- Jak pan ocenia wyniki kontroli w DPS Rokocin?
- Kontrola wykazała to, co prokuratura wykazała już dwa lata temu. Sam przechodziłem rozmowę z paniami, które kontrolowały nasza placówkę. One ograniczały się jedynie do pytań o zachowanie pani, która została już osądzona. Tylko to. Jeżeli chciało się wyjść poza ten temat, na obszary innych nieprawidłowości w tym domu, to zaraz rozmowa była ucięta. Poinformowano mnie, że taki mają program kontroli. Nie chciały słuchać o innych sprawach.
- A o czym chciał pan jeszcze poinformować osoby kontrolujące DPS w Rokocinie?
- Chciałem powiedzieć o kilku innych nieprawidłowościach, na przykład o tym, ze niektóre z pracujących opiekunek nie mają w ogóle uprawnień. Były przypadki, ze na zmianie cały dom mieszkańców został pod opieką pań pokojowych. Nie było żadnego opiekuna, żadnej pielęgniarki. Kontrola miała podobno wykazać nieprawidłowości, sprawdzić, czy jest wykwalifikowany personel.
- Czy spodziewał się pan, że zostanie pan tak potraktowany za to, że wykrył pan te nieprawidłowości, które potwierdziła prokuratura, czyli bicie i znęcanie?
- To nie jest pierwszy przypadek. Kilka lat temu zgłaszałem nieprawidłowości w innych domach, to wówczas byłem atakowany. U pani dyrektor to jest normalne. Teraz pani dyrektor podobno podała mnie do prokuratury za to, że nie oddałem jej nagrań itd., nie odnotowałem tego zdarzenia, nie broniłem podopiecznego. Chodzi o same formalności. To jest szukanie dziury w całym. W moim piśmie skierowanym wówczas do pani dyrektor jasno jest napisane, że pracownica używa wulgaryzmów i często dochodzi do rękoczynów. Pani dyrektor nie chciała ze mną rozmawiać na ten temat. Nagrania przekazałem więc bezpośrednio do prokuratury jako dowód w sprawie.
- Czy w tym momencie pan się czegoś obawia? Tego np., że ktoś będzie się chciał na panu zemścić za tę całą sprawę?
- Nie, ja mam bardzo dużo dowodów. Wydaje mi się, że jedynie pani dyrektor powinna się obawiać, bo tylko ona nie wypełniła swojego obowiązku. Ja jako pracownik wypełniałem i wypełniam swoje obowiązki w pełni. Zgłosiłem sprawę najpierw ustnie, nie chcieli słuchać, bo jak pani dyrektor zaznaczyła – ustne skargi się nie liczą, tylko na piśmie. Złożyłem zatem na piśmie.
- Dlaczego pan zdecydował się nagrać to zdarzenie?
- Podjąłem się tego, ponieważ podobna sytuacja miała miejsce rok wcześniej, w 2011 roku. Wówczas także zgłaszałem, że inna pracownica biła jednego z mieszkańców. Gdy to zgłosiłem, to za tydzień ja zostałem oskarżony, że go biłem. Dlatego postanowiłem mieć konkretne dowody, aby nie można było odwrócić kota ogonem. Nagrałem tylko jedną zmianę, wiedziałem, że taka sytuacja może mieć miejsce. Przypuszczam, że można było nagrywać przez te wszystkie lata pracy tej pani, takie zachowanie w jej przypadku to nie był incydent. Ja tylko chciałem mieć w ręku jeden twardy argument, ponieważ wiedziałem, że wszystko będzie obrócone przeciwko mnie i ja będę siedział na lawie oskarżonych za zniesławienie tej pani. Potem zaczęto mi się śmiać w twarz, pani, która biła nadal pracowała na niezmienionym stanowisku przez ponad 11 miesięcy. Dziewczyny, które były świadkami przemocy straciły pracę, dlatego chciałem to upublicznić.
- A jaka teraz panuje atmosfera pracy w DPS-ie? Czy coś się zmieniło?
- Na pewno nie ma już znęcania. Pracownicy całym sercem oddają się podopiecznym. Jednak jest podział na dwa obozy cały czas. Jest obóz dobry, skupiony wokół pani dyrektor i ten zły. My się czujemy jak oprawcy, a oni są ofiarami. Pani, która się znęcała jest niby ofiarą...Nie jest miło pracować w takich warunkach.
"Czujemy się jak oprawcy, a oni są ofiarami!"
Rozmowa z Leszkiem Wójcikiem przewodniczącym terenowego oddziału NSZZ Solidarność, opiekunem w Domu Pomocy Społecznej w Rokocinie.
- 08.07.2014 15:44 (aktualizacja 10.08.2023 09:54)
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze