Reklama
środa, 27 listopada 2024 23:37
Reklama

Byliśmy szczęśliwą rodzinką…

STAROGARD GD. Opowiedz swoją historię. - W 1939 r. miałem 12 lat. Kiedy wybuchła wojna uciekłem z rodzicami na Wschód. Wiedzieliśmy, że tam znajdziemy schronienie przed okupantem – mówi Jan Kieliszek. Jego ojciec był nauczycielem, ucieczka ze Starogardu po 1 września 1939 r. była nieunikniona.
Opowiedz swoją historię.
Ucieczka przed okupantem. Doświadczył okrucieństwa wojny

Urodziłem się 4 lipca 1927 r. w Starogardzie Gd. Mieszkaliśmy na ul. Gdańskiej. Miałem czworo rodzeństwa: Elżbietę i Marię oraz Józefa i Michała. Ojciec był nauczycielem. Zajęcia organizował w domowym salonie, bądź udzielał płatnych korepetycji. Mama pracowała jako szwaczka. Byliśmy bardzo zżytą oraz szczęśliwą rodzinką.

Musimy uciekać
1 września 1939 r. o godz. 8 rano obudziły nas syreny strażackie. Nie wiedzieliśmy co się dzieje. Za oknem była słoneczna pogoda, wraz z rodzeństwem rozpoczynałem nowy rok szkolny. Do pokoju dziewczyn wbiegła zdenerwowana mama. Krzyczała, że jest wojna i musimy uciekać. Tata dużo nam opowiadał o I wojnie światowej, dlatego wiedzieliśmy mniej więcej co się dzieje.
Po chwili do naszego pokoju spokojnie wszedł tata i oznajmił, że o godz. 9 przyjedzie po nas transport, którym pojedziemy na Wschód. Oznajmił, że jest to jedyne rozwiązanie, ponieważ Niemcy mieli już przygotowane specjalne listy, które eliminowały z życia publicznego nauczycieli, duchownych oraz lekarzy. Spakowaliśmy się w dwie duże torby, zabraliśmy jedzenie i z niepokojem oczekiwaliśmy ciężarówki. Jedyną spokojną osobą był tata. To był odważny mężczyzna, który nie dawał po sobie poznać, że coś jest nie tak. W oddali słyszeliśmy wybuchy oraz strzały z karabinów maszynowych. Nad Starogardem co rusz przelatywały niemieckie myśliwce. Kilka minut po godz. 9, usłyszeliśmy trąbienie samochodu, który miał nas wywieźć w bezpieczne miejsce.

Droga ku wolności
O konieczności ucieczki tata dowiedział się od swojego przyjaciela, dr. Krzysztofa Klimka. Ciężarówkę, którą jechaliśmy 12 godzin opłacił Klimek. Doktor miał  rodzinę na Wschodzie. Został na Kociewiu bo, jak mówił, chciał służyć Polsce walcząc z okupantem. Niestety, w 1940 r. został schwytany, a kilka dni później wywieziony i rozstrzelany w Szpęgawsku.
Nasza droga ku wolności była bardzo nieprzyjemna. Siedzieliśmy w 7 osób w ciemnym pomieszczeniu. Jechaliśmy głównie polnymi drogami, aby nie rzucać się w oczy samolotom zwiadowczym. Przespaliśmy całą podróż. Rodzice trzymali się za ręce i szeptali do siebie. Po 12 godzinach, kierowca otworzył drzwi i powiedział, że jesteśmy na miejscu. Wokół rozciągały się pola i lasy, po środku polany widniał duży dom i gospodarstwo rolne. Pożegnaliśmy się z kierowcą. Życzyliśmy mu wszystkiego dobrego i szczęśliwej drogi powrotnej.

