- Od Pana się wszystko zaczęło. Teraz jest Pan jakby na uboczu, dlaczego? Poznaliśmy kandydatów na wójta, prezydenta a Pan...?
- Będę startował do Rady Miasta w moim okręgu nr 18.
- Pan był jedną z osób, które zakładały Stowarzyszenie Nasz Starogard.
- Tak jestem od samego początku, od powstawania Stowarzyszenia.
- Czy to było takim głównym przyczynkiem, aby zacząć działać na własną rękę?
- Nie zacząłem działać na własną rękę, ale z całym stowarzyszeniem. W pewnym momencie przejrzałem na oczy, jeżeli chodzi o Pana Stachowicza, że jest osobą, która dużo obiecuje a mało realizuje. Zraża do siebie takim postępowaniem ludzi. Zwykłym, drobnym przykładem była sytuacja związana z kampanią wyborczą i spotami, w których występowały dzieciaki. Chodziło o zwykłą, prostą rzecz, aby prezydent podziękował dzieciakom, korzystając z okazji zbliżających się świąt dać im, chociaż torebkę z cukierkami bądź zaprosić do swojego gabinetu. Dla takich dzieciaków to jest ogromna frajda. Odzewu ze strony prezydenta nie było jednak żadnego. Dla mnie był to pierwszy moment, że coś jest nie tak. Odniosłem wrażenie, że jeżeli jest zagrożenie, to prezydent stwarza ciepłą, przyjemną atmosferę, ludzie lgną do niego. Po zagrożeniu odcina się od nich nie mówiąc nawet dziękuję, co potwierdziło referendum.
- Pana, jako współpracownika przy swojej kampanii też tak potraktował po wygranej?
- Jeżeli chodzi o referendum to nie usłyszałem słowa dziękuję a naprawdę było tam bardzo dużo pracy włożonej w profil prezydenta, co zauważyła nawet Panorama Gdańska.
- Jak ocenia Pan szanse stowarzyszenia w nadchodzących wyborach? Na ile liczycie?
- Te wybory będą zupełnie inne. Są pionierskimi wyborami i tutaj może się dużo rzeczy zdarzyć. Z tego, co wiemy wielu obecnych polityków nie chce startować w wyborach jednomandatowych i te osoby będą startowały do powiatu. Dużo nowych, ciekawych nazwisk pojawia się natomiast na naszych listach.
- Takie przetarcie szlaku nastąpiło już chyba przy okazji wyborów do Spółdzielni Mieszkaniowej Kociewie. Były kontrowersje wokół tego tematu, ale wiadomo wokół tak spektakularnych wyników kontrowersje być muszą...
- Na temat spółdzielni nie chciałbym się wypowiadać.
- Dlaczego?
- Pracuję w spółdzielni i nie ukrywam, że wszystko to dotyka również i mnie, mojej pracy. W radach osiedla i radach nadzorczych siedziały osoby po 20-30 lat. Traci się wówczas instynkt, nie widzi się problemów, które mieszkańców dotykają. Starsze osoby mimo swego doświadczenia nie czuły problemów napotykanych przez młode małżeństwa z dzieciakami czy młodzież. Te osoby miały zupełnie inne spojrzenie na Spółdzielnię Mieszkaniową. Poza tym spółdzielnia ograniczała swoją działalność głównie do remontów, natomiast nowa rada pragnie pobudzić mieszkańców osiedli do działania i większego zaangażowania w życie spółdzielni, pokazać, czym jest prawdziwa spółdzielczość. Spółdzielnia to nie tylko bloki mieszkalne, parkingi i remonty, ale też szeroko pojęte życie społeczno - kulturalne.
Prezentowany fragment wywiadu opublikowany został w całości w Gazecie Kociewskiej z dn. 10 września 2014 r.
Napisz komentarz
Komentarze