki albo rozprzestrzenić się tak, że jego usunięcie będzie niebezpieczne... Lekarz z Niemiec poinformował nas, ze mamy mało czasu ze względu na przebicie opony mózgowej. Musimy działać szybko! - dodaje.
-Jesteśmy przerażeni. Nasz syn, który jeszcze niedawno był zdrowy, dzisiaj jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie! Guz uciska nerwy wzrokowe, Mikołaj wciąż widzi podwójnie, ma zawroty głowy, jest rozdrażniony i niespokojny... Za leczenie w Niemczech musimy zapłacić ogromną sumę pieniędzy, której nie mamy. Mamy bardzo mało czasu, dlatego musimy prosić o pomoc! Nie możemy myśleć o niczym innym niż o tym, że życie i zdrowie naszego dziecka jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie! Nie uda nam się uratować Mikołaja bez Waszego wsparcia. Bardzo prosimy o pomoc! - apelują.