Serdeczna rodzina
Z domu wyszła kobieta i mężczyzna. Kobieta miała na imię Krystyna. Była młodszą siostrą dr. Klimka, Mężczyzna, pan Wojciech, był jej mężem. Obydwoje przywitali nas bardzo serdecznie. Znaliśmy się z różnych opowieści, ale to spotkanie było naszym pierwszym kontaktem. Wraz z rodzeństwem dostaliśmy do dyspozycji ogromny pokój z widokiem na staw i polanę. Rodzice zamieszkali w sypialni Krystyny i Wojciecha. Podobało się nam w tamtym regionie.
Ojciec miał wyrzuty, że nie został w Starogardzie i nie podjął walki. Mama powiedziała mu wówczas, że podjął najlepszą decyzję w swoim życiu. Była to walka o rodzinę, która straciłaby życie w Szpęgawsku lub Sztutowie.
Wszystko było w porządku do 17 września. Wtedy dowiedzieliśmy się, że Rosjanie zaatakowali nasz kraj od wschodniej granicy. Niby byliśmy tam bezpieczni, ale „życzliwi” sąsiedzi Krystyny i Wojciecha zadbali o to, aby rozdzielić naszą rodzinę. Po 20 września, nie pamiętam co to był za dzień, do domu weszło kilku żołnierzy Armii Czerwonej. Spytali o członków naszej rodziny, po czym wyprowadzili nas na zewnątrz. Krystynę i Wojciecha skazano na karę śmierci przez rozstrzelanie za ukrywanie wrogów. Egzekucję wykonano niedaleko chlewa, na naszych oczach. Bardzo płakaliśmy. Nie rozumieliśmy, dlaczego jesteśmy tak bardzo potrzebni naszym okupantom.

Grób dla ojca
Na polecenie Niemców, tatę, mnie i dwóch braci wywieziono do obozu pracy, który znajdował się na terenach dzisiejszej Białorusi. Do dziś nie wiem co stało się z moją mamą i moimi siostrami.
Na Wschodzie pracowaliśmy przy wycince drewna. Nie pamiętam co to była za miejscowość. Nie było tam domów ani ulic. Nasze baraki stały 3 km od miejsca, gdzie pracowaliśmy. Rosyjscy żołnierze, mówili nam, że pracujemy dla ZSRR i nasza praca będzie godnie nagrodzona. Z tego co udało nam się dowiedzieć, drzewo transportowane było w głąb Związku Radzieckiego. Po 1941 r. tata zachorował na zapalenie płuc. Zimą, w ciągu nocy, temperatura spadała nawet do 30 stopni C. W dzień było trochę łagodniej. W baraku było nas 50 osób. Wśród nas był również lekarz internista, który zajmował się tatą. Gdy tata z powodu choroby stał się niezdolny do dalszej pracy, został rozstrzelany. Wraz z braćmi musieliśmy wykopać mu dół, gdzie został pochowany.
Ucieczka z obozu
Po śmierci ojca straciliśmy wiarę w normalność. Nie mieliśmy oparcia w autorytecie, jakim niewątpliwie był tata. Wraz z braćmi postanowiliśmy uciec z obozu. Nie było to trudne,  bo  Rosjanie bardziej przykładali się do pilnowania jeńców, podczas pracy w lesie, niż w porach nocnych. Dlatego, że w promieniu 200 km od miejsca naszego pobytu nie było żadnego miasta oraz wsi, a przejść zimą 10 km bez odpowiedniego ubioru i ciepłego picia było niemożliwe. Mimo to, uznaliśmy, że dłużej nie wytrzymamy w obozie. Z naszego baraku wyszliśmy ok. godz. 5 nad ranem. Przez pierwsze kilka minut biegliśmy przez las jak opętani. Dzień wcześniej nie jedliśmy naszych porcji żywnościowych, a inni więźniowie wiedząc o próbie ucieczki, oddali dla nas część swoich racji żywieniowych. Próba ucieczki w obozie jenieckim była traktowana przez więźniów jako czyn bohaterski.

