Jako starogardzianin jestem dumny z tego, że problem z sowieckim chłamem został załatwiony w stolicy Kociewia już w roku 1990, na kilku pierwszych sesjach Rady Miasta, po pierwszych wolnych wyborach samorządowych z 27 maja 1990 roku. Ówczesny prezydent miasta Paweł Głuch zadzwonił do jednej z miejskich firm, by użyła swojego sprzętu do uprzątnięcia upokarzającego „pomnika” z „placu 1 Maja”. Jednocześnie radni postanowili, że to nie jest żaden „plac”, tylko Rynek – tak jak to było przez wieki. I że nie ma w Starogardzie ulicy Bieruta (dziś al. JP II) ani podobnych „bohaterów”. Ten „pomnik” na Rynku – postawiony po wojnie w miejscu, gdzie Niemcy urządzali podczas okupacji uroczyste pogrzeby różnych, poległych na froncie esesmanów – upokarzał mieszkańców Starogardu. Wyrażał „wdzięczność” Sowietom, że nas wyzwolili w latach 1939 [!] – 1945! Był to więc „pomnik” podwójnego „wyzwolenia” Polski przez Sowiety… Może jedyny tak bezczelny wśród prawie tysiąca podobnych „monumentów” w całej, zniewolonej przez Sowiety Polsce „ludowej”.
Kiedy już Rynek został uprzątnięty, do prezydenta Głucha zadzwonił ówczesny wojewoda gdański pytając, czy prezydent miał zgodę na to wyburzenie. – A to potrzebna była zgoda? Nie wiedziałem – odpowiedział rozbawiony Głuch. I tak to należało robić od początku. Tylko że Polska po roku 1989 nie była państwem niepodległym. Była nim tylko „częściowo” – tak jak „częściowo wolne” były sławetne wybory do Sejmu i Senatu w roku 1989.
Putin nas osądzi!
„Kilka dni temu, po tym, jak usunęliśmy obiekt propagandowy w Głubczycach, Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej wszczął śledztwo w którym grozi nam do pięciu lat kolonii karnej, albo pięć milionów rubli kary!” – poinformował prezes IPN dr Karol Nawrocki. Czytałem to zdanie kilka razy, myślałem najpierw, że to żart. „Federacja Rosyjska do dziś uznaje, że powinna meblować przestrzeń wolnej i niepodległej Polski. To zdradza ich [Moskali] imperialne myślenie i pokazuje, że duch komunizmu sowieckiego unosi się ciągle”… - mówił dalej prezes Nawrocki.
To pokazuje także, o co toczy się wojna na Ukrainie. Tu nie chodzi tylko o zniewolenie Ukrainy. Tu chodzi o odnowienie Związku Sowieckiego – najbardziej zbrodniczego państwa w historii świata. Do dziś nie wiadomo dokładnie, ile własnych [!] obywateli zamordowało państwo Lenina, Stalina i ich kamratów. Wiemy tylko, że chodzi o dziesiątki milionów ludzi! Znana wypowiedź zbrodniarza Putina, że „upadek Związku Sowieckiego był największą katastrofą geopolityczną XX wieku” [!] pokazuje grozę obecnej sytuacji i prawdziwe intencje morderców ukraińskich kobiet i dzieci. Pokazuje też, że wojna na Ukrainie to jest także nasza, polska wojna.
Rosyjska polityka historyczna
w Polsce to nie tylko propaganda Putina. Prezes Nawrocki zwrócił uwagę na postawę prezydenta Olsztyna, który sprzeciwia się usunięciu dawnego „pomnika wdzięczności armii czerwonej”, obecnie przemalowanego na „pomnik wyzwolenia ziemi warmińskiej i mazurskiej” (co wychodzi na jedno…). A ja się pytam, co ma do powiedzenia w tej sprawie prezydent Olsztyna? Według ustawy samorządowej to nie jest jego kompetencja! Dlaczego nasz rząd pozwala na lekceważenie przez tego gloryfikatora zbrodniczych Sowietów ustawy z roku 2016?
Prezydent Warszawy sprzeciwia się zmianie nazwy alei Armii Ludowej. AL to była struktura stworzona dla przyszłej Polski sowieckiej przez NKWD. Sowiecka ekspozytura w zniewalanej Polsce. Co prezydent Warszawy ma tu do powiedzenia? W świetle prawodawstwa samorządowego nic. Ale on wie, że ma za sobą tysiące byłych aparatczyków, ich dzieci i wnuków, którzy przez lata osiedlali się w Warszawie i że może robić, co mu się podoba.
Prezes Nawrocki nazwał postawę prezydenta Olsztyna „próbą poszukiwania historycznej ekwilibrystyki wokół sowieckich obiektów propagandowych”. Ja bym użył mocniejszych słów – Panie Prezesie. I mocniejszych, prawnych argumentów.
„Pierwsze miejskie powstanie”?
