Musisz o tym napisać…
Mój przyjaciel mjr Jarosław Waliński ze Starogardu zadzwonił do mnie z informacją, że jedzie do rodzinnego Liniewa, by uczestniczyć w uroczystości upamiętnienia pewnej niemieckiej zbrodni wojennej. „Znam tę historię od dziecka, nieustannie, całymi latami do mnie wraca”.
Przetrwać
Kiedy Niemcy wkroczyli we wrześniu 1939 na Pomorze Gdańskie a w październiku Adolf Hitler ogłosił „wcielenie” tej ziemi do państwa niemieckiego, w Liniewie ludzie przyczaili się, patrząc na butę „wyzwolicieli” (pod hasłami „wyzwolenia” obejmowali polskie Pomorze!). Dochodziły do nich wieści o zbrodniach w ich powiecie i o Lesie Szpęgawskim, o wypędzeniach, o rabowaniu majątków, domów i gospodarstw, ale Liniewo jakoś to co najgorsze omijało. Owszem, niemieccy „treuhaenderzy” wyrzucali gospodarzy z ich własności i oddawali je Niemcom, czyniąc z prawowitych właścicieli parobków, ale oni wierzyli w szybki koniec wojny i w odzyskanie swojego.
Monika i Wincenty
Jednym z „wydziedziczonych” był Wincenty Gruszka, zamożny gospodarz, który przybył na Kaszuby spod Wielunia, ożenił się w Liniewie, po śmierci pierwszej żony, z Moniką. Rodziły się dzieci Ludmiła, Władzia i Mietek. Monika prowadziła sklep kolonialny, syn Wincentego z pierwszego małżeństwa był piekarzem, a dwaj bracia Moniki Bolek i Franek założyli warsztat mechaniczny i kupili autobus, którym dowozili ludzi z wiosek do pracy w Gdyni, która wtedy przekształcała się w duże miasto i przyjmowała chętnych do pracy.
W sierpniu 1939 Franciszek i synowie Wincentego poszli na wojnę z Niemcami. Widzieli to miejscowi folksdojcze. Może dlatego Gruszkowie jako pierwsi w Liniewie stali się ofiarami rabusiów. Na Pomorzu szalał bandycki Selbstschutz, do którego należało dużo niemieckich rolników. Mordowali swoich polskich sąsiadów albo wyrzucali ich z ojcowizny. Gospodarstwo Gruszków z dużym domem zagarnął esesman Karl Wischer z Czarnocina. Wincenty został wywieziony na roboty do powiatu bytowskiego, Monika znalazła schronienie w domu ojca. Do roboty w gospodarstwie Wischer wziął 16-letniego Bazylego Pstronga z Liniewskich Gór. Wischer skalkulował sobie, że gdyby się spaliła jego stodoła, wcześniej ubezpieczona, to otrzymałby duże odszkodowanie. No to się spaliła… Jeszcze lepiej, gdyby wskazał „sprawców”. No to wskazał drań na Wincentego Gruszkę i na młodziutkiego Bazylego, choć to on jako pierwszy zaalarmował o pożarze i wraz z sąsiadami Wischera próbował go ugasić. Już wtedy sąsiedzi zauważyli że Wischer nie reagował na pożar. Tylko że słowo Niemca znaczyło dla Polaków wyrok. Nie pomogły tłumaczenia Wincentego, że od kilku miesięcy w Liniewie go nie było. Wincenty podobno namawiał, Bazyli podobno podpalał… Obu zawieziono do więzienia na Schisstange w Gdańsku. To było wtedy przeklęte miejsce. Przepełnione przez Polaków i Kaszubów oskarżonych o nieposłuszeństwo, sabotaż, szkodzenie „interesom niemieckim na Wschodzie”. Nie wiadomo, kto i gdzie wydał „wyrok” śmierci na Wincentego i Bazylego. Podobno w Berlinie. Nie było dochodzenia, życie Polaka w oczach Niemców nie było nic warte. „Wyroki” niemieccy zbrodniarze wykonywali na miejscu, ważniejszych „przestępców” wozili do Królewca, gdzie ginęli na gilotynie.
Niedziela 21 kwietnia 1941
stała się w Liniewie dniem wielkiej traumy, która zachowała się do dziś w pamięci starych ludzi.
Do Liniewa przyjechała niemiecka ciężarówka, wypełniona więźniami z KL Stutthof i ze skazańcami. Zrzucili z niej przygotowane wcześniej belki i na podwórzu Wincentego Gruszki zaczęli stawiać szubienicę pod nadzorem esesmanów i policjantów! Wszystkich witał „właściciel” zrabowanego majątku, oszust i morderca Karl Wischer. Z całej wsi spędzono ludzi, w tym bliskich „przestępców”, by dać przykład tym, którzy podniosą rękę na „niemiecką własność”… Ludzie stali i płakali.
