Wywozili z Pomorza do tzw. Generalnego Gubernatorstwa tych Polaków, którzy ośmielili się osiedlić na „niemieckim” Pomorzu po roku 1920! W ten sposób wypędzili m.in. 80 tysięcy mieszkańców Gdyni! Tym Polakom, którzy tu mieszkali przed rokiem 1920 (przed „dyktatem wersalskim”), pozwolili pozostać, segregując ich tymczasem na niemieckiej „liście narodowej” z tą myślą, że w końcu zostaną całkowicie zniemczeni.
Zbrodnicze praktyki niemieckie z tego czasu wyczerpują definicję ludobójstwa (genocide), przyjętą po wojnie przez ONZ. Jednym z autorów tej definicji i interpretacji zjawiska ludobójstwa przez cywilizowany świat był polski prawnik Rafał Lemkin. Nic dziwnego, Polacy byli wielokrotnie poddawani w tej wojnie praktykom ludobójczym.
„Fizyczna likwidacja”
Ludobójstwo na Polakach z Pomorza było starannie przygotowane przez Niemców, jako długofalowy plan. Można powiedzieć, że była to próba holokaustu na Polakach – na długo przedtem, nim opracowali plan „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”! Przypomijmy raz jeszcze wypowiedź SS-Sturmbannführera Franza Rödera, szefa Służby Bezpieczeństwa (SD) dowódcy SS (Sicherheitsdienst des Reichsführers SS) z 20 października 1939:
„Zgodnie z wolą Führera, w najkrótszym czasie z polskiego Pomorza [Gdańskiego] mają powstać niemieckie Prusy Zachodnie. Do przeprowadzenia tego zadania konieczne są, według zgodnej opinii wszystkich kompetentnych czynników, następujące działania: fizyczna likwidacja wszystkich polskich elementów, które (a) w przeszłości występowały po stronie polskiej w jakiejkolwiek przodującej roli albo (b) mogą być w przyszłości nosicielami polskiego oporu”!
Nauczycielka języka polskiego z Kociewia, czytająca dzieciom przed wojną „Redutę Ordona” Mickiewicza albo „Testament mój” Słowackiego była według tej koncepcji „polskim elementem” do „likwidacji”! Znaleziona przez archeologów w Lesie Szpęgawskim, w maju tego roku, kobieca obrączka ślubna z datą ślubu 27 V 1912 mogła należeć do takiej nauczycielki. Trzeba tu zadać drastyczne pytanie: Dlaczego we wrześniu 1939 Niemcy wiozą do lasu 50-letnią Polkę, by ją zabić!? Ona szkodzi „interesom niemieckim na wschodzie”. Dlaczego? Bo żyje i uważa się za Polkę! Ona szkodzi „umacnianiu niemczyzny na wschodzie”!
Czy myśmy to wszystko na tyle dobrze przemyśleli, że już – jak chcą niektórzy – powinniśmy zamknąć wojenne rachunki, bo to tyle lat po wojnie? Ale jak je zamknąć, skoro niedawno berliński „Tageszeitung” napisał, że na polsko-białoruskiej granicy polscy pogranicznicy, do spółki z białoruskimi [!] mordują „uchodźców” i że naród, który im na to pozwala jest „narodem morderców”! Głupota? Buta? Bezczelność? Aby odpowiedzieć na takie głosy, trzeba pielęgnować pamięć o prawdziwych a nie medialnych, zmyślonych zbrodniach.
Hitler „czyści” korytarz
Franz Röder sam nie wymyślił programu „likwidacji” Polaków. Była przedtem dyrektywa Hitlera z 22 sierpnia 1939, na odprawie wyższych dowódców wojskowych: „Należy zlikwidować polską warstwę przywódczą” (polnische Führungsschichte). W „genialnym” planie zbrodniarza było to „polityczne oczyszczenie korytarza”.
To nie my – to Hitler!
W dzisiejszej polityce historycznej Niemiec dominuje fałszywa, obłudna teza, że Niemcy nie są odpowiedzialni za… niemieckie zbrodnie! Niemcy zostali podobno „oszukani” przez Hitlera! Zbrodni podobno dokonali „naziści”, a nie kulturalni Niemcy. Tylko dlaczego mówili po niemiecku? W Monachium stoi potężny gmach, ośrodek badania „nazizmu”. Opowiada o partii Hitlera i o tym, jak Niemcy zostali wyzwoleni [!] od „nazizmu” w kwietniu-maju 1945 roku. Na ostatnim piętrze tego gmachu praworządni Niemcy naszych czasów ostrzegają przed współczesnymi przejawami „nazizmu” i „faszyzmu” w Europie. Jednym z przykładów „zagrożenia” jest tam polski Marsz Niepodległości każdego 11 Listopada w Warszawie!
Polski holokaust zaczął się na Pomorzu!
