Koronawirus to odmiana wirusa grypy
Koronawirus to nic innego jak kolejna odmiana wirusa grypy. Wirusa ze swej istoty niezwykle zmiennego, co sprzyja producentom szczepionki, a potencjalnych nabywców zmusza do corocznego powtarzania immunizacji. Materiał genetyczny składa się z nukleoproteiny RNA. Tworzy ona rdzeń wirusa zamknięty w otoczce zwanej nukleokapsydem. Na jego powierzchni powstaje rodzaj korony utworzonej przez dwie typowe dla wirusa grypy substancje: hemaglutyninę i neuraminidazę. One to decydują o jego „zjadliwości”. Łącząc się z nabłonkiem dróg oddechowych, uszkadzają ochronny śluz i powodują, że wirus bez problemu wnika do komórek nabłonka dróg oddechowych i tam się namnaża. Znane są trzy typy wirusa: A, B, C. Pierwszy z nich – A – występuje u ludzi i zwierząt (świnie, konie, foki, norki, wieloryby, ptaki). Drugi – B – tylko u ludzi. Z kolei trzeci – C – u ludzi i świń. Epidemie i pandemie wywołuje wirus A. Wirus grypy należy do drobnoustrojów inteligentnych. Potrafi on relatywnie szybko zmieniać swą strukturę, dlatego nie sposób zaszczepić się trwałe. Na zmienności genetycznej wirusa korzystają producenci szczepionek. Ten sam drobnoustrój, który na przełomie zimy i wiosny wywołuje grypę w Azji, jesienią i zimą dociera do Europy i Ameryki. Zanim to nastąpi, w laboratoriach Zachodu produkowana jest szczepionka. Podkreślam raz jeszcze: szczepionka powstaje na bazie wirusa wyizolowanego w Azji. I tak we wrześniu w witrynach francuskich aptek pojawiają się anonse: „Szczepionka na grypę już jest!”. I wówczas ci, którym zdołano wmówić, że owa szczepionka stanowi warunek przetrwania przez nich tegorocznej zimy, rzucają się do aptek.
W tym roku nienasycone apetyty producentów szczepionki rozpętały akcję, o jakiej się filozofom nie śniło. Wbrew zapowiedziom, że „produkcja szczepionki potrwa 18 miesięcy”, wiele wskazuje na to, że otrzymamy ją niedługo. Cicho sza... W tej chwili trwa promocja. Gdy zadyma medialna osiągnie szczyt, wówczas zbawcza szczepionka się pojawi. Szczepionka przeciw koronawirusowi – a w rzeczy samej szczepionka antygrypowa, tyle że pod inną nazwą. Proszę sobie wyobrazić następujące anonse – czyż nie zabrzmią one zachęcająco: „Szczepionka na koronawirusa już jest! Daj sobie szansę na życie”.
Były już różne grypy
Była już „świńska grypa”, była „ptasia grypa”, był „SARS” – teraz mamy „koronawirusa”. A nazwa – jak mówiłam – wzięła się stąd, że wirus grypy ma wygląd podobny do korony. Sama „grypa” to chwyt zbyt banalny, aby sparaliżować strachem zamożniejszą część globu, czyli tę, która składa się na potencjalnych nabywców szczepionki. Gdybyśmy nie byli w stanie jej kupić, interesowano by się naszą grypą tak samo jak chorobami zakaźnymi Afryki – czyli wcale. Na szczęście, ale i na nieszczęście, stanowimy populację, która wyda każde pieniądze, aby się zabezpieczyć. Populację, którą z roku na rok coraz łatwiej przestraszyć, bowiem słucha medialnego bełkotu niczym Świętej Księgi. Słucha wszystkiego, nie bacząc na ogrom nieścisłości i histeryczny ton. Ton właściwy raczej propagandzie niż informacji, w najwyższym stopniu podejrzany.
Retoryka tej akcji
Przyjrzyjmy się retoryce tej akcji. Z jednej strony mamy mnożenie epitetów typu „wstrząsający”, „bezprecedensowy”, „tajemniczy”, z drugiej strony powoływanie się na „czołowe autorytety”, z trzeciej – sprzeczność podstawowych danych. Czołowe autorytety zdolne są malować wizję 45 milionów pogrzebów i przewidywać zapadalność 60 procent światowej populacji, a także ogłaszać, że 1 wirus zaraża 2,5 osoby. Na jakiej podstawie? Wszak w Chinach liczących 1,4 miliarda umarło przecież dopiero półtora tysiąca. Czy to jest 60 procent? Zadyma służy sianiu strachu.
