Akcja Jerzego O. rozpoczęła się w roku 1993 i była wówczas jednoznacznie oceniana przez Polaków jako dobro nie podlegające dyskusji, jako akcja charytatywna (caritas). To co jest dziś, nie ma z tamtym nic wspólnego. Jerzy O. już dawno temu zdeklarował się politycznie jako działacz partii, które rządzą dziś Polską. Dał temu kiedyś spektakularny wyraz, gdy zapisał się do komitetu poparcia kandydata na prezydenta Bronisława Komorowskiego. Szef ogólnopolskiej akcji charytatywnej czy działacz polityczny?! Teraz występuje publicznie na konferencjach jako przyjaciel Tuska, który nazywa go dobroczyńcą, i przypiął Tuskowi swoje „serduszko”. Tusk w zamian wyasygnował z budżetu państwa miliony na pomoc powodzianom, ale… za pośrednictwem Jerzego O. i konta jego fundacji! Nikt już się specjalnie z tym nie kryje, że WOŚP stała się propagandową wizytówką obecnie rządzących Polską. Jest tylko jeden problem: Jerzy O. nie odpowiada precyzyjnie na temat dochodów swojej fundacji i tego, jaki procent tych dochodów przeznacza na cele nie związane ze służbą zdrowia, na administrację i na jakieś podmioty, które powstały przy WOŚP. Wpada w złość, gdy dziennikarze zadają mu o te pytania. Jeszcze parę lat temu świetnie sobie radził z takimi „wrednymi” dziennikarzami. Właził na stół i wrzeszczał: „Gdzie ja tu mam niby te schowane pieniądze!?”. Przypomniał to niedawno redaktor Piotr Semka. Dziś już takie prymitywne sztuczki nie trafiają do ludzi. Owsiak stał się politykiem, więc jest rozliczany z pieniędzy publicznych (w tym budżetowych!) jak polityk a nie jak dobroczyńca ludzkości, któremu się ufa bezgranicznie.
Już mu nie ufamy
O ile w latach 90. poparcie dla Jerzego O. było na poziomie ponad 90% (nadszarpnął go, ale też jeszcze nieznacznie, chamski, wulgarny „Łutstok”), o tyle dziś znana sondażownia United Surveys alarmuje, że aż 36,8% badanych Polaków ocenia Jerzego O. albo negatywnie, albo zdecydowanie negatywnie (22,4%)! Jeszcze ciekawsze są szczegóły tego sondażu. Okazuje się, że aż 85% wyborców PO i koalicji ocenia O. w dalszym ciągu pozytywnie. Co z tego wynika? Jerzy O. nie jest już de facto prezesem fundacji WOŚP (jest nim formalnie), lecz politykiem PO. Tak w każdym razie jest odbierany! Już nie łączy Polaków jak kiedyś, lecz dzieli (używając często wulgarnych słów…). Niech rodzice zwerbowanych do chodzenia z puszkami nastolatków wezmą to pod uwagę, by oszczędzić swoim dzieciom przykrych sytuacji.
Rondo PO i JO
Na ostatniej sesji Rady Miasta Starogardu „betonowa koalicja” (PO + Nasz Starogard) zdecydowała, że nowe rondo w Pomorskiej – Pelplińskiej będzie nosiło nazwę rondo WOŚP. To nie jest uczczenie WOŚP, tylko akcja polityczna w najgorszym możliwym czasie. Jako radny zwracałem uwagę, że działalność polityczna Jerzego O. sprawia, że traci on zaufanie Polaków i nie należy wprowadzać w przestrzeń publiczną Starogardu nazw co najmniej kontrowersyjnych, zwłaszcza teraz przed wyborami. Radna Dorota Glanert przypomniała, że od wielu miesięcy leży w biurze Rady Miasta propozycja, by wprowadzić rondo Honorowych Krwiodawców. Propozycja poparta 100 podpisami starogardzian i dodatkowo stanowiskiem Rady Głównej Stowarzyszenia Honorowych Dawców Krwi RP. Radni Tomasz Cylkowski i Mieczysław Płaczek argumentowali podobnie. Ja przedstawiłem 100 podpisów starogardzian i mieszkańców powiatu, by było to rondo sanitariuszki Ewy i druha Witka – bohaterów Powstania Warszawskiego, zamordowanych przez Niemców 26 września 1944 roku. Warszawianki i starogardzianina – harcerza wodniaka. Piękny symbol! Też na nic. Wydaje się, że „betonowa koalicja” trzymała się instrukcji partyjnych a starogardzka PO forsuje teraz Jerzego O. jako swojego aktywistę i ma w nosie to, co myślą starogardzianie.