Amerykański profesor historii, wielokrotnie nagradzany Richard C. Lukas napisał książkę „Zapomniany holokaust”. Holokaust na Polakach… Przyznał się, że nie miał wcześniej pojęcia o tym, że Niemcy eksterminowali (mordowali) w czasie wojny także Polaków. Był przekonany, że Polacy pomagali Niemcom mordować Żydów! O tym uczą studentów na amerykańskich uniwersytetach! Lukas myślał, że dostanie kolejną nagrodę za swoją książkę i podziękowanie za wypełnienie poważnej luki w uniwersyteckiej historii II wojny światowej. Tymczasem omal go nie zlinczowano, no bo jak śmiał użyć słowa holokaust w odniesieniu do Polaków! A przecież fakty mówią, że miał prawo! Zweryfikowane badania naukowe mówią nam, że z ręki niemieckiej, podczas II wojny światowej, zginęło 2 mln 800 tys. obywateli polskich narodowości żydowskiej i 2 mln 740 tys. obywateli polskich narodowości polskiej. Zdumiewająca równowaga zbrodni! No to ile było tych holokaustów? Tylko jeden?
Niemcy? To abstrakcja…
Prof. Lukas mówi polskiemu dziennikarzowi: „W życiu nie spodziewałbym się, że po opublikowaniu książki „Zapomniany holokaust” rozpęta się burza! Pisano o mnie rzeczy wręcz niebywałe. Przekręcano moje intencje i atakowano mnie poniżej pasa. Dostawałem telefony i listy z pogróżkami oraz obelgami. Od momentu wydania książki w Ameryce przestałem otrzymywać zaproszenia na konferencje naukowe i wykłady. Pamiętam, że moja żona powiedziała wówczas: <Boże, w coś ty się wpakował?!> […]. Amerykańscy historycy dzielą się na dwie grupy: historyków II wojny światowej i historyków holokaustu. Pierwsi są profesjonalni. Ich reakcja na moją książkę była spokojna i rzeczowa. Zebrałem od nich pochlebne opinie. Druga grupa – historycy holokaustu – składa się niemal wyłącznie z badaczy żydowskiego pochodzenia. Oni moją książkę uznali za herezję, a użycie słowa „holokaust” za skandal. Uważają, że Żydzi mają patent na to słowo. A próba zestawiania ich tragedii z jakąkolwiek inną to zbrodnia. Moja książka została uznana za <propolską>. Trudno sobie wyobrazić, żeby ktokolwiek stawiał jakiejś innej książce zarzut, że jest <zbyt prożydowska>. Podział ról jest bowiem z góry ustalony. Żydzi w opowieści o II wojnie światowej są good guys, a Polacy są bad guys”. - A Niemcy, panie profesorze? - Niemcy są abstrakcją”...
Niemcy mordujący w Lesie Szpęgawskim polską nauczycielkę, polskiego księdza i inne „polskie elementy” to nie abstrakcja. Trzeba o tym pamiętać!
2 października
Zbrodnia Pomorska zostanie przypomniana w około 400 miejscach Pomorza – jednego dnia! To daje nadzieję, że ostanie się w powszechnej świadomości wszystkich Polaków, nie tylko Pomorzan. Tak trzeba, bo jesteśmy świadkami tworzenia – zwłaszcza w Niemczech i w Rosji – jakichś zakłamanych narracji wojennych, z których wynika, że Polacy sami sobie byli winni, bo – według Putina – nie pospieszyli z prośbą o pomoc do Stalina [!], a według Niemców – bo prześladowali przed wojną Niemców na Pomorzu, a Niemcy musieli odreagować „upokorzenie” związane z postanowieniami traktatu wersalskiego (o tym mówił m.in. Putin na Westerplatte 1 września 2009!). Musimy dotrzeć do opinii światowej z oczywistą prawdą:
Ludobójstwo czasu II wojny światowej rozpoczęło się na Pomorzu i było szczególnie bezwzględne.
I jeszcze z drugą, równie oczywista prawdą: mordy nie zakończyły się w roku 1939. W roku 1940 w obu zonach okupacyjnych trwała eksterminacja narodu polskiego. Z jednej strony Las Katyński, z drugiej złowroga niemiecka operacja AB („nadzwyczajna akcja pacyfikacyjna”) na terenie GG. To był efekt obu paktów Ribbentrop-Mołotow, czyli tajnych protokołów naszych śmiertelnych wrogów – 23 sierpnia i 28 września 1939.
Proszę, byśmy wszyscy wzięli sobie do serca tegoroczne obchody i uczestniczyli w nich jak najliczniej. Nie dajmy umrzeć narodowej pamięci.
Na murze Aresztu Śledczego
w Starogardzie, stolicy Kociewia – w dawnym więzieniu, z którego Niemcy wywozili na śmierć nauczycieli i księży – przedtem wygłodzonych i pobitych, 2 października zawiśnie tablica pamiątkowa. Uroczystość rozpocznie Msza św. (o 10) w kościele św. Wojciecha, wybudowanym w latach 30. staraniem Sługi Bożego ks. Antoniego Henryka Szumana. Przyjdź!
Napisz komentarz
Komentarze