Największe męki przeżywali matka i ojciec Bazylego, który z płaczem przypadł do syna. Zbrodniarze pozwolili na to, jakby chcieli się nasycić cierpieniem ojca i syna. Bazyli powiedział ojcu, że Niemcy obiecali mu łaskę, jeśli obciąży Wincentego Gruszkę. Wygląda na to, że chłopiec, mimo grozy sytuacji, nie obciążył starszego znacznie od siebie i cieszącego się autorytetem Wincentego Gruszkę, więc litości dla niego nie było.
Zbrodniarze zarzucili Polakom pętle na szyje, Bazyli szarpnął się, jakby w odruchu niezgody na nastoletnią śmierć, i sznur się urwał. Zgromadzeni Polacy przez chwilę mieli nadzieję, że zbrodniarze darują mu życie. Wszak jest taki stary, jeszcze średniowieczno obyczaj… Tylko że ta zbójecka szwabska, ciemna hołota nie znała ani polskich ani jakichkolwiek innych obyczajów. Rodzice chłopca zasłonili oczy…
Wischer przyjął swoich „gości” z Gdańska po morderstwie chlebem, solą i wódką. Goszczą się, po ich odjeździe szubienica z Polakami jeszcze do późna zostaje na miejscu, by straszyć. Fotografuje ją z ukrycia polska nauczycielka.
Zaspa śmierci i ukojenia
Jest taki cmentarz, jedyny w swoim rodzaju, na gdańskiej Zaspie. Wybudowany pod koniec XIX wieku, był miejscem pochówku dla ludzi biednych, których rodziny nie stać było na pogrzeb, ale i dla skazańców z więzienia przy Schisstange. Kiedy Niemcy zaczęli mordować Polaków w pobliskim KL Stutthof, wywozili ich ciała na Zaspę i tam anonimowo grzebali, zanim powstało obozowe krematorium. Szacuje się, że na tym cmentarzu leżą nierozpoznane prochy ponad 20 tysięcy ludzi! Po wojnie cmentarz stał się miejscem pamięci. Leżą tu obrońcy Poczty Polskiej w Gdańsku, kolejarze z Szymankowa, ofiary zbiorowej egzekucji w Wielki Piątek 1940 w KL Stutthof. Są groby dwóch księży beatyfikowanych przez św. Jana Pawła II w 1999: bł. ks. Bronisława Komorowskiego i bł. ks. Mariana Góreckiego. Tu leży zamordowany w KL Stutthof Antoni Lendzion, działacz Polonii Wolnego Miasta Gdańska. Jest to także miejsce spoczynku dzielnego harcmistrza Alfa Liczmańskiego, którego Niemcy zamordowali w Granicznej Wsi. Po wojnie cmentarz ogrodzono i postawiono betonowe krzyże. Są tu także krzyże Wincentego Gruszki i Bazylego Pstronga. To nie są ich groby, tylko upamiętnienia, ale wiadomo, że Niemcy zakopali ich umęczone ciała na tym cmentarzu. Jest to jakaś pociecha dla potomnych, bo wiadomo, gdzie spoczęły ich szczątki doczesne.
Tchórz
W 1945, gdy wojska sowieckie dotarły na Pomorze, Wischer spakował się na wóz konny i porzucił „swoje” dobra. Ślad po nim zaginął, nigdy nie był sądzony. Sprzyjający Polakom niemiecki historyk Dieter Schenk ustalił, że na terenie okręgu Danzig-Westpreussen udowodniono zbrodnie wojenne ponad 1.700 Niemcom. Tylko sześciu [!] z nich zostało skazanych po wojnie przez sądy w Niemczech Zachodnich.
Apel pamięci
Major Jarosław Waliński znany jest nie tylko z nienagannej postawy i zaangażowania społecznego, ale i z wrażliwości. Jest autorem wierszy okolicznościowych.
Rzadko ubiera mundur galowy, bo jest oficerem rezerwy. W Liniewie, podczas poświęcenia nowego pomnika zamordowanych Polaków, w obecności licznych mieszkańców Liniewa (wśród nich potomnych Wincentego Gruszki i Bazylego Pstrąga) przeczytał w mundurze swój wiersz:
[…] Wzywam do apelu, Gruszkę Wincenta!
Niech każdy ku czci głowę pochyli
Bo do apelu stanie też Pstrong Bazyli!
Oddali wszystko, swoją krwawicę
Niemcy zgotowali im szubienicę
I chociaż nawet zerwał się sznur
Ich dusze do nieba pomknęły, do chmur
I tam niech poleci potomnych głos
Niech go zaniesie wędrowny kos…
Pod ścianą starogardzkiego Aresztu pali się nieustannie znicz ad memoriam ofiar niemieckiej zbrodni pomorskiej. Także dla Wincentego i Bazylego. Przystańmy czasem w tym miejscu.
Napisz komentarz
Komentarze