Komedia na rondzie
Dostałem właśnie wiadomość z Biura Rady że „uroczyste” nadanie nazwy rondu WOŚP nastąpi w niedzielę. Dziękuję za zaproszenie, ale chyba dostałem je przez pomyłkę. To impreza partyjna, a ja aktualnie do żadnej partii jeszcze nie należę.
„Złota era Ameryki rozpoczyna się teraz”…
Jako nastolatek przeżywałem zamach na prezydenta USA Johna Fitzgeralda Kennedy’ego. Siedzieliśmy z ojcem do późnej nocy przy stacji radiowej Głos Ameryki i mimo włączonych na full komunistycznych zagłuszarek, śledziliśmy dzień po dniu: komunikat o zamachu i ze szpitala o śmierci prezydenta, potem do dziś nie wyjaśnione do końca zabójstwo Lee Oswalda, domniemanego zabójcy Kennedy’ego, przez Jacka Ruby’ego, wzruszający pogrzeb Kennedy’ego. Teraz tamte odległe wspomnienia i wzruszenia odżyły podczas uroczystości zaprzysiężenie 47 prezydenta USA Donalda Trumpa. On ma coś w sobie z Kennedy’ego! Idealizm i marzenia. Kennedy zginął za to, Trump o mały włos… Kiedy Trump mówi dziś, że „złota era Ameryki rozpoczyna się teraz”, to ja mu szczerze wierzę, bo bardzo chcę wierzyć; bo w pomyślności Ameryki widzę jeden z warunków pomyślności Polski. W zapowiedzi odzyskania odzyskania Kanału Panamskiego, w wypowiedzeniu wojny kartelom narkotykowym i wprowadzeniu stanu wyjątkowego na dziurawej dziś, południowej granicy USA, widzę Amerykę, która jest wielka i chce być odpowiedzialna za świat. Boże, chroń Pana Prezydenta!
Na inaugurację do Waszyngtonu pojechali m.in. moi dwaj przyjaciele: Paweł Piekarczyk i Mariusz Birosz. Dzięki temu czułem się tak, jakbym sam tam był. Paweł jest znanym w całej Polsce bardem niepodległości a Mariusz jest prezesem stowarzyszenia Brygada „Inki”. Nie mogę się doczekać ich powrotu i relacji.
„Straszny” Nawrocki
Nie ma dnia bez straszenia w tefauenach Karolem Nawrockim i „odkrywaniem” coraz to nowych „afer” z nim związanych. Zaczęło się od pani sprzątaczki z podstawówki, która zapamiętała, że Karol jako trzecioklasista był niegrzeczny i pluł w szkole na schody, o czym poinformowała „bezkompromisowa” brudna gazeta. Poczułem więź z Karolem, bo pamiętam, że w trzeciej klasie podstawówki wychodziłem na przerwę, spluwając na schody, bo w ten sposób dodawałem sobie kurażu (czuliśmy pietra przed chłopakami ze starszych klas…). Ostatnia afera jest taka, że Karol Nawrocki, jako dyrektor Muzeum II Wojny Światowej, wynajmował „apartament” i nie płacił za to! Wyjaśniam: dyrektor Nawrocki często-gęsto pracował do późnej nocy, a „apartament” nie był „wynajmowany”, tylko był częścią Muzeum. No i koniec afery, ale przecież nie liczy się prawda, tylko liczba „afer” i efekty specjalne...
W lutym jedziemy z Pawłem i Mariuszem do Polaków w Essen (polska lista wyborcza Polen in Essen). Przedstawimy na spotkaniu Karola Nawrockiego jako człowieka. Pracowałem z nim przez 8 lat, widywaliśmy się codziennie i dlatego czytam teraz ze zdumieniem, co wypisują na temat jego „bezwzględności” i „brutalności” ludzie, którzy rzadko go widywali i niewiele o nim wiedzą. Cieszę się samą myślą o spotkaniu, bo ci Polacy z Essen – na skutek oddalenia – lepiej czują Polskę niż my, będący tu na co dzień. Wracam od nich naładowany nową energią, czego życzę i Wam. Jako stary już człowiek przekonuję się, że sztuka życia polega na nieustannym wracaniu do tego, co było w nim najpiękniejsze i co nas budowało. Precz złe myśli!
Napisz komentarz
Komentarze