Trumna z belek dla brata

Nasza tułaczka w stronę granicy z okupowaną Polską była bardzo ciężka. Nie mogliśmy spać, bo silny mróz mógłby nas zabić. Nie mieliśmy co jeść, wodę mieliśmy ze śniegu. Po miesiącu dotarliśmy do małej wsi. Zastanawialiśmy się, czy jesteśmy już w Polsce. Okazało się, że wieś, oddalona jest 5 km od granicy z Polską. W ciągu nocy ukrywaliśmy się w opuszczonej stodole, natomiast od rana do wieczora, chodziliśmy po lesie i szukaliśmy pożywienia. Pewnego razu, szukając jedzenia, usłyszałem przeraźliwy huk i skomlenie mężczyzny. To mój najstarszy brat, Michał, wpadł na minę przeciwpiechotną. Strasznie go pokaleczyła. Wraz z drugim bratem, Józkiem, wzięliśmy konającego brata i pobiegliśmy do wsi szukać pomocy. Zanim dotarliśmy do wsi Michał zmarł w przeraźliwych cierpieniach. W wiosce zaopiekowali się nami starsi państwo Truszko. Brata pochowaliśmy w prowizorycznej trumnie, którą wykonaliśmy z drewnianych belek. Spoczął w miejscu, gdzie wybuchła mina.
Gdzie mama i siostra?
U państwa Truszko znaleźliśmy schronienie do końca wojny. Miałem wtedy 17 lat, a brat Józek 21. Od tych życzliwych ludzi dostaliśmy ubrania oraz jedzenie i udaliśmy się pieszo w stronę Bałtyku. Wiedzieliśmy, że nic nie może nam już stanąć na przeszkodzie. Nocowaliśmy u Polaków w stodołach, w lesie na polanach. Była wiosna, więc noce nie były tak dokuczliwe jak zimową, w obozie. Do Starogardu dotarliśmy z Józkiem w czerwcu 1945 r. W miejscu naszego byłego domu była ruina i tonu gruzu.
Mieszkam w stolicy Kociewia. Moja żona zmarła w 2001 r. Mam troje dzieci i siedmioro wnucząt. Brat Józek umarł w 1985 r. O losach mamy i sióstr nic nie wiem. Prawdopodobnie zginęły z rąk Rosjan w czasie działań wojennych.            




Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
KOMENTARZE
Autor komentarza: agataTreść komentarza: "Nową przypowieść Polak sobie kupi, Że i przed szkodą, i po szkodzie głupi." autor: Jan Kochanowski. Ciągle na czasie i czuję, że aktualne będzie do końca swiata.Data dodania komentarza: 29.10.2024, 11:44Źródło komentarza: Skrzywdzeni pracownicy wnoszą pozwy przeciw PKP Cargo. Pierwszymi zwalnianymi kolejarzami są ci należący do związku „Solidarność”!Autor komentarza: buźkaTreść komentarza: Ja tu widzę faszystowskie świnie przy korycie. Nic więcej.Data dodania komentarza: 28.10.2024, 21:54Źródło komentarza: Promocja książki dr. Mateusza Kubickiego pt. "Okupacja niemiecka w powiecie starogardzkim w latach 1939–1945"Autor komentarza: agataTreść komentarza: Rączki poobcinać a nie że teraz za nasze pieniądze dlej będą nic nie robic tylko spać i jeśćData dodania komentarza: 28.10.2024, 11:34Źródło komentarza: Policjanci zatrzymali włamywaczy, którzy trzykrotnie okradli niezamieszkały budynek w TczewieAutor komentarza: tutamTreść komentarza: Jeśli co roku ze wszystkich szkół średnich w Starogardzie na studia do Gdańska wyjeżdżają prawie wszyscy maturzyści i po skończeniu studiów już nie wracają, to niestety może tak być.Data dodania komentarza: 28.10.2024, 00:20Źródło komentarza: Starogard się wyludnia?! Z roku na rok miasto liczy coraz mniej mieszkańcówAutor komentarza: tutamTreść komentarza: Dlaczego osoby z marginesu noszą dziś bejsbolówki albo kaptury? Skąd ta wieśniacka hip-hopowa moda?Data dodania komentarza: 27.10.2024, 23:36Źródło komentarza: Ukradł 100 metrów kabla z budowy. Złodziej stanie przed sądemAutor komentarza: tutamTreść komentarza: Dziwnie działają narkotyki, że skakanie po dachu aut jest takie kuszące i atrakcyjne. Pewno siada psychika młodego człowieka, gdy widzi, że prawie każdy pracujący ma dziś samochód, a ja nie.Data dodania komentarza: 27.10.2024, 23:34Źródło komentarza: [NAGRANIE Z MONITORINGU] Młody nabuzowany mężczyzna skakał po dachu auta na starogardzkim Rynku
Reklama
Reklama
Reklama