Awantury wokół sowieckich reliktów to nie jedyny przykład upokarzania i ogłupiania Polaków. Przy okazji 80 rocznicy powstania w getcie warszawskim pojawiły się w mediach nieprawdziwe informacje, jakoby było ono „pierwszym powstaniem miejskim w okupowanej Europie”. Tak napisano m.in. w starogardzkim tygodniku „Wieści z Kociewia”, w relacji z akcji żonkilowej w Gniewie. Tymczasem jest to historyczna bzdura, wynikająca z nadgorliwości organizatorów akcji „Żonkile” w różnych miastach Polski, mitologizujących powstanie w getcie. Żydom buntującym się w kwietniu 1943 roku w warszawskim getcie i wspierającym ich czynnie żołnierzom AK należy się szacunek i pamięć, a nie tworzenie mitów, jak za czasów PRL-u, kiedy jedynymi bohaterami tego buntu byli rzekomo żydowscy komuniści, a AK „stała z bronią u nogi”… W rzeczywistości duża grupa młodych akowców walczyła razem z nielicznymi Żydami w getcie i razem z nimi umierała w tej walce. Dopiero od kilkunastu lat pozwala nam się łaskawie o tym wspominać. Przedtem opowiadano haniebną, zmyśloną historyjkę o Polkach, bawiących się rzekomo na karuzeli obok murów palącego się getta! Przyczynił się do tego Czesław Miłosz swoim głupim wierszydłem „Campo di Fiori”, gdzie „lud warszawski” bawi się na karuzeli a tuż obok rozgrywa się tragedia. Tym wierszydłem, drukowanym w podręcznikach szkolnych (nawet dla szkół podstawowych – klasa 6!) maltretowano polskie dzieci w szkołach, wmawiając im, że Polacy cieszyli się ze śmierci Żydów. Do tego „wielki poeta” dodawał swoje mętne „refleksje” na temat ludu – tak samo głupiego w roku 1943, jak i w czasach Giordano Bruno.
„Pierwsze miejskie powstanie w okupowanej Europie” to nie był kwiecień 1943 roku, tylko styczeń 1940 roku. To nie było żydowskie, lecz polskie, antysowieckie, tragiczne powstanie w powiatowym mieście Czortków i przeszło do historii właśnie jako powstanie czortkowskie. Zapytajmy o to powstanie maturzystę, który zdaje historię jako swój wybrany przedmiot. Co nam powie o tym tragicznym powstaniu, w którym uczestniczyli głównie gimnazjaliści z Czortkowa? NIC. Nie ma go ani na lekcjach, ani w podręcznikach historii.
Dożywotni „nauczyciel” premiera
Premier Mateusz Morawiecki stanął w obronie Jana Pawła II po haniebnych atakach TVN i holenderskiego heretyka, który przedstawia się jako dziennikarz (niemieckiego szmatławca w języku polskim…) i „naucza” Polaków. Postawę Pana Premiera skomentował jego były nauczyciel. „Szczerze? Nie mam już sił do tego Mateusza” – stwierdził ten chłopek roztropek. Nazywa się Marek Jędrychowski i uczy w IX LO we Wrocławiu. „To jest moja porażka pedagogiczna” – powiedział niemieckiemu portalowi wp.pl. Jako były nauczyciel LO odpowiem najgrzeczniej jak potrafię: „Więcej szacunku, der Lehrer, dla premiera Rządu RP. Okazywanie tego szacunku to jest twój obowiązek jako nauczyciela. Masz tego szacunku uczyć powierzoną ci młodzież. I skąd ten protekcjonalny ton? Ty – pedagogiczny geniusz z niemieckiego portalu – poklepujesz „Mateusza” jak chłopca, dobrotliwie go pouczając? Skąd ta buta? Dla mnie, jako nauczyciela z 20-letnim stażem, jesteś pedagogiczne zero, które puszcza bąka, bo miał to szczęście, że w jego klasie był późniejszy premier Rządu RP. Gdyby nie to, nikt by o tobie nie usłyszał.
Szwabski portal tak komentuje przechwałki Jędrychowskiego i jego demonstracyjny brak szacunku dla Rzeczypospolitej i premiera Jej rządu: „Jędrychowski w IX LO we Wrocławiu naucza historii i teraźniejszości, a także WOS-u. Nie ukrywa, że rozmawiał z uczniami na temat reportażu o Janie Pawle II. Pedagog uważa, że kwestia tuszowania pedofilii w polskim Kościele powinna zostać wyjaśniona do końca”. I wszystko jasne. Niedawno jacyś młodzi bandyci pobili starego kapłana (lat 80) w Pionkach. Pewnie też chcieli „wyjaśnienia”? Kto był ich nauczycielem WOS? Kto ich „nauczał”? W toczącym się śledztwie to przede wszystkim powinno być wyjaśnione.
Napisz komentarz
Komentarze