Niedawno w mediach społecznościowych pojawiła się informacja o tym, że karetka została wezwana do leżącego mężczyzny. Ratownicy, którzy przyjechali na miejsce, mieli rzekomo odmówić udzielenia pomocy. Sytuacja ta spotkała się z publicznym linczem na ratownikach. Mieszkańcy obrażali, a nawet grozili ratownikom, używając przy tym bardzo wulgarnych słów.
„Nie spojrzeli na ranną głowę”
Do zdarzenia miało dojść na początku marca. Na portalu społecznościowym pojawiło się zdjęcie i opis całego zajścia.
- Dziś (8 marca) o godzinie 11.27 przy Urzędzie Pracy leżał starszy pan z urazem głowy. Dwie dziewczyny wezwały pogotowie. Zatrzymałem się, żeby pomoc tym dziewczynom i zobaczyć, jak poważna jest to rana. Pan leżał w pozycji bocznej ustalonej i czekał na pomoc, był pijany, ale to nie znaczy, że nie potrzebował pomocy. Czekaliśmy ponad 10 min. na przyjazd pogotowia. Jak już przyjechali, przedstawiliśmy im sytuację. Panowie zamiast temu panu pomoc, nakrzyczeli na niego, a nawet nie spojrzeli mu na ranną głowę. Jeden z nich powiedział: „tu jest potrzebna policja, a nie my”. Zostawili tego człowieka tak po prostu i pojechali – opisuje zbulwersowany internauta.
Pacjent odmówił pomocy
Z punktu widzenia ratowników, którzy przybyli na miejsce, sytuacja ta wyglądała jednak zupełnie inaczej.
- Na pewno warto pochwalić osobę lub osoby, które widząc leżącego, zdecydowały się mu pomóc i wezwać pogotowie. Na miejsce przyjechała karetka. Okazało się, że pacjent odmówił udzielenia pomocy, używając przy tym w stosunku do ratowników słów wulgarnych, uważanych powszechnie za obraźliwe – wyjaśnia Ewa Macholla, rzecznik starogardzkiego szpitala. - W tym układzie zespół zastosował się do świadomej woli pacjenta i nie podjął w stosunku do niego dalszych czynności. Mężczyzna był nietrzeźwy i w towarzystwie znajomego. Na pytanie, czy potrzebna jest pomoc policji, znajomy pacjenta stwierdził, że sam go odprowadzi do domu. Należy podkreślić, że karetkę wezwały przypadkowe osoby, wbrew woli pacjenta, czyli nawet go nie zapytały, czy życzy sobie wezwania karetki. Pacjent był przytomny i świadomy – mówi dalej rzecznik.
„Czasami każą nam... odjechać”
Wg rzecznika KCZ, takie przypadki zdarzają się kilka, czasem kilkanaście razy dziennie. Karetka udaje się do chorego, a na miejscu okazuje się, że tak naprawdę niepotrzebna była pomoc ratowników. W tym czasie mogli oni pomagać komuś, kto tej pomocy potrzebuje naprawdę.
- Często słyszymy, że mamy - delikatnie mówiąc – odjechać – przyznaje jeden z ratowników Kociewskiego Centrum Zdrowia
Napisz komentarz
Komentarze