Generał Leopold Okulicki ps. „Niedźwiadek” był ostatnim dowódcą Armii Krajowej. Podpisał rozkaz o rozwiązaniu szeregów AK 19 stycznia 1945 roku. Nie podpisał rozkazu o kapitulacji, zaniechaniu walki o niepodległy byt Polski, jak nam czasami sugerują! Rozwiązał szeregi, by w nowej sytuacji politycznej ułatwić oficerom i żołnierzom AK „dalszą pracę i działalność […]. Teraz każdy z Was jest dla siebie dowódcą”. Wyraził swą wiarę w lepszą przyszłość zniewolonej Ojczyzny: „Wierzę głęboko, że zwycięży nasza święta Sprawa, że spotkamy się w wolnej i demokratycznej Polsce”.
Sowieci skazali Pana Generała w haniebnym procesie moskiewskim na 10 lat. Zamordowali półtora roku po tym „procesie”, nie patrząc na swój „wyrok”! Wiedzieli, że „wolny świat” się o polskiego generała nie upomni.
Pan generał miał syna Zbyszka. Ukochane, jedyne dziecko. Był jeszcze nastolatkiem, gdy ojciec ruszał na wojnę. Wraz z matką przedostał się poza granice kraju, aż do Palestyny, gdzie skończył polskie gimnazjum. Został żołnierzem 2 Korpusu Polskiego gen. Władysława Andersa. Jako sierżant podchorąży 1 pułku artylerii lekkiej zginął pod Ankoną 8 lipca 1944 roku. Miał w chwili śmierci lat 20. Ojciec zamordowany przez sowiecki sąd kapturowy, syn zginął od niemieckiej kuli. Przeraża mnie smutek i bezgraniczna samotność Pana Generała w tę wigilijną noc. Pomódlmy się za spokój jego duszy.
Kiedy myślę o Zbyszku Okulickim, od razu przed oczyma stają mi młodzi żołnierze Armii Krajowej i Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie – pochodzący z Kociewia, najwięcej z powiatu starogardzkiego. Byli i pod Monte Cassino, i w Powstaniu Warszawskim i w wielu innych miejscach, gdzie toczyła się walka za Świętą Sprawę – jak pisał w rozkazie generał Okulicki – czyli za niepodległy byt Polski. Albin Ossowski, Zygmunt Bączkowski, Witek Wetta… To tylko początek długiej listy.
W lutym 2022 roku minie 80 lat od rozkazu naczelnego wodza Polskich Sił Zbrojnych, przekształcającego Związek Walki Zbrojnej w Armię Krajową i nakazującego scalanie polskiego ruchu oporu pod okupacją pod tą nazwą. Poproszę Radę Powiatu Starogardzkiego, by ustanowić rok 1922 w powiecie starogardzkim jako
Rok Kociewskich Bohaterów Armii Krajowej
Mam już poparcie w tej sprawie komisji kultury i komisji edukacji Rady Powiatu. Za tydzień przypomnę Państwu najważniejszych bohaterów AK z Kociewia i – mam nadzieję – będę mógł już ogłosić wolę Rady Powiatu Starogardzkiego w tej sprawie.
Czy to na pewno jest Polak?
To była zaskakująca i bardzo smutna wiadomość: nominalny żołnierz Wojska Polskiego zdezerterował w czasie służby na gorącej granicy polsko-białoruskiej i poprosił putinowskich Białorusinów o „azyl polityczny”.
Naopowiadał w białoruskiej telewizji niestworzone rzeczy o polskich „zbrodniach” na „uchodźcach” i „wolontariuszach” (Polacy dwóch „zamordowali”!). Wygląda na to, że gad miał już wcześniej kontakt z białoruskimi służbami specjalnymi i był przez nie „zadaniowany”, mówiąc językiem komunistycznej bezpieki, a jego występ w białoruskiej telewizji został wyreżyserowany przez tę samą bezpiekę, która prowadzi nieszczęsnych, niedoszłych migrantów z dziećmi – z Syrii, Iraku czy Afganistanu – do nielegalnego przekraczania granicy państwowej RP i do ataków na polskie umocnienia graniczne. Do koczowania w ekstremalnych warunkach w lesie. Media nie ukrywały nazwiska dezertera: Emil Czeczko.
W Polsce żyje prawie 500 osób o nazwisku Czeczko. Rozproszeni po całym kraju (efekt powojennych migracji), są na przykład w Warszawie czy w Kaliszu, ale większość mieszka na pograniczu polsko-białoruskim, zwłaszcza w rejonie Biała Podlaska - Brześć Litewski. To wskazuje na ich pochodzenie. Jeszcze więcej Czeczków mieszka na Białorusi. Brzmienie nazwiska i charakterystyczna końcówka wskazuje na jego białoruskie pochodzenie.
