Ernest (lat 26) i Martyna (lat 23) mają trójkę cudownych córeczek. Niestety ich życie potoczyło się tak, że są teraz w bardzo trudnej sytuacji, zarówno materialnej, jak i mieszkaniowej. Nie ukrywają, że potrzebują każdej pomocy, nawet tej najmniejszej.
Rodzina mieszka w wynajętym mieszkaniu w Kolinczu.
- Płacimy za to mieszkanie 450 zł miesięcznie plus dodatkowe opłaty za prąd i wodę – mówi Ernest. – Mamy tu co prawda dwa pokoje, ale co z tego kiedy jeden z nich jest zagrzybiony i pełen wilgoci. Bardzo ciężko go dogrzać i jest tam zimno. Praktycznie go nie używamy, bo nie nadaje się do normalnego mieszkania. Próbowałem trochę wyremontować ten pokój, położyłem panele na ścianę i odmalowałem go, jednak to nic nie pomogło. Wilgoć dalej przebija się przez ściany – dodaje Ernest.
Mimo wszystko rodzina nie może narzekać na brak miejsca, jednak jak sami przyznają woleliby mieszkać w mniejszym mieszkaniu, ale za to bez wilgoci.
- Bardzo ciężko mieszka tu się z małymi dziećmi – mówi Martyna. – Przez tę wilgoć dziewczynki co chwilę chorują.
Stan kuchni i łazienki też pozostawia sporo do życzenia. Stare szafki, przegniła podłoga.
- Kupiłem do łazienki starą wannę, bo gdy się wprowadziliśmy był w niej tylko połamany brodzik – przyznaje Ernest. – Dziewczynki kąpiemy w plastikowej wanience.
Rodzinie bardzo zależy na nowym mieszkaniu. Starali się o mieszkanie socjalne, jednak lista oczekujących na jest tak długa, że trzeba czekać aż 6 lat!
Ernest już od 9 lat tuła się po różnych stancjach. Rodzina chciałaby w końcu osiąść w jednym miejscu, takim, które mogliby nazwać prawdziwym domem.
Ernest i Martyna mają trójkę dzieci. Wiktoria ma 5 lat, jest bardzo żywą i ciekawą świata dziewczynką. Młodsza, 2-letnia Alicja, jest cicha i spokojna. Nie potrafi jeszcze mówić, ale gdy patrzy na matkę widać w jej oczach radość. Oczkiem w głowie rodziców jest Zosia, która urodziła się niespełna miesiąc temu. Obie z Alicją są wcześniakami. Urodziły się w siódmym miesiącu ciąży.
- Zosia jest teraz w szpitalu – tłumaczy Martyna. – Urodziła się 19 grudnia w Starogardzie, ale trzeba było ją przewieźć do Gdańska. Leży teraz w inkubatorze. Po narodzinach ważyła trochę ponad kilogram i miała 40 cm. Urodziła się w siódmym miesiącu ciąży, Alicja tak samo. Lekarze mówią, że za około 3 miesiące będziemy mogli zabrać ją do domu.
- Dwa lata temu urodził się nam chłopczyk, także wcześniak. Ważył niecały kilogram. Wdała się sepsa. Niestety nie udało się go uratować – mówi Ernest.
Najstarsza, Wiktoria, niedługo pójdzie do zerówki, z czego bardzo się cieszy. Już teraz chce się uczyć i bawić z rówieśnikami. Widać, że rodzice starają się ze wszystkich sił, by dzieci miały jak najlepiej. Nie chodzą głodne, ani brudne, jednak Ernesta i Martynę nie stać by spełniać ich dziecięce marzenia.
Ernest nie ma stałej pracy, a Martyna musi zajmować się małymi dziećmi. Rodzina żyje z zasiłków i pieniędzy, które od czasu do czasu przynosi Ernest.
- Mam umiarkowany stopień niepełnosprawności – mówi Martyna. – Żyjemy z renty, którą dostaję po moim ojcu, jest tego niecałe 700 zł. Poza tym dostajemy zapomogi z GOPS-u oraz dodatki pielęgnacyjne. Nie jest tego zbyt wiele. Staramy się jednak jak możemy, by żyć w miarę normalnie. Niestety pieniędzy nie starcza na wszystko.
Ernest i Martyna wraz z dziećmi są podopiecznymi Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Starogardzie Gd. Urzędnicy znają ich ciężką sytuację materialną i zapewniają, że starają się jak mogą, by pomóc rodzinie.
- Bardzo dobrze znamy trudną sytuację Ernesta i Martyny – mówi Elżbieta Alex, kierownik Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Starogardzie Gd. – Często korzystają z wszelkich form pomocy jaką oferujemy. Asystent naszego ośrodka pomaga rodzinie w szukaniu nowego, lepszego mieszkania, bo to, które obecnie zajmują jest rzeczywiście w fatalnym stanie. Z naszej strony robimy wszystko, by pomóc tej rodzinie. Zależy nam na tym, aby sytuacja zarówno mieszkaniowa, jak i materialna poprawiła się. Ta rodzina naprawdę potrzebuje pomocy – dodaje Elżbieta Alex.
Ośrodek pomaga w miarę swoich możliwości finansowych.
Mieszkanie bez wilgoci jest największym marzeniem rodziny. Ale lista rzeczy, na które po prostu brakuje im środków jest dłuższa.
- Przydałaby się nowa pralka, bo stara jest już ledwo na chodzie – mówi Martyna. – Nie musi być nowa, ważne, żeby była sprawna. Poza tym potrzebne są pampersy, środki czystości oraz ubranka i zabawki dla dziewczynek.
Rodzina praktycznie nie posiada własnych mebli. Kilka starych szafek oraz zniszczone kanapy to praktycznie cały ich dobytek.
- Nie stać nas na nowe meble, korzystamy z tego co mamy – mówi Ernest. – Potrzeb jest wiele, zdajemy sobie z tego sprawę. Będziemy naprawdę wdzięczni za każdą, nawet najmniejszą pomoc.
Napisz komentarz
Komentarze