sobota, 28 września 2024 19:24
Reklama
Reklama
Reklama

Nałóg zrujnował mi życie

POMORZE. Waldek B. jest rodowitym starogardzianinem. Ma 42 lata. Odkąd pamięta, zawsze borykał się z problemem alkoholizmu. Jego ojciec zapił się na śmierć. On sam także wcześnie sięgnął po kieliszek. Dziś jest bezdomny. Wie, że alkohol zrujnował mu życie. Nam opowiedział o trudach wychodzenia z nałogu. O tym, że tylko będąc trzeźwym, można być naprawdę szczęśliwym.
Nałóg zrujnował mi życie
Jestem alkoholikiem i lekomanem. Pierwszy kontakt z alkoholem miałem w wieku 15 lat, a już dwa lata później stałem się alkoholikiem. Już jako dziecko byłem faszerowany lekami uspokajającymi. Miałem nerwicę z powodu sytuacji w domu.

Cztery piwa przed pracą

Tato lubił nadużywać alkoholu, jak nie pił, to nie pił, a jak zaczął, to pił tygodniami. W wieku 17 lat miałem pierwszy raz urwanie filmu. Mojemu ojcu byłem tylko do tego potrzebny, by z nim pić. Szybko uciekłem z rodzinnego domu, przez jego nałóg. W ’93 roku mój tato zapił się na śmierć. To był w moim życiu, zwrot, by przestać pić. Wtedy zrozumiałem, że alkohol zabiera bardzo wiele, niemal wszystko. Jest dobry, ale dla ludzi, którzy potrafią pić, a ja już nigdy nie będę potrafił. Staję się agresywny i wstrętny.
W życiu robiłem różne rzeczy. Byłem brukarzem, monterem sufitów podwieszanych, salowym w gdańskim szpitalu. Bardzo często traciłem pracę z powodu picia.
Po śmierci ojca opiekowałem się ciocią, która zmarła na raka. Miałem po niej mieszkanie. Pracowałem wtedy na izbie przyjęć w szpitalu w Gdańsku na Zaspie. Bardzo dużo tam piłem. Ta praca pozwalała na to, do tego stopnia, że jechałem już do pracy pijany. Potrafiłem w Gdańsku Głównym wysiąść z autobusu i wypić cztery piwa przed pracą. Tłumaczyłem to sobie tym, że praca jest bardzo stresująca. Do pewnego momentu moja szefowa przymykała oczy, aż któregoś dnia przestała...

Ty i tak tu wrócisz

Piłem po pracy, w domu piłem, pewnego dnia powiedziałem do mamy: „Dzwoń, nie jadę do pracy. Załatw to.” Byłem wtedy potwornie przepity. Mama zadzwoniła, a szefowa powiedziała, że koniecznie mam być w pracy. „Co tu wykombinować” – myślałem. Moja mama mnie odwiedzała, by mnie przypilnować, bo wiedziała, że ze mną jest źle. Gdy wracałem z pracy z Gdańska parokrotnie leżałem przed dworcem PKS, w dole, kilka razy na izbie wytrzeźwień w Gdańsku, nie raz przepiłem całą wypłatę, dostawałem mandat za mandatem. Zaczęło mnie to przerażać. W ’94 roku straciłem pracę z powodu alkoholu. Kiedyś nie wierzyłem, że mógłbym wypić spirytus z bloku operacyjnego, a jednak tak się stało. To był przełomowy rok.
Pamiętam jak, kilka lat wcześniej mój przyjaciel zawiózł mnie na miting anonimowych alkoholików w Gdańsku. Mówiłem wtedy: „Ja jeszcze nie mam tego problemu, nie osiągnąłem dna”. I nagle podszedł tam do mnie facet, który nie pił już pawie 10 lat i powiedział: „Ty, ty i tak tu wrócisz…”

Pijąc, nie myślało się o niczym

Byłem wściekły. Zacząłem wtedy zazdrościć ludziom, że potrafią żyć, bawić się na trzeźwo.
Gdy pierwszy raz poszedłem na spotkanie anonimowych alkoholików, moje pytanie brzmiało: „Jak tu jest?”. Byłem pełen lęku. Wiedziałem, że podejmując decyzję o trzeźwieniu, będę miał masę strat, finansowych i psychicznych, będzie trzeba myśleć o opłatach, uregulowaniu długów, mandatów, jedzeniu. O tym, jak przeżyć. Pijąc, nie myślało się o niczym.
Mój terapeuta uświadomił mi, że jestem bardzo wrażliwą osobą, ciepłą, uczciwą i nieśmiałą. Gdy ukończyłem terapię na Chopina, ruch abstynencki był dla mnie wszystkim.
Po trzech latach zapiłem powtórnie. Wtedy okazało się, że jestem lekomanem. Powrót do nałogu zaczynał się u mnie od brania leków.

