- Jeżeli coś jest złe, to trzeba mówić, że to jest złe. Uznaliśmy, że ta MRDPP została powołana niezgodnie z prawem i zrobiliśmy wszystko, by na drodze prawnej to udowodnić – mówi dyrektor SCK w wywiadzie dla Gazety Kociewskiej. - Wygraliśmy, ale do tej pory ze strony naszych adwersarzy nie padło słowo przepraszam, które byłoby minimum przyzwoitości. I tu nie chodzi o to, by nas przepraszać, ale te wszystkie osoby, które działają w organizacjach. Jest to tysiąc osób, a jeśli policzyć sympatyków tych organizacji to mamy już kilka tysięcy ludzi, którzy angażują się w życie społeczne miasta. Co do kina. Aby zarządzać majątkiem publicznym trzeba posiąść określoną wiedzę. Odnoszę wrażenie, że część radnych ignoruje fakt, że dzieją się rzeczy, które były od dawna zapowiadane. Dzisiaj idąc al. Jana Pawła II widać jak dużo się dzieje po jednej i po drugiej stronie. Lada moment to co było zapowiadane od lat, a więc powstanie dużego kina stanie się faktem. Człowiek, który zarządza publicznymi pieniędzmi nie może tego ignorować, musi analizować i budować strategię na wiele lat do przodu. Gdybym parę lat temu wyciągnął z miasta powiedzmy 700 tys. zł na modernizację kina "Sokół", to dzisiaj ci sami ludzie atakowaliby mnie za to, że je zmarnowałem. Jeżeli ktoś atakuje mnie z przyczyn politycznych, w sensie takim, że chce mnie osłabić wizerunkowo, pokazać, że jestem osobą niekompetentną, to ja brzydząc się tym, jestem w stanie to zrozumieć. Jeżeli jednak ktoś krytykuje mnie za to, że nie zmodernizowałem kina "Sokół", to mam daleko posunięte obawy czy taka grupa osób jest w stanie podejmować racjonalne decyzje, a tym bardziej zarządzać naszym wspólnym majątkiem.
- Za rok najprawdopodobniej powstaną długo zapowiadane galerie. Co wówczas stanie się z obiektem kina „Sokół”?
- Na początku tego roku przedstawiałem na sesji Rady Miasta trzy koncepcje. Jeżeli chodzi o ten obiekt, na dzień dzisiejszy widzę dwa wyjścia. Jedno to likwidacja, sprzedaż na inną działalność być może gastronomiczną, druga to adaptacja tego obiektu na multikulturowe działania, np. miniteatr, kawiarenka poetycko – muzyczna, taki wielokulturowy obiekt. To jednak wiąże się z dużymi nakładami finansowymi.
- To bardzo ciekawy pomysł. Jednak czy to się obroni?
- Na pewno musiałaby to być instytucja finansowana przez miasto, ona sama na siebie nie zarobi, nie ma na to szans. Dzisiaj utrzymanie tego obiektu to koszt w granicach 250 tys. zł. Podejrzewam, że miasto musiałoby o około 200 tys. zł zwiększyć dotację, po to, aby tylko utrzymać ten obiekt. Z pewnością taki obiekt przydałby się w Starogardzie i znalazłby odbiorców, ale czy miasto na to stać? Trudno mi teraz powiedzieć. Zapewne jest to też kwestia projektów, które ruszą niebawem. Wstępnie modernizacja tego obiektu to koszt rzędu 5 mln zł. Oczywiście, będzie można szukać pieniędzy z zewnątrz. Ale to jest kwestia na lata. A my musimy myśleć, co teraz. (...)
- Mówił pan, że grupa radnych stara się przypiąć panu łatkę osoby, która zamierza startować w wyborach. Jednak z drugiej strony, pan nigdy się od tego stanowczo nie odciął...
- Być może ma pan racje. Jednak nie widzę powodu, dla którego miałbym ułatwiać życie lokalnym politykom. Być może taki lekki niepokój, który w tym temacie powstał, jest potrzebny. Ja nie ukrywam, że jestem przeciwnikiem rządzenia przez partie polityczne na poziomie lokalnym. Uważam, ze tutaj powinni rządzić wyłącznie samorządowcy, czyli ludzie, którzy sprawdzili się w działaniu. Dla mnie istotniejsze jest, że my jakaś decyzję podejmujemy na miejscu, nawet kłócąc się o konkrety, niż to, że decyzja przychodzi z zewnątrz, z góry, bez względy na koszty, które miasto w związku z takim działaniem ponosi. Nie chcę, aby działania samorządu były sprowadzane do błahych spraw. Chcę, aby ważne decyzje, jak np. sprzedaż udziałów Star - Pecu zapadałyby na miejscu, wśród nas, mieszkańców. Po to jest samorząd. (...)
Cały wywiad w dzisiejszym wydaniu Gazety Kociewskiej, która w każdą wraz z Dziennikiem Pomorza ukazuje się na terenie powiatu starogardzkiego.
Napisz komentarz
Komentarze