Nie piszę tego po to, by dyskredytować osoby noszące to nazwisko w Polsce. Jest wśród nich nawet oficer Wojska Polskiego. Jestem przekonany, że większość z nich czuje się Polakami, skoro mieszkają na terenie Rzeczypospolitej Polskiej. Współczuję im, na pewno przeżywają przykrości za sprawą swego ziomala, bo każdy chce być przecież dumny ze swego nazwiska, a tu mamy do czynienia z haniebnym aktem dezercji, zdrady kraju, w którym się żyje. W przedwojennym kodeksie karnym nazywało się to zbrodnią stanu albo zdradą ojczyzny. Kara była tylko jedna: śmierć przez powieszenie. Dziś grozi za to podobno 8 lat więzienia.
Dowódcy dezertera (dowódca baterii, dowódca plutonu i dowódca 2 dywizjonu w Węgorzewie) z 11 Pułku Artylerii 16 Dywizji Zmechanizowanej zostali ukarani odwołaniem ze swych stanowisk. To błąd, panie ministrze i panie generale Radomski. To jest rutynowe zastosowanie zbiorowej odpowiedzialności, w stylu wojska „ludowego”. Oni w niczym nie zawinili. Niepotrzebnie ich upokarzacie – i to pokazowo! Nie sposób było przewidzieć, że ten sukinsyn zrobi tak podłą rzecz. Podobno już wcześniej „stwarzał problemy”. Nie bardzo chce mi się w to wierzyć. Gdyby tak było, nie pojechałby na granicę. Podejrzewam natomiast, że ujawnił się jego białoruski „patriotyzm”. Sęk w tym, że to nie jest patriotyzm prawdziwego Białorusina, zatroskanego o swój kraj, o wolność jego obywateli. Z takimi patriotami mieliśmy do czynienia podczas manifestacji w Mińsku, w których udział, w warunkach reżimu Łukaszenki, wymagały wielkiej odwagi cywilnej. „Patriotyzm” tego dezertera polega na popieraniu Białorusi sowieckiej, moskiewskiej, a to zupełnie co innego.
Kiedy słucham meldunków znad granicy, składanych nam głównie przez sympatyczną i zawsze doskonale przygotowaną rzeczniczkę Straży Granicznej, podporucznik Annę Michalską, serce mnie boli, gdy pada nazwa Narewka (a pada często). Przecież to rodzinna wieś Danuty Siedzikówny „Inki”, młodej bohaterki powojennego powstania antykomunistycznego, której słowa z więziennego grypsu o potrzebie zachowania się jak trzeba, zna dziś cała Polska! Czeczko nie zachował się jak trzeba.
Pierwszy raz byłem w Narewce 20 lat temu, z kolegami z IPN. Im bliżej celu podróży, tym więcej w okolicy prawosławnych cerkwi. Słońce odbijało się od ich blaszanych kopułek, a mnie przypomniały się warszawskie „złote garby”, czyli ruska cerkiew na placu Saskim, którą polscy patrioci rozebrali w roku 1925, bo była symbolem ruskiego panowania nad Polakami. To nie był atak na prawosławie, tylko na symbol zniewolenia Polaków. Teraz złote garby w postaci Pałacu Stalina są w spisie „zabytków” Warszawy a pobliski plac Konstytucji upamiętnia „konstytucję” Stalina dla Polskoj Narodnoj Respubliki i upokarza kolejne pokolenia polskich patriotów. Takie to jest „obalenie komunizmu” w Polsce!
Święta BN nie są „magiczne”!
Bez przerwy słyszę w radio i w TV – już nie tylko w reklamach – że Święta Bożego Narodzenia są „magiczne”… Co za bzdura! Te święta są zaprzeczeniem jakiejkolwiek magii. To święta niezgłębionej nadziei. Tę nadzieję wlewa co roku w nasze serca Nowo Narodzony. Zostańmy przy tym! Nie podcinajmy korzeni, z których wyrastamy (św. Jan Paweł II). „Bożego Narodzenia ta noc jest dla nas święta”… (Stanisław Wyspiański). Niech taką pozostanie, a bezmyślne, pozbawione głębszej refleksji rozważania o tym, jak są „magiczne”, wyślijmy do „europejskiego” lamusa.
Zdrowych, pogodnych w sercu Świat Bożego Narodzenia i Bożego ładu w sercach na cały nadchodzący rok życzę wszystkim starogardzianom i Kociewiakom. Szczęść Boże!