Najpierw do księgarni. Niestety, zamknięte, ale w witrynach i tak nie widziałem flag, choć na zdrowy rozum powinny tam być. Wszak 2 maja to Święto Flagi a 3 Maja wiadomo, czym jest dla Polaka. Pomyślałem chwilę i pobiegłem do Empiku w Galerii. Tam na pewno mają, nieraz widziałem różne flagi i chorągiewki. Sympatyczni, młodzi, uśmiechnięci ludzie - chłopak i dziewczyna: - Wie pan, zamawialiśmy je już kilka razy, ale nie przywieźli. Przykro nam, nie mamy… Chciałem już zniechęcony wracać do domu, ale przypomniałem sobie, że w pasażu są przecież te nowe niemieckie sklepy Aktion i Dealz. Tam – jak to się mówi – jest mydło i powidło, mnóstwo artykułów. Pobiegłem. Niestety, nie ma: - Nie prowadzimy… Niemożliwe! W 42-tysięcznym polskim mieście, na 4 dni przed Świętem Flagi, nie kupisz biało-czerwonej flagi?! Wróciłem na Rynek. Postanowiłem rozstrzygnąć stary spór z żoną o lumpeksy na Rynku. Ona twierdzi, że jest ich 8, a ja, że 7. Obszedłem i dokładnie policzyłem. To denerwujące, ale ona znowu ma rację… Więc może nie Rynek, tylko Lumpenplatz? No cóż, pora wracać do domu, uprać i pozszywać starą flagę Zaintrygowały mnie jednak na rogu Rynku szeroko otwarte, zapraszające drzwi do chińskiego marketu. Od niechcenia wszedłem i zadałem pani przy samych drzwiach głupie w takim miejscu (jak mi się wydawało…) pytanie: - Macie może biało-czerwone flagi? Zamiast odpowiedzi pani sięgnęła do pierwszej szuflady i wyjęła piękną, zapakowaną w folię, polską flagę. Byłem zdumiony. Poprosiłem jeszcze o drugą, zapłaciłem, podziękowałem i w podskokach wróciłem do domu.
„Samo – rząd” – to samo co rząd…
A teraz sprawy poważniejsze (albo i nie…). 2 maja odbyła się pierwsza sesja nowo wybranej Rady Miasta Starogardu. Parę tygodni temu, przed wyborami, doszło do bezprecedensowego ataku PO na Janusza Stankowiaka i jego ugrupowanie Nasz Starogard. Poseł Patryk Gabriel przywiózł na gościnne występy do Starogardu z Warszawy posła Jońskiego (tego, którego poseł Kamiński nazwał na komisji sejmowej „świnią”) i ogłosili urbi et orbi, że z komputerów Urzędu Miasta idzie ostry hejt przeciwko wielce szanowanemu posłowi Gabrielowi, szanowanemu staroście Chyle, bezkompromisowej redaktorce bezpłatnej starogardzkiej gazety i w ogóle przeciwko „praworządnym”. Aj-waj, jak brzydko! W bezpłatnej gazecie wyraźnie sugerowano, że to sprawka samego Stankowiaka. Mój znajomy kandydat na radnego z Naszego Starogardu skomentował to krótko: „A to ……syny!”. Przyznaję, byłem podobnego zdania… Tym bardziej, że Joński ogłosił, że będą kary dla hejterów i że prokuratura prowadzi śledztwo! Poseł-policjant, prokurator-sędzia w mętnej sprawie… Nie pierwszy raz!
Chyba wszyscy byli przekonani, że w tej sytuacji Nasz Starogard będzie rządził miastem w koalicji z PiS-em. Razem mieliby 13 głosów, czyli większość. Tymczasem Űberraschung! Nasz Starogard już na pierwszej sesji sprzymierzył się z partią niedawnych jeszcze „skur.......” i pognębił PiS, nie dając jego klubowi radnych ani wiceprzewodniczącego Rady Miasta (to robi się zwyczajowo), ani któregokolwiek przewodniczącego z licznych komisji. Betonowa koalicja! I zrozumże człowieku niuansy „samorządu”. Sam poseł Gabriel to wszystko zacementował, przemawiając na sesji (nie było tego w programie) i przynosząc radnym „podarunki” w postaci ładnie wydanej Konstytucji RP. Poseł Gabriel nie byłby sobą, gdyby na tej konstytucji nie odbił pieczątką dużymi literami „Patryk Gabriel”. Jeszcze coś tam nabazgrał i dodał list w kopercie rzuconej do środka. Poseł partii demolującej w Sejmie porządek prawny w Polsce, rozumiejącej prawo „tak jak je rozumiemy” postanowił nas nauczyć „praworządności” konstytucyjnej już na pierwszej sesji! Naturalnie, nie zabrałem tego „podarunku” do domu, tak jak i kilku jeszcze radnych…
Na koniec sesji zmieniono jeszcze jej porządek, dopisując kilkanaście dodatkowych punktów! Zwykle robi się takie rzeczy na początku sesji, ale jak się ma betonową koalicję, to można robić, co się podoba. Te dodatkowe punkty to zmiana w statucie gminy miejskiej Starogard, by dodać trzeciego wiceprzewodniczącego (koalicja jest duża i trzeba zaspokoić wszystkie ambicje) oraz podwyżka dla prezydenta miasta i podwyżka diet radnych. „Zajeb…. pomysł!” – skomentował to na przerwie jeden z radnych PO. „Jest majówka, ludzie nie interesują się sesją, nie będą gadali, że diety są za duże”…
Podobnie się miały sprawy na pierwszej sesji Rady Powiatu Starogardzkiego, PiS miał tam więcej radnych niż w mieście, ale wszystko zaorali radni z koalicji 13 Grudnia. Starosta Kazimierz Chyła (niezależnie od jego powszechnie znanych słabości, mam o nim dobre zdanie) odszedł ze stanowiska, bo już nie był potrzebny PO jako reprezentant tylko 3 radnych z tzw. Stowarzyszenia Kociewskiego. Ludzie stracili serce do Stowarzyszenia, które przez lata udawało „kociewskie”, a w rzeczywistości było tylko listkiem figowym PO.
