Ryszard Michaiowski urodził się 22 lipca 1933 r. w Grecji w Serakini. Według jego relacji w październiku 1946 roku zabrano go wraz z rodzeństwem i grupą ok. 50 osób z miejscowości Kiersaja i przewieziono do Bytoli (dawna Jugosławia). Rozkaz wywozu przyszedł z bloku wschodniego.
Zabrany siłą
- Byli uzbrojeni. Bałem się, że zrobią nam krzywdę. Rodzice też się bali. Nic nie tłumaczyli tylko zabrali nas z rodzinnego domu – braci, siostrę i mnie. Rodzice zostali w Grecji. – tłumaczy mężczyzna.
Rozdzielili rodzeństwo. Nie wiedzieli, że jadą w jednym pociągu.
- Zawieźli nas do Rumunii a następnie do Polski. To znaczy ci, co byli z przodu pociągu znaleźli się w Polsce, a ci co z tyłu w ówczesnej Czechosłowacji. W pociągu było zimno. Bardzo się bałem. Nie wiedziałem, co mnie czeka. Nie wszyscy przeżyli wyczerpująca podróż. Tak naprawdę nie wiedzieliśmy nawet, gdzie jedziemy i co nas spotka. Byłem przekonany, że jadę na śmierć. Najpierw przywieźli mnie do Lądka Zdroju. Było ciemno i zimno. Nie znałem języka. Tam umieścili nas w ośrodku dla dzieci. Przebywałem tam bodajże 3 miesiące. Potem przewieźli mnie do Polic koło Szczecina, ale nie chciałem tam zostać. Następnie pojechałem do Legnicy. Tam pracowałem ok. pół roku na dziewiarstwie. Znalazłem się w Łodzi, gdzie pracowałem w Wólczance. Tęskniłem za domem w Grecji, za rodzicami, za greckim słońcem, gospodarstwem. Często wspominałem, jak z tatą zajmowaliśmy się ogrodem, pielęgnowaliśmy owoce, warzywa. Chciałem wrócić. Myślami cały czas byłem w Grecji. Odwiedzali mnie wówczas politycy. Nikt nie pytał, czy chcę wrócić. Nikt nawet nie wspomniał o takiej możliwości.
Przemierzył całą Polskę. Osiadł w Starogardzie
Około 1954 roku, Grecy z transportu wrócili do ojczyzny, ale nie pozwolono wrócić naszemu Czytelnikowi. W 1972 roku przyjął obywatelstwo polskie. Było mu ciężko. Nie znał polskiej kultury, obyczajów. Na nowo musiał nauczyć się żyć w obcym kraju. Kolejne próby wyjazdu do Grecji kończyły się odmową polskich władz.
- Ówczesne władze uniemożliwiały mi powrót do ojczyzny. Wtedy było ciężko przekroczyć granicę. Nie wiem, czego się bali? Że będę opowiadał, jak naprawdę jest w Polsce? Nigdy nikt mi tego nie wytłumaczył. Wylądowałem w kopalni, gdzieś między Gliwicami a Zabrzem. Stamtąd pojechałem do Słubic. Mieszkałem tam 13 lat. Tam też się ożeniłem.
- A jak trafił pan do Starogardu – pytamy.
- Mój teść podróżował po całej Polsce i kupował gospodarstwa. Chciał kupić gospodarstwo tutaj, w Kręgu. To miało być moje gospodarstwo. Pojechałem razem z nim. Nic z tego jednak nie wyszło. Zostałem jednak w Starogardzie, razem z żoną i czwórką dzieci. Pracowałem w „melioracji” i „monopolu”.
Gdzie są twoje dzieci?
W międzyczasie w 1977 roku umarli rodzice pana Ryszarda. Chciał pojechać na ich pogrzeb, jednak znowu spotkał się z odmową władz. W ten sposób cały majątek, całe gospodarstwo przepadło na rzecz państwa greckiego. Taka była ówczesna polityka.
- W Grecji było tak, że jeśli nie było potomka, który mógłby przejąć ojcowiznę, całe dobro przepadło na rzecz państwa. Kierowano się zasadą „gdzie są twoje dzieci?”. A że zostaliśmy za młodu zabrani od rodziców i nie wiedzieli gdzie jesteśmy, uznano to za fakt, że potomków nie ma. Straciliśmy wszystko – 3 morgi tego były, owoce, warzywa, zwierzęta. Starałem się za Kwaśniewskiego załatwić coś w ambasadzie, ale nie udało się tego odzyskać. Pojechałem do rodzinnej miejscowości dopiero w 1998 roku. Byłem uważany za intruza. Z początku witali mnie jak swojego, gdy zacząłem się wypytywać co i jak z ziemią, już nikt ze mną nie chciał rozmawiać.
