- Dziś jesteście w Starogardzie. Gracie kolejny koncert. Wróćmy jednakże do początków, jak to się wszystko zaczęło?
Sławek Urbański: Jest jedna zasada, aby wybić się w czymkolwiek, nie tylko chodzi o muzykę, trzeba mieć po prostu pasję. Jeżeli ktoś liczy tylko na to, żeby tak po prostu być, bo to fajnie wygląda, to nic z tego nie będzie. Przychodzą ciężkie momenty, jak w każdym przedsięwzięciu, czy to w graniu, czy dajmy na to w miłości. Jeżeli nie ma się pasji, to się najzwyczajniej w świecie nie przetrwa. Słomiany zapał po prostu zgaśnie.
Mariusz Noskowiak: Zaczynaliśmy 20 lat temu i motywacje były prozaiczne. Gdzieś tam, jak mówił Sławek, narodziła się pasja do bycia muzykiem. Choć podziw dziewczyn w szkole też nie był bez kozery [śmiech]. To bardzo ważna sprawa, to też element pasji. Ale wracając do tematu i do muzyki, zawsze te zespoły, które są prawdziwe, a nie są jakimś produktem wymyślonym w laboratoriach przez sztab tajniaków w czarnych płaszczach, obronią się same. Czyli w każdym normalnym zespole, który rodzi się z pasji do muzyki, element miłości musi być.
- Czyli autentyczność jest tutaj szalenie ważna?
M.N.: Autentyczność jest bardzo ważna ale ta sama autentyczność bez pasji w końcu może zginąć. Przestaje być ważne samo w sobie bycie jako takim muzykiem, mieć skrzyknięty zespół z kumplami, bo kocha się to robić. Nastaje taki czas, że chce się być dobrym muzykiem, poświęcić się temu całym sercem.
S.U.: To jest tak naprawdę poprawianie drobnych niuansów, które w gruncie rzeczy stanowią o jakości gry. Gdy na początku zaczynaliśmy nie męczyło mnie poprawianie jakiś drobnych elementów, a wręcz przeciwnie. Nakręcało mnie jeszcze bardziej, dla mnie jakaś niewielka zmiana, którą ja usłyszałem, była taką jak gdyby pożywką, do jeszcze lepszej pracy.
- Czy dzisiaj, jeśli byście mieli spojrzeć z perspektywy tych lat, rynek muzyczny jest łatwiejszy czy może wręcz przeciwnie, szczególnie dla początkujących zespołów?
M.N.: Jest tak samo. Łatwiej jest o tyle, że sposoby dotarcia są prostsze, jak chociażby przez internet czy telewizję. Też sposób nagrywania muzyki bardzo się zmienił na masowy. To znaczy, że wystarczy jedynie zainwestować 5 tys. i możemy nagrać demo, a nawet całą płytę. Dawniej było to, nie bójmy się tego słowa, elitarne, bowiem bardzo drogie. Trzeba było wejść do wielkiego, drewnianego, analogowego studia nagrań, które kosztowało majątek. Żeby nawet tam się dostać, trzeba było się sporo nachodzić i napocić, żeby w jakimś przeglądzie wygrać w studiu 20 godz., załóżmy w Radiu Gdańsk albo jakiś kontrakt płytowy dostać. Wtedy wytwórnia pokrywała koszty. Ale z drugiej strony, była przez to też mniejsza konkurencja. Teraz nie jest to wielkim problemem finansowym nagrać płytę i nie jest też problemem, aby dotrzeć do ludzi.
S.U.: W Polsce jest sporo kapel, które grają naprawdę dobrą muzykę. Może nie są tak znane, ale to też dlatego, że w danym radiu pracują ludzie, którzy mają swój światopogląd. Media kształtują rzeczywistość. I tam jest grany pewien styl muzyki, a inny już nie, ale to nie znaczy, że tak wygląda cała polska muzyka.
M.N.: To są te dobrodziejstwa dostępności. Nagrać płytę na dobrym poziomie, dawniej było bardzo trudno. Kiedyś nas to różniło z zachodnimi wykonawcami, że oni mieli budżet na to, żeby siedzieć w studiu pół roku. Jako polscy wykonawcy, mieliśmy budżet, żeby posiedzieć... miesiąc i to było wielkie „łał”. Wielkie gwiazdy, no dwa miesiące. Teraz te studia można budować na zasadzie homerecordingu [domowe studio nagrań – red.] i zespół możne siedzieć w studiu całe życie. Wystarczy, że masz komputer i dobre słuchawki. W moim plecaku mieści się całe studio nagrań i mogę na przykład nagrywać w hotelu podczas trasy koncertowej. Dziś to żaden problem. [...]
Cały wywiad w aktualnym wydaniu "Gazety Kociewskiej", która ukazuje się wraz z "Dziennikiem Pomorza" w pow. starogardzkim.
Napisz komentarz
Komentarze