Przerażonymi łatwiej się manipuluje.
Przerażeni zrobią wszystko, co się im każe. Przerażeni mają sto razy większą szansę zachorować. Układ immunologiczny pozostaje pod bezpośrednią kontrolą centralnego układu nerwowego. Kiedy w 2009 r. ogłoszono rzekomą epidemię świńskiej grypy, pewna wrześnianka zatrudniona w dużej firmie farmaceutycznej jednej ze stolic europejskich ostrzegła swoich bliskich, aby przypadkiem się nie szczepili, bo w centrali nikt się szczepieniom nie poddaje.
Uporządkujmy wiedzę dotyczącą grypy.
Czy rzeczywiście jest to taki horror? Dlaczego w czasach, gdy mieszkamy w suchych, pozbawionych wilgoci mieszkaniach, mamy lodówki i myjemy często ręce oraz odżywiamy się tak dobrze jak nigdy dotąd, traktujemy grypę niczym nasi przodkowie dżumę lub trąd. Tak, to prawda, grypa jest chorobą zakaźną. Grypa nie jest zwykłym przeziębieniem. Grypa może grozić powikłaniami, przeziębienie zresztą też. To truizm, ale każda choroba, o ile nie stworzymy organizmowi warunków do uporania się z nią, rozwinie się w niepożądanym kierunku. Różnica pomiędzy przeziębieniem a grypą dotyczy zarówno etiologii (przyczyn), jak i przebiegu. Przeziębienie spowodowane jest mieszaną florą bakteryjną, grypa zaś jest chorobą wirusową. Jednak nawet tego wirusa grypy przeciętnie zdrowy organizm pokonuje zwycięsko, pod warunkiem że leżymy w łóżku. Powikłania – na których wyolbrzymianiu zarabiają producenci szczepionki – występują rzadko i przede wszystkim u osób o upośledzonej odporności. A także u tych, którzy uparli się, żeby podczas grypy pracować. Proszę przypomnieć sobie, ile razy w życiu chorowali Państwo na grypę. Chorobę manifestującą się wysoką gorączką, około 39 stopni, bólami mięśniowo-stawowymi, suchym kaszlem i bólem głowy. Trzy, cztery razy? No to po co się szczepić co roku?
15 lutego Narodowa Komisja Zdrowia w Pekinie podała, że wskutek epidemii w Chinach zmarły 1523 osoby, zaś zarażonych zostało 66 492. Na Boga, ludzie!!! To w Chinach żadne liczby. Tam obowiązuje inna skala. Mowa przecież o kraju, w którym duże miasta (Szanghaj, Pekin) mają po 24 miliony mieszkańców, a małe to takie, które liczą 7 milionów. Spotkany w pociągu na trasie Shiyan – Pekin mały chłopiec śmiał się, gdy usłyszał, że pochodzę z 38-milionowego narodu. „To wy się pewnie wszyscy znacie?” – skomentował naszą mizerię.
Komentarze internetowe
A oto ton komentarzy z internetu: Wirus z Chin to epidemia nie do zatrzymania? Plaga z Wuhan zabija. Nie działa tam transport publiczny i lotniczy, nie pływają promy, a uzbrojeni żołnierze pilnują, by nikt nie uciekł z zamkniętej strefy. Jak naprawdę wygląda życie w chińskich miastach? Epidemia jak z horroru. Ludzie padają na ulicach i nie ma kto zająć się zwłokami w szpitalach! Brutalnie zaostrzono prawo. Nosiciele wirusa mogą dostać karę śmierci!
Pytania bez odpowiedzi
Pytam zatem: i o czym to świadczy? Wszyscy wiemy, że w Chinach panuje reżim. Chiny nie są państwem demokratycznym. Różnice społeczne, jakie tam występują, są głębsze niż gdziekolwiek. Istnieją tam ekskluzywne kasy chorych dla bogaczy, przyzwoite dla klasy średniej, a te gwarantowane przez państwo oferują pryczę na ziemi i plaster. To czego chcecie? Kara śmierci za niepodporządkowanie się rygorom epidemiologicznym? A niby czemu nie? Rzecz dotyczy w końcu Państwa Środka. Wszak tutaj jeszcze w XX wieku obowiązywała „kara tysiąca kawałków”, polegająca na powolnym zabijaniu przez odcinanie żywcem części ciała. A do zestawu należały zioła cucące i wzmagające odczuwanie bólu. Oto i Azja w całej swej urodzie. Oto Chiny!