Obecnie R. Michaiłowski stara się o uzyskanie greckiego dowodu tożsamości.
12 - latek uchodźcą politycznym...
Od początku roku 2000 Ryszard Michaiłowski stara się o przyznanie mu statusu kombatanta. Bezskutecznie. Wysłał dziesiątki pism zarówno do Polskiego Związku Kombatantów jak i IPN - u. Za każdym razem spotykał się z odmową.
– Koleżanka, która była wynarodowiona razem ze mną tłumaczyła, że nie mogą dać mi statutu kombatanta, bo musieliby w takim razie dać każdemu wynarodowionemu – mówi mężczyzna. - Odebrano mnie siłą od rodziców i wynarodowiono. Starałem się o zadośćuczynienie także w czasach komunizmu. Urzędnicy mówili, że nic mi się nie należy, bo sam przyjechałem! – mówi R. Michaiłowski.
Jego marzeniem był wyjazd z Polski. Dlaczego więc nie wyjechał?
- Jako samotny kawaler robiłem wszystko, żeby wyjechać. Potem pojawiła się żona i dzieci. Nie mogłem ich zostawić. Kto miał ich żywić? Kto przy zdrowych zmysłach zostawi rodzinę i pojedzie?
Jak tłumaczy po „89” niewiele się zmieniło. Wszędzie słyszał to samo, że przecież sam przyjechał. Że jest uciekinierem politycznym. Twierdzi, że taka była polityka ówczesnych władz Grecji, żeby wywieść młodych Macedończyków i pozyskać w ten sposób ich ziemie.
- 12 - letni chłopiec uciekinierem politycznym! To jakiś absurd – bulwersuje się mężczyzna. – Teraz nikt nie odda mi straconych lat, lat bez rodziców i rodzeństwa, na obcej ziemi wśród obcych ludzi. Na jakiej podstawie twierdzą, że jestem uchodźcą? Przecież ja byłem dzieckiem. Zabrali mnie bez jakichkolwiek dokumentów. Właśnie przez ten brak dokumentów w IPN - ie nie chcą potwierdzić mojej sytuacji.
Musi udowodnić, że „nie jest wielbłądem”
- Polscy urzędnicy tłumaczyli, że powinienem być wdzięczny, bo miałem wyżywienie i wykształcenie mi dali, więc powinienem się cieszyć. A po co mi to wykształcenie? W Grecji były wtedy inne reguły i priorytety. Liczyło się gospodarstwo. Pamiętam jak z tatą jeździłem na targ. Mieliśmy piękne, świecące arbuzy – na tym się zarabiało. Pamiętam te soczyste owoce i pracę w ogrodzie. Jakim prawem mnie uchodźcą nazywają! Twierdzili, że nie spełniam wszystkich wymagań, aby zostać kombatantem. Mówili, że mi się nie należy, bo nie walczyłem itd.
Aby uzyskać status kombatanta nasz Czytelnik powinien mieć potwierdzenie zabrania go od rodziców i umieszczenia w Polsce wydane przez prezesa Instytutu Pamięci Narodowej. Takiego dokumentu jednak nie otrzymał.
- W IPNie powiedzieli, że nie ma dowodów i dokumentów świadczących o tym, że zostałem siłą zabrany. Uważają, że przyjechałem sam z nieprzymuszonej woli - tłumaczy mężczyzna. – To jest absurd. Już nie mam sił. Nie wiem, jak mam udowodnić, że zostałem zabrany. Nie mam przecież żadnych dokumentów z tego okresu. Mogą wmówić mi wszystko.
Wysłaliśmy pytania do Andrzeja Arseniuka, rzecznika prasowego z Instytutu Pamięci Narodowej. Zapytaliśmy, dlaczego Ryszard Michaiłowski mimo, że siłą został zabrany od rodziców jako dziecko, przez co stracił nie tylko dzieciństwo ale też majątek, nie może otrzymać statusu kombatanta. W jaki sposób ma udokumentować swoja sytuacje jeśli nie posiada żadnych dokumentów z tamtego okresu? Niestety do momentu zamknięcia wydania gazety nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Nasz Czytelnik zapowiada, że póki żyje będzie walczył. Będzie walczył o sprawiedliwość, godność i utracone dzieciństwo. Czy mus się uda?
Napisz komentarz
Komentarze