- Na pewno jest to zaskoczenie, nie spodziewaliśmy się takich decyzji – mówi Grzegorz Wróblewski, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 4.
Urząd łapie się każdej możliwości
Zastępca prezydenta miasta Henryk Wojciechowski szacuje, że likwidacja szkolnych stołówek da ok. 2mln zł oszczędności rocznie.
- W wyniku zmiany ustawy o finansach publicznych, drugi rok trwa zaciskanie pasa – mówi Henryk Wojciechowski. – To nie jest problem tylko naszego samorządu. Jednak szkoły zrobią wszystko, żeby wyżywienie było.
To kolejna w ostatnim czasie i prawdopodobnie nie ostatnia tak radykalna forma ratowania miejskiego budżetu. Po cichu mówi się już, że los kucharek mogą niedługo podzielić szkolne sprzątaczki. Prezydent nie potwierdza, ale dodaje.
- Grupa wydatków oświatowych we wszystkich wydatkach bieżących to ok. 40 % - mówi Henryk Wojciechowski. – Tam, gdzie są największe wydatki muszą być największe cięcia.
Pracownicy kuchni nie mogą pogodzić się z decyzją władz miasta. Niektórzy związani są ze swoimi placówkami kilkadziesiąt lat.
- Pracuję tu już 13 lat – żali się zwolniona kucharka. – Zostały mi niecałe 3 lata do emerytury. Co ja mam zrobić? I co ma zrobić dziewczyna, która otrzymała wypowiedzenie a jest w ciąży? To są tragedie naszych rodzin.
- Idziemy na bruk, inaczej nie da się tego nazwać – mówi jedna z kucharek ze łzami w oczach. – Zarabiamy 1100 zł netto. Mąż ma tyle samo. Teraz zostaniemy na jego pensji. Mamy troje dzieci. Wszystkie w wieku szkolnym. Córka chce iść na studia. Jak przeżyć, skoro pensja męża wystarczy właściwie na opłaty? To przerażające, nie potrafię wyobrazić sobie przyszłego roku. Jestem po 50., gdzie znajdę pracę, za co wyżywię rodzinę?
W niektórych szkołach może dochodzić do absurdalnych sytuacji, gdzie będąca w okresie ochronnym kucharka zostanie przesunięta na stanowisko sprzątaczki.
- Z tego co wiem to za mnie jedna ze sprzątaczek ma zostać zwolniona – mówi jedna z kucharek z Zespołu Szkół Publicznych. – To są dla nas bardzo trudne sytuacje. Jeszcze nie ochłonęliśmy po tym, jak dyrektor wręczył wypowiedzenia.
Kucharki na własną działalność?
- Na dzień dzisiejszy jeszcze nic nie zostało przesądzone – komentuje Ryszard Hapoński, dyrektor szkoły na Łapiszewie. – Możliwości rozwiązania sytuacji po 1 lutego jest wiele. Na razie nie wiemy nawet czy szkoły będą korzystały z cateringu. Będziemy zachęcali kucharki, by dalej prowadziły kuchnię w ramach własnej działalności gospodarczej.
Jedną z opcji jest wydzierżawienie pomieszczeń kuchni po to, by firmy z zewnątrz gotowały na miejscu. Jednak przez najbliższe 3 miesiące urzędnicy będą namawiać pracowników kuchni do zakładania własnych biznesów. Pytanie czy pracujące całe życie w kuchni panie, będą w stanie z dnia na dzień zostać managerami sprawnie działających firm. Do tego w niektórych szkołach problemem może okazać się dostosowanie kuchni pod względem sanitarnym, tak jak w PSP 4. To spowoduje rosnące koszty rozpoczęcia działalności.
- Do tego potrzeba ogromnych środków, a skąd mamy je wziąć – pytają zrezygnowane kucharki. – Nikt nami się nie przejmuje. Odechciewa się żyć.
Z drugiej strony większość szkolnych kuchni przeszło w ostatnich latach gruntowne i kosztowne remonty. Dyrektorzy muszą liczyć się z tym, że część z nich zostanie zwyczajnie zamknięta.
Ceny wzrosną dwukrotnie
Urzędnicy liczą, że kucharki znajdą zatrudnienie w firmach, które będą organizowały wyżywienie dla szkół. Jednak zdaniem zastępcy prezydenta największe koszty poniosą nie pracownicy kuchni, a rodzice.
– Wyprowadzamy stołówki z finansowania budżetowego, a to oznacza, że finansowanie musi przejść bezpośrednio na rodziców. Znamy wszystkie skutki, to nie jest pochopna decyzja. My także poniesiemy skutki moralne tej decyzji.
W przypadku cateringu, czyli dowożenia żywności przez firmę zewnętrzną koszty obiadów z pewnością wzrosną. Dyrektorzy szacują, że ceny mogą wzrosnąć ponad dwukrotnie. Do tej pory rodzice płacili wyłącznie za tzw. „wkład do kotła”. Pozostałe koszty, związane z samym funkcjonowaniem kuchni i wynagrodzeniami pokrywane były ze środków budżetowych. Teraz o cenie zadecyduje wolny rynek.
- Jeśli cena będzie za duża, rodzice zrezygnują z wyżywienia, a podmiot się nie utrzyma - przekonuje Henryk Wojciechowski.
W piątek telefony dyrektorów szkół urywały się. Zainteresowanie ze strony firm gastronomicznych jest ogromne.
Rodziców martwi nie tylko wzrost cen, ale przede wszystkim jakość wyżywienia. Codziennie szkolne stołówki wydają ok. 1600 posiłków.
- Nawet jeśli szkoły będzie obsługiwało kilka firm to przy takiej masie trudno, żeby każde dziecko dostało ciepły posiłek – mówi rodzic z PSP 4. – Poza tym te posiłki ze stołówek przypominają normalne domowe obiady. Jak dziecko chciało, to poszło po dokładkę. Teraz to się skończy. Przecież te kucharki pracujące tyle lat były zżyte z dziećmi, wykonywały swoją pracę z sercem. Nie wierzę, że catering i takie mechaniczne załatwienie sprawy zastąpi coś co funkcjonuje w szkołach od zawsze.
- Obawiam się, że wyżywienie w szkołach będzie przypominało posiłki z fast foodów – przyznaje matka 8 – letniej Weroniki. – Do tej pory miałam zaufanie do szkolnej kuchni. Panie kucharki gotowały niemal domowe obiady. A firma cateringowa „odwali” masówkę i będzie miała z głowy.
(...)
Więcej w Gazecie Kociewskiej, która ukazuje się wraz z Dziennikiem Pomorza
na terenie powiatu starogardzkiego.
na terenie powiatu starogardzkiego.
Napisz komentarz
Komentarze