No i w sumie wyszło tak, że partia, która ma największe poparcie wśród mieszkańców powiatu (PiS) została całkowicie spacyfikowana przez „koalicjantów”. Nauki Tuska, Bodnara i Sienkiewicza nie poszły na marne. Tylko że to partyjniactwo, a nie żaden samorząd. Kultura polityczna? Zero. Szkoda tylko, że to Zero wyszło z Sejmu.
Język „śląski”…
Sejm zdecydował, że jest coś takiego jak język „śląski”. Językoznawcy, zwłaszcza slawiści z całego świata zgłupieli… W całej literaturze światowej, poświęconej językom na Kuli Ziemskiej, nie ma czegoś takiego jak „śląski”! My w Polsce też mamy pomnikową pracę prof. Alfreda Majewicza „Języki świata i ich klasyfikowanie”. Majewicz mówi dobrze 10 językami, ponad 40 zna biernie, jest autorytetem w tej dziedzinie. I co z tego? Jest niemieckie zamówienie na język „śląski” (czyli nie-polski, inny język, inny naród, dobry punkt wyjścia do odłączenia od Polski!), więc „praworządni” nie będą pytać głupiego Majewicza, tylko „przegłosują” taki język. Jak będzie trzeba, to „przegłosują”, że Ziemia jest płaska…
W mowie ludzi ze Śląska przez wieki pojawiało się słownictwo: niemieckie, czeskie lub polskie – w zależności od tego, jaka część Śląska. Do tego charakterystyczne gwary na na tym terenie. Nie ma języka „śląskiego”. Językoznawcy mówią, że są „zespoły gwar i dialektów śląskich”. Jedne bardziej zbliżone do polskiego, inne do niemieckiego, jeszcze inne do czeskiego. Nie ma jednak gramatyki języka „śląskiego” ani ogólnośląskiego słownika. Są za to kibice Ruchu Chorzów (dobrze, że spadają z ekstraklasy…), którzy bredzą o „narodzie śląskim” – ku uciesze Niemców. Dlaczego „polski” Sejm prowokuje naród polski?
Przy okazji dodajmy, że jest w księdze prof. Majewicza, i nie tylko tam, język kaszubski, bo spełnia wszystkie wymogi formalne języka. Ma swój słownik, gramatykę, różni się od polskiego fonetyką, składnią. Język zanikający, ale chronimy go, bo to najbliższy polskiemu język z grupy zachodniosłowiańskiej – lechickiej. W XIX wieku obronił się przed niemczyzną. Do tego Kaszubi mówią słowami swojego wieszcza: „Czujcie tu z serca głębi Skład nasz Apostolski: nie ma Kaszub bez Polonii a bez Kaszub Polski”. Protestując więc przeciwko rzekomemu językowi „śląskiemu”, nie mówmy jednocześnie, że nie ma „śląskiego”, tak jak nie ma kaszubskiego czy góralskiego. To nieprawda.
8 maja
Dzień Patrona Polski św. Stanisława Biskupa i Męczennika. Pomódlmy się o Jego wstawiennictwo za Polskę, bo część rodaków – w owczym pędzie „do Europy” – straciło busolę, instynkt narodowy. To się może źle skończyć. Podobnie zaczynała się tragedia Jugosławii, a doradcy „opcji europejskiej” byli tam ci sami, co u nas. Europejczykiem jest się dlatego, że jest się Polakiem, Czechem czy Węgrem. Jeśli tego nie ma, jest się w Europie nikim.
Napisz komentarz
Komentarze