Zabrała mi serce i duszę

W 2005 roku poznałem kobietę. Znalazłem w gazecie ogłoszenie matrymonialne i napisałem. To była jej koleżanka, dała jej mój list. I tak zaczęliśmy pisać. Zakochałem się. Ona miała wtedy 33 lata. Przeprowadziła się do mnie. Przez pierwsze trzy lata układało się w miarę dobrze. Wcześniej też były kobiety w moim życiu. Przygodne znajomości... Nie było ważnej osoby w moim życiu. Jej po pewnym czasie powiedziałem o sobie wszystko, nawet najciemniejsze strony życia, to, że lądowałem w izbie wytrzeźwień, nie pamiętając, jak tam trafiłem, to, że wyrzuciłem matkę z mojego domu, bo nie godziła się na życie, jakie prowadziłem. Gdy powiedziałem już wszystko, padło z jej strony pytanie, co bym zrobił, gdyby mnie zostawiło. Mówię: „Pękłoby mi serce. Zabrałaś mi serce i duszę”.
Kocham jej dzieciaki. Dwie córki i chłopca. Chciałem wziąć z nią ślub. Ona była już rozwiedziona i powtarzała, że papier nie jest jej do niczego potrzebny. Pierwszy raz popsuło się miedzy nami po trzech latach. Poszło o dzieci. Miałem wrażenie, że na wszystko im pozwala. Dziś żałuję, że ją zameldowałem. Nie miałem wtedy pracy, brakowało pieniędzy, ona mnie utrzymywała. Wszystko narastało. Dwa lata temu pierwszy raz rzuciła we mnie trzema wazonami. Potem znowu była awantura, interwencja. Po tych trzech wazonach psychika mi siadła. Wyjątkowo. Chwyciłem wtedy za butelkę i piłem dwa tygodnie. Nie chciałem już pić, a jednocześnie bałem się przestać.

Dla kobiety nie przestanie się pić

Najłatwiej jest powiedzieć sobie, że przez żonę się pije, przez dzieci się pije, przez pracodawcę się pije. Trudno sobie uświadomić, że pije się przez samego siebie. Wiem, że jeżeli dla kobiety, facet będzie chciał przestać pić, to on nigdy nie przestanie pić. To trzeba zrobić dla siebie. Tylko dla siebie. Albo siada facet na tyłek, stwierdza, że mu się wszystko zawaliło i on jest przyczyną problemu, tego np. że żona czy dzieci się od niego odsunęły. Ja wcześniej winiłem każdego.
Przyszedł do mnie wówczas mój przyjaciel. Był po mitingu anonimowych alkoholików. Powiedział, że nie jestem pępkiem świata. „Przestań” - mówił. A ja na to: „Sam już nie potrafię”. – „To idź na odwyk”. Moja partnerka poprosiła mnie wtedy na przedpokój, bardzo mocno mnie przytuliła i powiedziała, że mnie kocha...
Poszedłem na odwyk. Wyszedłem po czterech tygodniach. Znowu chodziłem na mitingi AA. Ale moja partnerka nawet, gdy już nie piłem, z byle powodu mnie biła. Albo ona albo jej nastoletni syn. Przychodziły myśli samobójcze. Nie mogłem spać, nie mogłem jeść.
Mróz był nie do zniesienia
28 grudnia ubiegłego roku zamknąłem się w szpitalu psychiatrycznym w Kocborowie z powodu depresji. Gdy wyszedłem ze szpitala w styczniu było -25 st. mrozu. Byłem w swoim mieszkaniu. Wiedziałem, że coś jest nie tak w domu. Przeszkadzałem im. Zacząłem spać na klatkach schodowych, spędzałem czas w parku. Mróz był nie do zniesienia. Tydzień czasu w sumie po wyjściu ze szpitala mieszkałem w domu. Dziękuję Bogu, że zgubiłem leki, bo zjadłbym wtedy wszystkie.
Dziś jestem bezdomny. Nie mam nikogo bliskiego. Matka moja zmarła w ubiegłym roku. Była najważniejszą osobą w moim życiu. Jedyną, która się o mnie martwiła. Od tej pory muszę liczyć tylko na siebie. Moja partnerka ma nowego faceta, mieszka w moim domu. Ja musiałem się usunąć, doznałem przemocy fizycznej i psychicznej. Przez ostatnie dwa lata byłem często bity, nawet jeśli nie piłem.
Moda na abstynencję
Jednak nie wstydzę się siebie. Teraz sobie jakoś radzę, jestem z tego dumny. Idę na klatkę schodową, prześpię się. Nie kradnę. Idę do Caritasu na zupę.
Ukończyłem terapię na w Przychodni Leczenia Uzależnień w Starogardzie Gd. Mam zdiagnozowane DDA. Jestem dorosłym dzieckiem alkoholika. Uczęszczam na mitingi anonimowych alkoholików, jestem też członkiem Klubu Abstynenta „Razem”.
Mając za sobą te doświadczenia, teraz wiem, że gdybym po raz kolejny miał 15 lat, nie wziąłbym pierwszego kieliszka do ust. Znam młodych ludzi, którzy nigdy nie wypili. Dziś przychodzi moda na abstynencję.
Dziesięć lat temu w Radiu Głos dawałem świadectwo abstynencji. Niedawno byłem na rekolekcjach w Pelplinie, spotkałem tam znajomą z AA. Dziś mam miesiąc abstynencji. Przy pomocy fachowców, wytrzymam. Marzę, by iść do Świętego Piotra na wieczny miting..., ale  trzeźwym.  
Alkohol zabrał mi wszystko... Dzieciństwo i dorosłość. Przez nałóg właściwie nigdy nie dorosłem. Dziś wiem, że bez anonimowych alkoholików, zapiłbym się na śmierć. Gdy jestem trzeźwy, jestem szczęśliwy. Cieszę się, że nie piję, nie biorę leków. Potrafię się uśmiechać. Ruch trzeźwościowy dał mi nowe, drugie życie. Trzeźwe życie.

Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
motylek 22.06.2010 11:35
najważniejsze że skończył z tym ,zrozumiał co ważniejsze ,lepiej póżniej niż wcale ........teraz trzeba pomóc mu ,gdzie mops ,przecież widać że mu zależy na życiu .....każdy z nas popełnia błędy w życiu ,nie ma ludzi ideału ....po prostu nie ma .

fredro 26.03.2010 12:39
tak,dobry tekst,a facetowi ogolnie mozna współczuc

************************ 26.03.2010 12:10
A co z pomocą dla tego człowieka? Czy ktos nie mógłby pomóc mu w odzyskaniu mieszkania?

loklany 26.03.2010 11:24
no, nareszcie ciekawy artykuł !!!

aa 26.03.2010 11:20
Czy nie Różanowski przypadkiem?

Koncert Raz Dwa Trzy „Człowiek czasami serce otworzy” już 29 września w Kinie Sokół! Koncert Raz Dwa Trzy „Człowiek czasami serce otworzy” już 29 września w Kinie Sokół! Agnieszka Osiecka i Wojciech Młynarski posiedli unikatową umiejętność obserwacji ludzkiej potrzeby bycia kochanym. Koncert złożony z piosenek ich autorstwa nie ma służyć porównaniu ich talentów. To żywe, muzyczne zestawienie odmiennego podejścia do uczuciowych usiłowań podejmowanych przez poszczególne bohaterki i bohaterów tych małych dzieł sztuki. Często - jak to bywa w życiu - przypadkowych sytuacji prowokujących burzliwy wzrost napięcia emocjonalnego przeradzającego się w nagłe, zaskakujące, acz nieuniknione np. zakochanie. Postaci z piosenek potrafią zapaść na „chorobę” miłości tak samo szybko, jak mozolnie i z trudem się odkochiwać. Opisać ulotną wymianę spojrzeń, albo spór między zimnym intelektem, a nagłym porywem serca. Czy to w ogóle możliwe? A. Osiecka i W. Młynarski prawdopodobnie przypuszczali, że nie. Ale jako twórcy niemogący i nieumiejący uwolnić się od wrodzonych talentów wiedzieli, że usiłować trzeba. Opowieść pozornie stara jak świat. „Człowiek czasami serce otworzy…” i dozgonna miłość, albo pasmo uczuciowych nieszczęść gotowe. Albo jedno i drugie.Zapraszamy Państwa na niezwykłą podróż muzyczną z Zespołem Raz Dwa Trzy.Informacje o wydarzeniu:Data: 29.09.2024Miejsce: Kino SokółStart: 19:00Otwarcie bram: 18:20Bilety na:Eventim.pl: https://www.eventim.pl/.../koncert-raz-dwa-trzy-czlowiek.../KupBilecik.pl: https://www.kupbilecik.pl/.../Starogard+Gda.../Raz+Dwa+Trzy/Zamówienia grupowe:prosimy o maila na [email protected] Data rozpoczęcia wydarzenia: 24.09.2024
9-11 listopada 2024 - Swołowo - NA ŚW. MARCINA NAJLEPSZA POMORSKA GĘSINA 9-11 listopada 2024 - Swołowo - NA ŚW. MARCINA NAJLEPSZA POMORSKA GĘSINA Organizowana od jedenastu lat, stała się już rozpoznawalnym wydarzeniem w Województwie Pomorskim. Rok rocznie przyciąga blisko dziesięć tysięcy turystów, zainteresowanych hodowlą gęsi pomorskiej i produktami, wytwarzanymi z jej mięsa. Przez trzy dni trwania imprezy, trwa biesiada przy dźwiękach dawnej muzyki, odbywają się występy zespołów folklorystycznych z regionu, a na koniec zatańczyć można na wiejskiej potańcówce. Każdy, kto przyjedzie w tych dniach