Lekarze bezradni w walce z przemysłem farmaceutycznym
Aby w pełni zrozumieć zadymę z koronawirusem, trzeba uświadomić sobie, że medycyna wymknęła się lekarzom spod kontroli. Wymknęła się jak nigdy dotąd w historii. Jakiegokolwiek skromnego wykształcenia i ubogiej wiedzy nie mieliby lekarze w przeszłości, posiadali oni wpływ na kreowane przez siebie metody lecznicze. Dziś – niestety – siłą kształtującą oblicze współczesnej medycyny stał się przemysł farmaceutyczny. Siła, która nie tylko produkuje leki, ale odpowiada za modele lecznicze. Siła, której jedynym celem jest wzrost sprzedaży. Siła, którą przysięga Hipoktratesa nic a nic nie obchodzi... To za sprawą przemysłu farmaceutycznego doszło do haniebnego obniżenia wielu norm na czele z normą cholesterolu, ciśnienia, glukozy itd. To za sprawą przemysłu farmaceutycznego starym ludziom obniża się fizjologiczne dla ich wieku ciśnienie, nie bacząc na to, że normą w biologii jest to, co ma zdrowa większość. A przecież norma – powtarzam raz jeszcze – to nie wydumany abstrakt, ale pewna średnia, którą nie my ustalamy, lecz Natura. Dzisiejsze sfałszowane normy mają jeden cel: jak najwyżej ustawić poprzeczkę sprzedaży. To za sprawą przemysłu farmaceutycznego rujnuje się układ immunologiczny niemowląt, szpikując je szczepieniami przeciwko chorobom prawdopodobnym i nieprawdopodobnym, banalnym i niegroźnym. Te haniebne praktyki możliwe są dzięki globalnym mediom znajdującym się na usługach koncernów farmaceutycznych. I nie jest to żadna spiskowa teoria dziejów. Kto tego nie wie – biedny. Biedny i narażony na manipulacje.
Świat prawdy i wirtualny
Rzeczywistość wirtualna to obraz sztucznej rzeczywistości, stworzony przy pomocy technologii informatycznej. Polega on na multimedialnym kreowaniu wizji przedmiotów, przestrzeni i zdarzeń. Ich siła oddziaływania tym razem osiągnęła siłę huraganu. Wymiar niemający równego sobie. Manipulatorom udało się sparaliżować wiele dziedzin życia. Przyznam się szczerze, że przecieram oczy ze zdumienia, obserwując akcję z pogranicza wiarygodności. Akcję, przy której bajka o Czerwonym Kapturku wydaje się rzetelnym reportażem. W USA obowiązuje plan 3551-13, tzn. plan zwalczania pandemii grypy i innych chorób zakaźnych. W Korei stracono urzędnika, który udał się do łaźni, zamiast poddać się kwarantannie. W Niemczech Lufthansa odwołuje loty. We Włoszech w ośrodkach narciarskich opustoszały hotele. W Polsce minister zdrowia zapewnia, że kraj jest przygotowany. Dyrektor Szpitala Bielańskiego dementuje: przygotowany, ale tylko teoretycznie. Nawet Episkopat zajmuje stanowisko i tym sposobem nawet w Kościele przestaje obowiązywać: „Nie lękajcie się!”. Sugeruje się zastąpienie Eucharystii komunią duchową i zachęca do niekorzystania z wody święconej. Udzieliło się zatem wszystkim, dosłownie wszystkim.
Nie będę ukrywać, temat wyjątkowo mnie denerwuje. Zakończę go zatem anegdotą, aby choć trochę zniwelować dyskomfort wywołany bliskością wirtualnej rzeczywistości. Mówi ona o tym, że książę Karol miał ponoć zapytać swoją matkę: „Mamo, czy ja mogę być zarażony koronawirusem?”. Na co królowa Elżbieta odrzekła: „Tobie, synku, korona nie grozi”.
dr n. med. Danuta Mikołajewska
Września, marzec 2020 r.
Śródtytuły pochodzą od redakcji
Napisz komentarz
Komentarze