Urodziłam się w Koźminie 21 września 1909 r. 0jciec miał na imię Jan, mama Teodozja. Tej parze urodziło się dziesięcioro dzieci - czterech synów i sześć córek. Rodzice prowadzili małe gospodarstwo rolne, a ojciec dodatkowo pracował jako cieśla. Do pracy dojeżdżał rowerem. Jako pierwszy w Koźminie miał rower, sąsiedzi przychodzili oglądać ten dziwny pojazd i nie mogli zrozumieć, jak na dwóch kołach można jeździć. Często wyjeżdżał na cały tydzień - budował między innymi leśniczówki, konstrukcję dachową szkoły i małą wieżę kościoła parafialnego w Pogódkach. Rodzice byli wielkimi patriotami, już od najmłodszych lat uczyli nas języka polskiego. Należy pamiętać iż wówczas językiem powszechnie obowiązującym był język niemiecki. Ojciec przywoził polskie książki i wieczorami przy lampie naftowej uczył swe pociechy ojczystego języka.
Pracowite dzieciństwo, trudna młodość
Kiedy miałam sześć lat zaczęłam uczęszczać do miejscowej szkoły. Początkowo nauczycielami tam byli Niemcy, lecz po zawirowaniach I wojny światowej musieli oni opuścić Koźmin. Zastąpił ich nauczyciel z Galicji. Kiedy skończyłam szkołę miałam 14 lat. Nie kontynuowałam nauki, lecz pozostałam w domu i pracowałam na gospodarstwie. Pokochałam tą pracę. W czasie II wojny światowej podzieliłam los wielu Polaków. 2 kwietnia 1940 r. razem z siostrą Marynią zostałam wywieziona przez Niemców do Sopotu, gdzie pracowałam jako służąca w niemieckiej rodzinie. Praca była na tyle ciężka, iż przypłaciłam to zdrowiem i znalazłam się w szpitalu. Zgodnie z zaleceniem lekarza zostałam skierowana do pracy u innej rodziny, również w Sopocie. Bardzo tęskniłam za rodzinnym domem, często płakałam nocami. Z okresem tym wiąże się wiele niemiłych wspomnień, jednym z nich jest to iż jak inni Polacy nosiłam na przedramieniu opaskę z literką „P”. Było to powodem szykanowania przez niektórych Niemców.
Dopisuje mi zdrowie, pamięć, siły
Z przymusowej pracy do domu wróciłam 9.06.1945 roku. Po powrocie do Koźmina wspólnie z matką (ojciec zmarł w 1935r) i rodzeństwem pracowałam w gospodarstwie rolnym. Chętnie angażowałam się w życie wsi i parafii. Śpiewałam w chórze kościelnym (byłam „sopranem”), byłam członkiem Stowarzyszenia Żeńskiego, grałam w przedstawieniach teatralnych. Uczestniczyłam w organizowanych pielgrzymkach i wycieczkach. Mogę powiedzieć, że jestem wielką patriotką, zawsze spełniam swój obywatelski obowiązek – nigdy nie opuściłam żadnych wyborów.
Dziękuje Bogu, że dopisuje mi zdrowie, pamięć, siły. Mimo tak „dostojnego wieku” sama dbam o swój przydomowy ogródek, a moją ogromną pasją jest układanie puzzli. Jeszcze do niedawna namiętnie rozwiązywałam krzyżówki. Mam wielką łaskę u Boga, który obdarzył mnie takim zdrowiem - pomimo że dźwigam jedenasty krzyżyk nie używam żadnych tabletek i okularów.
------------------------------
Wspomnień wysłuchała i z notatek skorzystała Maria Piechowska, sołtys Koźmina.
Reklama
Stulatka o swoim życiu
KOCIEWIE. Mam wielką łaskę u Boga. Mieszkanka Koźmina, pani Władysława Karczyńska 21 września skończyła 100 lat.
- 16.10.2009 00:00 (aktualizacja 31.07.2023 16:26)