do Swołowa, będzie miał okazję degustować i kupić gęsinę w różnych odsłonach kulinarnych (gęsie okrasy, pierogi i kartacze z gęsiną, smalce gęsie, gęsi pieczone, półgęski wędzone na zimno, galarety, pasztety z gęsi, zupy na gęsinie: czernina, brukwianka, kapuśniak). Wydarzenie to niezmiennie upowszechnia tradycję spożywania gęsiny w okolicach dnia Św. Marcina. Gęsina w Swołowie, to również okazja by poznać i degustować potrawy i wyroby z tego mięsa, uczestniczyć w targu produktów wiejskich z okolicy oraz, przy okazji, w jarmarku rękodzieła. Jak zwykle obecnych będzie około osiemdziesięciu wystawców ze swoimi gęsimi wyrobami tj. Koła Gospodyń Wiejskich, gospodarstwa agroturystyczne, lokalni hodowcy, przetwórcy i restauratorzy.Atrakcją dla odwiedzających są zawsze warsztaty i pokazy kulinarne, połączone z degustacją. Podczas imprezy odbywają się również pokazy i warsztaty muzealne, prezentujące dawne jesienne prace gospodarskie i domowe. Obejrzeć będzie można również hodowlę gęsi pomorskiej w tradycyjnych warunkach w Zagrodzie Albrechta oraz odwiedzić inne zwierzęta gospodarskie – owce, konie, kozy, kaczki, kury i in. Bilet wstępu na imprezę upoważnia do zwiedzania muzeum i uczestniczenia w pokazach.Data rozpoczęcia wydarzenia: 09.11.2024
Reklama
Reklama
KOMENTARZE
Autor komentarza: xxxTreść komentarza: Cześć jego pamięciData dodania komentarza: 8.06.2024, 09:28Źródło komentarza: Cześć i Chwała Bohaterowi! Mateusz Sitek zginął w obronie Wolnej Polski!.Autor komentarza: tutamTreść komentarza: Pamiętam. Starogardzkie MZK podstawiły autobusy do Pelplina.Data dodania komentarza: 7.06.2024, 22:53Źródło komentarza: 25. rocznica wizyty Jana Pawła II w PelplinieAutor komentarza: tutamTreść komentarza: Pod Starogardem, mniej więcej w kierunku na Pelplin/Rywałd, powstała nowa farma wiatrakowa. Widzę ją z trzeciego piętra na ul. Gdańskiej, bo mam świetny widok na las w tym kierunku. Wiatraki jeszcze się nie obracają. Tak blisko miasta wiatraków jeszcze nie było.Data dodania komentarza: 7.06.2024, 22:51Źródło komentarza: Z OSTATNIEJ CHWILI: Wicestarosta powiatu starogardzkiego zrezygnował ze stanowiskaAutor komentarza: yogTreść komentarza: gnać pałami tych zlodziejiData dodania komentarza: 7.06.2024, 15:45Źródło komentarza: STOP ideologii Zielonego Ładu i centralizacji Unii Europejskiej! KONFERENCJA PRASOWA JAROSŁAWA SELLINA I KACPRA PŁAŻYŃSKIEGOAutor komentarza: Andrzej ŁankowskiTreść komentarza: W prywatnym archiwum w Liniewie jest zdjęcie zrobione ukratkiem z momentu wykonywania morderstwa.Data dodania komentarza: 7.06.2024, 11:58Źródło komentarza: FELIETON: Pamięć o niemieckiej szubienicyAutor komentarza: Bez podpisuTreść komentarza: To bandyci🤣Piłka nożna bez policji!!!Brawo chłopaki💪Data dodania komentarza: 1.06.2024, 10:35Źródło komentarza: 4 osoby odpowiedzą za odpalanie rac i świec dymnych podczas meczu na pelplińskim stadionie
Reklama
News will be here
Reklama
Reklama