- Spotkaliśmy się, aby porozmawiać o ostatniej aferze finansowej w Starogardzie. Pan jest jednym z poszkodowanych. Pana zdaniem, nie była to jedna afera, ale mamy do czynienia także z drugim oszustwem...
- Mamy do czynienia z dwiema oszustkami. Jedna, pani Anna S, o której było głośno i druga, która prowadzi zakład fryzjerski. Ona też proponowała wymianę walut, miała butiki z odzieżą. Ona wybieliła się tym, że poszła na policję, twierdząc że Anna S. oszukała ją na 8 mln zł. A skąd ona te pieniądze miała? Od ludzi, których oszukała! Mam całą listę oszukanych osób.
- Jak do tego oszustwa doszło? Rozumiemy, że aby być oszukanym przez panią A. trzeba było pójść do oddziału banku, który prowadziła.
- Ona przyszła do mojego salonu. Najpierw pożyczyła 20 tys. zł – oddała, później pożycza i znowu przyniosła z powrotem. Pani A. wraz z panią B. i jej kochankiem przyjechali do mnie, aby pożyczyć pieniądze. Na początku nie chciałem pożyczyć ale nakłonili mnie. Później pojawił się R., następny oszust. Podejrzewam, że to on właśnie wprowadził ten cały „zachód” w Starogardzie. Anna S. prawdopodobnie podłapała ten motyw działania od B. Proponowała wielu ludziom zakup euro po dużo niższej kwocie. Inni proponowali po 4,00, po 4,10 a ona proponowała po ok. 3,90.
- Na czym to dokładnie polegało?
- To jest czysta piramida. Ja jestem kwotowo pokrzywdzony najbardziej.
- Ile pan stracił?
- 2 mln 100 tys. zł, moja druga połowa półtora miliona.
- Jak na Starogard są to niesamowite kwoty. Co te panie z tymi pieniędzmi robiły? Mają to na kontach jako zabezpieczenie czy obracały nimi?
- Jedna z nich obracała ok. 3 mln tygodniowo. Ale obrót, z tego co dowiadywałem się pokątnie po fakcie, polegał na tym, że jeździły po kantorach i skupowały walutę. Ktoś mi powiedział, że jak skupił walutę to później tę samą otrzymał z powrotem po innym kursie. One po prostu skupowały walutę w okolicznych kantorach ściemniając klientów, że załatwiły euro z Ameryki Południowej, Afryki czy RPA.
- Myśli pan, że jest szansa na odzyskanie tych pieniędzy? Czy udało się już cokolwiek odzyskać?
- Mam nadzieję, że odzyskam. Od Anny S. odzyskałem narożnik, który miała niezapłacony. A od B. meble, które były w połowie zniszczone. Mówiła, że nikt jej nie ruszy, bo zna policję i sędziów oraz prokuratorki. Tylko teraz pytanie, jak to wszystko wyszło, kto się za nią podłoży? Ja o tym nie wiem, nie sprawdzałem. Mnie interesuje moje życie prywatne i mojej rodziny. Powiem uczciwie. B. gra słodką idiotkę, małą myszkę. To niesamowite, że taka mała kobieta potrafiła wydmuchać tylu dużych ludzi na taką kasę.
Więcej szczegółów tej szokującej afery znajdziecie w najnowszym numerze Gazety Kociewskiej.
Napisz komentarz
Komentarze